Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#70628

przez ~SzalonaJu ·
| Do ulubionych
To moja pierwsza (i pewnie ostatnia) historia na Piekielnych. Nigdy wcześniej nie czułam się tak zawiedziona ludźmi, jak czuję się teraz i tylko dlatego piszę o tym, co mnie spotkało.

Kilka dni temu na przystanku tramwajowym spotkała mnie bardzo przykra historia. Jestem osobą chorą psychicznie. Mało kto o tym wie, zupełnie tego po mnie nie widać, jestem młodą kobietą - zadbaną, pracującą itd. Pragnę zaznaczyć, że nie wyglądam ani groźnie, ani patologicznie, co ma istotne znaczenie w tej historii.

Późnym wieczorem czekałam na tramwaj powrotny do domu, kiedy nagle dopadł mnie atak paniki – pierwszy od roku. Nie byłam w stanie wsiąść do tramwaju, ruszyć się z ławki, odebrać telefonu, który cały czas dzwonił... Reszta świadomości pozwoliła mi tylko głośno wołać pomocy. Mijali mnie ludzie w różnym wieku, ale żadna nie zainteresowała się przerażoną, zapłakaną dziewczyną, która cała się trzęsie i błaga o pomoc. W międzyczasie zwymiotowałam do śmietnika ze stresu - tak było ze mną źle. Ostatecznie udało mi się zebrać w sobie i podejść do kobiety w średnim wieku – jedynej osoby, która w tamtym momencie była na przystanku.

- Przepraszam Panią. Jestem osobą chorą psychicznie. Czy mogłaby mi Pani pomóc? Czy mogłaby Pani zadzwonić do mojego chłopaka i powiedzieć, żeby po mnie przyjechał. Trzęsą mi się ręce, nie mogę odebrać telefonu. - powiedziałam. To dosłowny cytat. Zanim ruszyłam się z ławki, powtórzyłam tę regułkę w myślach kilkanaście razy.

- Wolałabym nie brać Pani telefonu – powiedziała kobieta i cofnęła się kilka kroków w tył.

Ponieważ nie byłam w stanie podać numeru i błagałam, żeby mi pomogła, ostatecznie wzięła ode mnie telefon. Podałam tylko jego imię i swoje imię. Przez cały czas nie odzywałam się, tylko płakałam. Zadzwoniła zirytowana i podała moją lokalizację. Była autentycznie zła, że to właśnie jej przytrafiła się ta żałosna historia. Kiedy mój chłopak powiedział jej, że zaraz będzie, rzuciła rozzłoszczona do słuchawki:

- Ale co? Ja mam tutaj teraz z NIĄ czekać?

Dotarło do mnie, że mój chłopak wie, gdzie jestem i muszę już tylko czekać. To mnie trochę uspokoiło. Przeprosiłam tę kobietę, zabrałam swój telefon, podziękowałam za pomoc i wróciłam na ławkę. Chłopak zjawił się szybko, zabrał mnie do domu, uspokoił, wszystko skończyło się dobrze.

Może nikt z Was nie uzna tego za opowieść godną Piekielnych, ale uwierzcie, że dla mnie to było prawdziwe piekło. Ludzie, którzy obojętnie mijali mnie, kiedy siedziałam zapłakana na ławce i powtarzałam w kółko:

- Pomocy, błagam, niech ktoś mi pomoże. Proszę.

Później ta straszna kobieta, która patrzyła na mnie z pogardą. Przecież poprosiłam ją tylko o wybranie numeru i podanie miejsca, w którym się znajduję... Rozumiem, że nie chciała ze mną czekać, przecież jej o to nie prosiłam. Do tramwaju miała jeszcze dziesięć minut – wystarczająco dużo czasu by wykonać ten krótki telefon.

Ciężko jest być wariatem. Mam nadzieję, że już nigdy więcej atak nie dopadnie mnie w miejscu publicznym, a nawet jeśli tak się stanie, to że znajdzie się chociaż jedna życzliwa osoba, która pomoże mi bez złości.

PS: Zastanawia mnie też jeszcze jedno. Przecież zwymiotowałam i wyglądałam na ciężko chorą. Prosiłam głośno o pomoc. Czy nikomu z tych ludzi nie przeszło przez myśl, że potrzebuję natychmiastowej pomocy lekarza?

komunikacja_miejska

Skomentuj (63) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 532 (584)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…