Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#70693

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Historia o tym, jak próbowałem odzyskać dokumenty z Uczelni, na której nie rozpocząłem studiów.

Zdawałem na dwa kierunki, na dwóch różnych uczelniach. Priorytetowy kierunek był bardzo oblegany i posiadał trudne egzaminy wstępne. Dlatego, żeby nie być rok w plecy, ani nie trafić na pół roku w kamasze, wybrałem drugi, awaryjny kierunek.

Wyniki rekrutacji najpierw były dla kierunku awaryjnego. Dostałem się. Musiałem donieść dokumenty (a tym samym potwierdzić chęć studiowania) jeszcze zanim były wyniki z drugiego kierunku. No cóż, wiem, że w ten sposób komuś zajmowałem miejsce, ale nie moja wina, ze system jest głupi. Złożyłem dokumenty.
Potem okazało się, że na priorytetowy kierunek też się dostałem. Wiedziałem, że dwóch na raz nie dam rady pociągnąć - w związku z tym postanowiłem twórczo zinterpretować regulamin studiów mówiący o tym, że "można" w dowolnym momencie złożyć podanie o urlop dziekański". I takie podanie złożyłem w lipcu, jeszcze przed rozpoczęciem pierwszego roku studiów :)
Jakoś w październiku dostałem decyzję - odmowną. No nic, szat nie będę rozrywał, miałem chytry plan, nie wyszło - trudno. Studiowałem sobie mój kierunek.

Ale w sumie warto kopię świadectwa maturalnego odebrać. Po co ma się gdzieś kurzyć w archiwum uczelni, na której nie studiuję?

1) Podejście pierwsze. Ferie.
Sprawdziłem, kiedy działa dziekanat. Tego dnia pojawiłem się na Uczelni. Podszedłem do drzwi dziekanatu, pukam i chcę wejść. Ale nie daję rady. Zamknięte. Żadnej kartki na drzwiach, nic. Pokręciłem się po korytarzu kilkanaście minut. W międzyczasie więcej osób próbowało się dostać do dziekanatu, równie bezskutecznie, jak ja. Wreszcie schodzę do portierni i dowiaduję się tam, że dzisiaj dziekanat jednak nie działa:/ No nic, przyjdę później...

Po semestrze zimowym dostaję piękną informację, że zostałem skreślony z listy studentów. Chwilę później piękne pismo z WKU, że zapraszają mnie na przygodę życia - w kamasze :) Szybka wizyta w dziekanacie Uczelni, na której studiowałem, zaświadczenie o studiowaniu, szybka wizyta w WKU - uff, udało się :)

Ale zmobilizowało mnie to, że trzeba jednak szybko sprawę załatwić.

2) Podejście drugie.
Tym razem dziekanat był czynny :)
(Ja): Dzień dobry.
(Pani z Dziekanatu): Słucham! (ton głosu możecie sobie dopowiedzieć)
J: Chciałem odebrać dokumenty z Uczelni.
PzD: Słucham! (może Pani nie dosłyszała... Tłumaczę jeszcze raz zatem)
J: Dzień dobry. Składałem podanie o urlop dziekański, który nie został mi udzielony. W związku z tym chciałbym zabrać dokumenty, ponieważ nie studiuję na Państwa uczelni.
PzD: Ale jak to! Jakie dokumenty! Musiałabym do archiwum na dół zejść. A w ogóle, to już późno, za godzinę zamykamy. Sama jestem, koleżanki nie ma. No, nie dam rady zejść i zamknąć dziekanatu...
I taki monolog przez jakieś 5 minut. Z natłoku słów wyłuskałem, że Pani jest sama, nie może opuścić stanowiska pracy i iść z jednym studentem do archiwum, bo w tym czasie innym osobom nie będzie mogła pomagać. OK, rozumiem, nie ma sprawy, przyjdę kiedy indziej.

Życie studenckie się toczyło, praktyki, projekty, wyjazdy, egzaminy. I tak parę lat później znowu sobie przypomniałem, że może jednak warto odebrać te papiery :)

3) Podejście trzecie.
Dziekanat czynny. W środku sporo pań. Może się uda.
J: Dzień dobry, chciałem odebrać dokumenty, ponieważ zostałem skreślony z listy studentów i nie studiuję u Państwa.
PzD: Ale czego oczekuje?
J: Chciałem odebrać dokumenty, które składałem przy rekrutacji. Świadectwo, zdjęcia itp.
PzD: Kiedy były składane?
J: Kilka lat temu.
PzD: ŁOLABOGA! Przecież ja tego tu nie mam! To w archiwum centralnym jest! Jak ja to mam niby teraz wydostać, co? Jak to sobie wyobraża?
J: Proszę Pani, nie wyobrażam sobie. Wiem jednak, że ponieważ nie jestem Państwa studentem, to mam prawo odebrać dokumenty. W sumie, powinni mi je Państwo przesłać pocztą wraz z informacją o skreśleniu z listy studentów. Nie zrobili tego Państwo, dlatego też tu jestem.
PzD: Nazwisko! (czyli jednak, udzielono mi audiencji :))
Podałem
PzD: Data urodzenia!
Podałem
PzD: Obiegówka!
J: Słucham? Jaka obiegówka!
PzD: Wypełnił obiegówkę?
J: Nie, bo nie wiedziałem, że jest taka potrzeba.
PzD: To jak sobie wyobraża, że dostanie dokumenty, jak nie ma wypełnionej obiegówki? Tu jest, proszę, wypełni i przyniesie wypełnioną.
J: Ale proszę Pani. Czy ja na pewno muszę to wypełniać? Ja nie podjąłem studiów w ogóle.
PzD: Musi! Bo może korzystał z biblioteki i muszę mieć potwierdzenie, że nie zalega z książkami.

Argumentacja mnie przytłoczyła. Poddałem się i postanowiłem, że wypełnię tą obiegówkę. Chociaż uczelnia miała kilkanaście budynków, rozrzuconych po całym mieście - samo jeżdżenie za podpisami byłoby zatem niezłym wyzwaniem logistycznym.
Już chciałem odejść od kontuaru, gdy spojrzałem na pola w obiegówce. A tam: imię, nazwisko, nr albumu.

J: A mogę poprosić Panią o mój nr albumu?
PzD: A po co mu?
J: No jak to, do obiegówki
PzD: To sprawdzi sobie w legitymacji.
J: Ale ja nie mam legitymacji.
PzD: To w indeksie.
J: Też nie mam
PzD: Jak to nie ma?
J: No, nie rozpocząłem studiów i nie otrzymałem legitymacji
PzD: To jak mógł korzystać z biblioteki?
J: NO WŁAŚNIE, JAK?
Szach-mat? Kurtyna? Wytłumaczyłem w czym rzecz i przyznano mi rację?
Ależ skąd! Nic z tych rzeczy:) Pani z Dziekanatu nie z tych, co dadzą się przegadać.
PzD: JA NIE WIEM, JAK, ALE MOŻE MÓGŁ! OBIEGÓWKA! A tu ma nr albumu.

Logika mnie poraziła, wyszedłem. Obiegówkę wypełnił mi przy okazji kolega, który na tej uczelni studiował. Papiery dostałem.

* Starałem się możliwie wiernie oddać sposób odzywania się Pań w dziekanacie. Różne mnie obsługiwały, ale sposób zwracania się do petenta był ich częścią wspólną:)

Uczelnia dziekanat studia

Skomentuj (9) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 282 (306)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…