Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#70246

przez Konto usunięte ·
| Do ulubionych
O ile piekielnych czytam od dawna, tak dzisiejsza (2015-12-23) sytuacja po prostu zmusiła mnie do założenia tutaj konta. Mowa będzie o buractwie wobec osób niepełnosprawnych.

Mieszkam w małej wsi "przytulonej" do większego miasta, od którego dzieli ją lasek. Sięga tu komunikacja miejska, jednak autobusy pojawiają się raz na 1,5 godziny, co skutkuje często, że nie można w takim środku lokomocji usiąść ze względu na dużą ilość pasażerów. Każdy zna tu każdego, jak to w tego typu miejscowościach bywa.

Niedaleko mnie mieszka pewna wdowa (ok. 50 lat) z synem chorym na zespół downa. Osoby cierpiące na tę chorobę łatwo rozpoznać, a co gorsza, stają się one często pośmiewiskiem dla tych "zdrowych umysłowo".

Chłopak chodzi w mieście do szkoły specjalnej, do której codziennie jeździ autobusem i odprowadzany jest przez swoją rodzicielkę aż pod drzwi. Wsiadałam dziś razem z nimi na jednym przystanku do komunikacji miejskiej i miałam okazję zobaczyć jeden z przykrych przykładów wychowania.

Gdy podjechał autobus okazało się, że był prawie pełny. Miejsca dla osób niepełnosprawnych (4) były zajęte przez rechoczących i głośno gadających 3 lokalnych "dresów", synów menelstwa, znanych całej okolicy. Dwóch siedziało względnie tak, jak Pan Bóg przykazał, czyli jeden zadek na jedno siedzenie. Trzeci rozsiadł się sam na podwójnym miejscu. Kobieta [K] podeszła do tego trzeciego [T], z prośbą o ustąpienie jej i synowi miejsca. Wywiązała się wtedy taka oto krótka rozmowa:

[K] "Przepraszam, mój syn jest niepełnosprawny, a to są miejsca dla takich osób przeznaczone, czy mógłby pan ustąpić nam siedzenia?"
[T] "Spier***, Nie będę Ci kur** przerywał rozmowy, żeby Twój kur** jeb*** Down posadził dupę na moim miejscu!"
Reszta gromadki w spuściportkach roześmiała się na to wesoło.

Matka musiała stać trzymając za rękę i przytrzymując przy zakrętach syna.

Nikt z pasażerów nie zareagował. Podeszłam do kierowcy i kiedy zajechał na następny przystanek powiedziałam o zaistniałej sytuacji. Ten odparł tylko, że to nie jego sprawa.

Na szczęście, w międzyczasie, jakieś dziewczyny zeszły z "normalnych" miejsc gdyż wysiadały, więc zajęła je pani z synem. "Dresiki" siedziały sobie nadal wygodnie rozmawiając i rzucając raz na jakiś czas przekleństwami. Jak sprawa potoczyła się dalej, nie wiem, bo chwilę potem sama musiałam opuścić pojazd.

Nie potrafię tego skomentować.

komunikacja_miejska

Skomentuj (32) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 285 (325)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…