Hej!
Chyba jeszcze nie zdarzyło się żebym pisał o szpitalach i lekarzach. Ten czas nastał. Zapraszam do historii.
Moja żona była w ciąży (urodził się chłopak). Jakieś miesiąc, może półtora przed terminem zrobił jej się paskudny zakrzep. Szybka konsultacja u ginekologa i angiologa, skutkuje skierowaniem do szpitala na patologię ciąży. Skierowanie ma regułkę CITO.
Co nam zostało idziemy na SOR ginekologiczny w Białymstoku. Czekamy już od 8. Tak jak kilka innych przyszłych mam. Żona zarejestrowała się. Pielęgniarka każe czekać. Jesteśmy za wcześnie łóżek nie ma. Może będą wypisy. W tym samym czasie jak my wraz z innymi ludźmi kwitliśmy w poczekalni. Zjawia się jedna kobieta, wymalowana, sprawna z torbą pod ręką. Nawet nie spojrzała w stronę rejestracji, wyciąga telefon i dzwoni. Po chwili mówi dziarskim głosem: "Już jestem". Nie mija 5 minut. Na SOR-ze zjawia się lekarz. Zaprasza panią do środka. Kobieta znika. Myślę może kogoś odwiedzić. Może ktoś z rodziny. W ciągu kolejnych 3-4 godzin, jeszcze kilka pań, z pomięciem rejestracji znalazło się na oddziale. Około 14 panie pielęgniarki z dyżurki poinformowały że na patologii nie ma miejsca komplet. Proszę przyjść kiedy indziej. No kur*a jego mać. Siedzi z nami kilka kobiet każda na patologie, ale nie wejdą. Dlaczego?! Bo lekarze biorą na oddział w państwowym szpitalu prywatne pacjentki. Skąd to wiem? Ano to będzie w dalszej części historii.
Z żoną postanowiliśmy tak tego nie zostawiać i stawiać się codziennie nawet na tępym dyżurze. Lekarze muszą ją zbadać, czy nic jej i dziecku nie zagraża. Zostaliśmy przyjęci następnego dnia z pomocą całkiem mi obcej osoby. Jak? To też wytłumaczę.
Moja mama pracuję w spółdzielni mieszkaniowej. Akurat kiedy trochę się żaliłem na sytuacje w szpitalu przyszła do niej pielęgniarka która pracuje w tymże szpitalu. Okazało się że pracuje na pokrewnym oddziale. Także coś z ginekologią czy położnictwem. Powiedziała że postara się pomóc bo lubi moją mamę. Następnego dnia stawiamy się w szpitalu. Poinformowaliśmy tą panią. A ona pół godziny stała nad głową lekarza i namawiała go żeby nas przyjęto, który wreszcie się zgodził choć powtarzał że nie ma miejsc. Tutaj mamy happy end czyli dostaliśmy się do szpitala.
Skąd wiem że lekarze z prywatną praktyką biorą swoje pacjentki na oddział. Podsłuchałem pielęgniarki na oddziale które żaliły się że "przychodzą takie prywatesy na korekcje ci*y, a normalni ludzie nie mogą się dostać".
Następnym razem chyba wezwę karetkę, chociaż znając życie bez pomocy znowu nie przyjmą mnie bądź mojej rodziny na oddział.
Chyba jeszcze nie zdarzyło się żebym pisał o szpitalach i lekarzach. Ten czas nastał. Zapraszam do historii.
Moja żona była w ciąży (urodził się chłopak). Jakieś miesiąc, może półtora przed terminem zrobił jej się paskudny zakrzep. Szybka konsultacja u ginekologa i angiologa, skutkuje skierowaniem do szpitala na patologię ciąży. Skierowanie ma regułkę CITO.
Co nam zostało idziemy na SOR ginekologiczny w Białymstoku. Czekamy już od 8. Tak jak kilka innych przyszłych mam. Żona zarejestrowała się. Pielęgniarka każe czekać. Jesteśmy za wcześnie łóżek nie ma. Może będą wypisy. W tym samym czasie jak my wraz z innymi ludźmi kwitliśmy w poczekalni. Zjawia się jedna kobieta, wymalowana, sprawna z torbą pod ręką. Nawet nie spojrzała w stronę rejestracji, wyciąga telefon i dzwoni. Po chwili mówi dziarskim głosem: "Już jestem". Nie mija 5 minut. Na SOR-ze zjawia się lekarz. Zaprasza panią do środka. Kobieta znika. Myślę może kogoś odwiedzić. Może ktoś z rodziny. W ciągu kolejnych 3-4 godzin, jeszcze kilka pań, z pomięciem rejestracji znalazło się na oddziale. Około 14 panie pielęgniarki z dyżurki poinformowały że na patologii nie ma miejsca komplet. Proszę przyjść kiedy indziej. No kur*a jego mać. Siedzi z nami kilka kobiet każda na patologie, ale nie wejdą. Dlaczego?! Bo lekarze biorą na oddział w państwowym szpitalu prywatne pacjentki. Skąd to wiem? Ano to będzie w dalszej części historii.
Z żoną postanowiliśmy tak tego nie zostawiać i stawiać się codziennie nawet na tępym dyżurze. Lekarze muszą ją zbadać, czy nic jej i dziecku nie zagraża. Zostaliśmy przyjęci następnego dnia z pomocą całkiem mi obcej osoby. Jak? To też wytłumaczę.
Moja mama pracuję w spółdzielni mieszkaniowej. Akurat kiedy trochę się żaliłem na sytuacje w szpitalu przyszła do niej pielęgniarka która pracuje w tymże szpitalu. Okazało się że pracuje na pokrewnym oddziale. Także coś z ginekologią czy położnictwem. Powiedziała że postara się pomóc bo lubi moją mamę. Następnego dnia stawiamy się w szpitalu. Poinformowaliśmy tą panią. A ona pół godziny stała nad głową lekarza i namawiała go żeby nas przyjęto, który wreszcie się zgodził choć powtarzał że nie ma miejsc. Tutaj mamy happy end czyli dostaliśmy się do szpitala.
Skąd wiem że lekarze z prywatną praktyką biorą swoje pacjentki na oddział. Podsłuchałem pielęgniarki na oddziale które żaliły się że "przychodzą takie prywatesy na korekcje ci*y, a normalni ludzie nie mogą się dostać".
Następnym razem chyba wezwę karetkę, chociaż znając życie bez pomocy znowu nie przyjmą mnie bądź mojej rodziny na oddział.
słuzba_zdrowia
Ocena:
339
(415)
Komentarze