Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#70112

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Mój chłopak przyjechał z Ameryki. Urodził się tam, wychował, stamtąd pochodzi jego rodzina. Nieważne dlaczego tam nie mógł ułożyć sobie życia, ważne że ja i moi bliscy byliśmy dla niego jedyną drogą ratunku i dlatego mieszka teraz w Polsce.

Sprawa z początku wydawała się łatwa, miał chłopak ukończone liceum, to mógł iść na studia. Uczelnia go przyjęła, więc miał podstawę do aplikacji o kartę pobytu. Dla ciekawych zagadnienia, jest ona przyznawana na ogół ludziom, którzy z powodu pracy lub szkoły muszą przebywać na terenie Polski dłużej niż trzy miesiące.
Karta została mu przyznana dwa razy na jeden rok i przez dwa lata uczył się na wyższej szkole, jednocześnie samemu prowadząc prywatne lekcje angielskiego. Problem pojawił się trzeciego roku, bieżącego - przepisy uległy zmianie. Najprawdopodobniej z powodu dużej ilości wniosków, urzędom nadano prawo nieograniczonego czasu odpowiedzi. Sprawa stała się jeszcze bardziej stresująca.

Wytłumaczę Wam krótko jak wygląda składanie takiego wniosku. Najpierw należy wypełnić kilkudziesięciostronicowe dokumenty, następnie wydrukować je w paru kopiach. Do tego trzeba dołączyć świstki związane z każdą urzędową sprawą życia - skany paszportu, płatności składek na ubezpieczenia, pismo z uczelni potwierdzające dostanie się na konkretny rok studiów. Ważne jest też posiadanie dwunastu tysięcy złotych na koncie. Nie jest to płatność, którą trzeba wnosić, a zabezpieczenie żeby państwo nie miało dodatkowego problemu z bezdomnymi obcokrajowcami.

Zbieranie wszystkich potrzebnych dokumentów nie jest może wielce trudne, ale dosyć żmudne i niekiedy stresujące. Po odczekaniu swojego w kolejce (czasami po parę godzin) w Urzędzie do spraw cudzoziemców i oddaniu swojej ciężkiej pracy urzędnikowi, następuje weryfikacja. Tenże proces przeszedł mój ukochany w czerwcu (!) tego roku, po czym powrócił do domu i rozpoczął oczekiwanie. Z wcześniejszych doświadczeń zapamiętał tyle, że po miesiącu w skrzynce powinno znaleźć się zaproszenie do odebrania karty.

Kiedy minęło prawie sześćdziesiąt dni, a swojej wyczekiwanej inwitacji nie dostał, postanowił wybrać się do urzędu. Tam uzyskał informację, że zmieniono pewne zasady - oczekiwanie na rozpatrzenie wniosku może wydłużyć się nawet do grudnia. Dostał numer do swojego pośrednika, pieczątkę do paszportu (czasowo nieograniczoną, świadczącą o oczekiwaniu na decyzję) i do widzenia. Sam pośrednik jest materiałem na inną historię, utrudnienie w kontakcie potraktowaliśmy jako znak wielkiej ilości spraw, którymi biedny musi się zająć.

Szczerze mówiąc o fakcie nie myśleliśmy zbyt wiele. Czekaliśmy, czekaliśmy, a potem czekaliśmy jeszcze więcej. Aż przyszedł do chłopaka mail związany ze sprawą... od uczelni. Nie mogą przecież trzymać studenta, któremu legalnie nie wolno przebywać na terenie kraju. Chłopak postanowił udać się do urzędu aby wyjaśnić sprawę. W poczekalni spędził czas rekordowy - ponad trzy godziny. Pod koniec tego oczekiwania postanowiłam przyjść i ja (na wszelki wypadek, chłopak nie mówi płynnie po polsku).
Rozmowa, którą odbyliśmy z urzędniczką spowodowała, że krew zagotowała mi się jak nigdy dotąd.

(J)a: Dzień dobry, chłopak składał u państwa wniosek już pół roku temu. Nadal nie otrzymaliśmy żadnej odpowiedzi, nie odbierają państwo telefonów, a wczoraj dostaliśmy maila od jego szkoły, że jeśli nie doniesie on skanów karty pobytu, to zostanie skreślony z listy studentów.
(U)rzędniczka: No to trzeba czekać, ja tu państwu nic nie zrobię.
(J): Rozumiem, ale czy możemy dostać jakiś dokument potwierdzający, że chłopak znajduje się na terenie Polski legalnie?
(U): Taki dokument został do Państwa wysłany pocztą - tutaj na mojej twarzy pojawił się lekki karpik. Chłopak jest zameldowany w domu moich rodziców. Nie ma możliwości, aby dokument nie dotarł (wszystkie zawsze docierały). Nawet nie było opcji wysłania go na zły adres, dom był budowany od postaw i miał zawsze tych samych właścicieli. Wszyscy nasi sąsiedzi są przyjaciółmi rodziny i przekazaliby nam list.
(J): Nie otrzymaliśmy nic. Według mnie nie ma opcji, żeby nie mógł on do nas trafić.
(U): No cóż, jedyne co mogą państwo zrobić to przynieść nam jeszcze poniższe dokumenty - w tym momencie kobieta wręczyła mi ręcznie wypisaną listę.
(J): Ale dwa z tych trzech dokumentów zostały już dostarczone.
(U): My ich nie mamy - w tym momencie puściły mi już nerwy. Zaczęłam mówić trochę szybciej, ale nadal tym samym tonem.
(J): Proszę pani, jak urząd mógł zgubić dokumenty chłopaka? Jakie świadectwo wystawia to Polsce? Poza tym jeśli chłopak miał dwanaście tysięcy w czerwcu, to w grudniu naturalnie takiej kwoty już miał nie będzie, co w takiej sytuacji zrobić?
(U): Proszę na mnie nie krzyczeć. Głowa mnie boli, chce pani żebym była nieuprzejma?!
W tym momencie postanowiłam przerwać rozmowę. Rzeczywiście, nie wiedziałam, że załatwianie spraw urzędowych zależy również od osobistego humoru pracowników. Jak ja mogłam wymagać, żeby osoba reprezentująca placówkę udzieliła mi kompetentnych odpowiedzi?

Wraz z chłopakiem wysłaliśmy pismo do urzędu z prośbą o wytłumaczenie sytuacji. Czekamy z nadzieją na jakąkolwiek odpowiedź. Zastanawiamy się gdzie i tak naprawdę na kogo złożyć w takiej sytuacji skargę. Szkoła przyjęła na tę chwilę skan pieczątki z paszportu.
Tak więc (zgodnie z przykazem) czekamy, czekamy... czekamy.

Urzędy

Skomentuj (34) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 359 (427)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…