Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#70564

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Jestem nauczycielką. Pracuję w małej szkole, która mieści się w małej wiosce.

Małe szkoły mają więcej zalet niż wad, ale niestety i te się znajdą – m.in. utrudniony dostęp do osiągnięć kultury. Najbliższy teatr jest prawie 50 km od nas, o operze czy filharmonii możecie zapomnieć (prawie 120 km). W związku z tym szkoła organizuje wszystko tak, aby artyści przyjeżdżali do nas – mamy koncerty muzyki klasycznej na sali gimnastycznej, spotkania ze znanymi ludźmi itp.

Jako polonistka staram się też zadbać o edukację teatralną (zresztą nawet jakbym nie chciała, to muszę, bo wymaga tego ode mnie podstawa programowa). Jestem w kontakcie z kilkoma teatrami, które organizują spektakle wyjazdowe – przyjeżdżają do pobliskiego miasteczka, gdzie grają dla kilku szkół. Z reguły nauczyciel odpowiedzialny za takie wyjście podpisuje umowę z teatrem ok. pół roku wcześniej, aby zarezerwować miejsca. Bilety też są wtedy dość tanie, bo 16-17 zł od osoby. Zawsze byłam zadowolona – było niedrogo, porządnie, ciekawie, a dla dzieci z wioski na końcu świata często jest to jedyna możliwość zobaczenia widowiska teatralnego na żywo.

W tym roku szkolnym zaklepałam uczniom trzy przedstawienia – w listopadzie, w grudniu i w lutym. Tytuły, daty i koszt został przedstawiony rodzicom i dzieciom na początku września z zastrzeżeniem, że są to wycieczki obowiązkowe. Bardzo dobrze, nikt nie protestował. No, może znalazła się dwójka niezadowolonych dzieci, że oni nie chcą do teatru, wolą do kina albo na kręgle.

Jednak po dwóch pierwszych spektaklach dotarły do mnie niezadowolone głosy kilkorga rodziców – że czemu tak drogo, że szkoła powinna zapłacić, że przedstawienia są dla dzieci niezrozumiałe, a tak w ogóle to szkoła powinna organizować ciekawsze wycieczki, oni chętniej zapłacą za wyjazd do... centrum handlowego. Bo to się dzieciom bardziej spodoba.

Na szczęście są to tylko pojedyncze osoby, ale krew się we mnie burzy, kiedy widzę, jakie wartości są przekazywane młodemu pokoleniu. Bardzo trudno jest zachęcić dzieci do czytania książek w wolnym czasie czy interesowania się kulturą, kiedy w domu słyszą, że książki są dla frajerów, a najlepsza rozrywka to zakupy. Drodzy Rodzice, nie wińcie wtedy nauczyciela, że słabo uczy, a Wasze dziecko nie jest w stanie zrozumieć fabuły "Sposobu na Alcybiadesa"...

szkoła rodzice

Skomentuj (67) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 372 (418)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…