Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#70726

przez ~Grodziasz ·
| Do ulubionych
O tym jak moje dziecko wyleczyło się (chyba) z fobii i przez to będzie miało przegwizdane w szkole, co później doceni.

Mam syna, niecałe 9 lat. Zdrowe, żywe, łobuzerskie, nie dające sobie w kaszę dmuchać 51 kg obywatela. Nie, nie żre jak świnia, słodyczy prawie wcale, nie jest na nic chory, jeździ na rowerze, gra w kosza, uczy się nart, zaczyna się wciągać w "pomaganie" mi na siłowni itd. Po prostu jest mną genetycznie obciążony, najwyższy w klasie, najcięższy, trochę się wyrówna jak mu hormony zaczną pod czajnikiem bulgotać, ale wielkim klocem pozostanie.

Po mamusi zaś odziedziczył pewną bardzo w... denerwującą przypadłość (chociaż nie wiem, czy to aby nie przeniesienie matczynej fobii drogą wychowania): panicznie boi się psów. WSZYSTKICH psów.
Proszę sobie wyobrazić, jak przedstawiony wyżej byczek spieprza albo co najmniej się zjeża i panikuje, jak się koło niego zakręci byle szczotka do butów typu york. Komedia.

Próbowałem go oswajać - małżonkę zresztą też - przekonywać, grozić, nawet pożyczyłem od znajomych, którzy mają hodowlę, małą śliczną włochatą kulkę owczarka niemieckiego z zamiarem adopcji w razie zaakceptowania. Wyleciałem z domu szybciej (i syna i mama darcie o większym ciągu wstecznym niż Boeing 787) niż wszedłem, szczęściem nie upuściłem zwierza w locie.

Mieszkamy na obrzeżach większego miasta. Nasi znajomi i sąsiedzi z grubsza wiedzą o przypadłości mojej ślubnej i młodego, dlatego z futrzakami ostrożnie albo raczej wcale.

Wie też o tym Legendarna Pani od Biologii (LPB). LPB to niewiasta, która zaczęła uczyć przedmiotu w czasach Wojen Husyckich i trwa nadal niczym mikrofon w dłoni ojca Tadeusza niewzruszenie, kształcąc kolejne pokolenia obywateli. Wspomnę tylko o kilku z wielu cech charakteryzujących tą Panią: granicząca z absurdem pamięć do wszystkich swoich uczniów i wszystkiego co kiedykolwiek zrobili. Wszelkiego rodzaju biegunki, gorączki, badania, pogrzeby, słowem - lawina zwolnień pisanych przez rodziców (!) bo dzieciaki nie wyrabiały nerwowo przed lekcjami, na których trzeba było np. oddać sprawozdanie czy wyniki z zadanych doświadczeń np. przeklęta rzeżucha; już nie mówiąc o sądnym dniu sprawdzianu (tak, droga młodzieży, kiedyś tak to wyglądało w podstawówce). Nigdy nie krzyczała, po prostu mówiła, a w klasie od razu robiło się 15 stopni zimniej.

Legendę tej kobiety znają wszyscy, m.in. mój syn. Tak się złożyło, że 1. uczyła mnie biologii *dzieścia lat temu, przebyłem tą całą ścieżkę zdrowia; 2. jest sąsiadką; 3. ma psa rasy wilczur (<-cytat) z cyklu wróbel co miał być orłem, ale trochę chorował; 4. respektowała przypadłość mojej familii; 5. za jakiś czas zacznie uczyć mojego syna przyrody; 6. i 7. - o tym na końcu.

Mamy niedaleko dyskont dla najgorszego sortu Polaków na "by". Pewnej pięknej soboty czekamy z młodym pod bidą na mamę. Korzystając z okazji absencji lepszej połowy, palę ćmika za winklem, młody stoi na czatach niedaleko wejścia - zuch mołojec, wie że baby to zło i z kim trzeba trzymać komitywę. Historię batalii o moje palenie zostawię na ewentualne przyszłe wpisy, może założę konto.

Mamy nie ma i nie ma, zastanawiam się, czy drugiej fajki nie odbezpieczyć, aż nagle zauważam TO. TO WIELKIE COŚ, prezencji odkurzacza, zmierzające w stronę mojego dziecka. Jucha wylewa się z oczu, piana z pyska kapie... Zrywam się pędem. Dziecko zorientowało się, że atakuje go smok. Owinął mu się wokół nogi, ogonem tym swoim ćwiekowanym zaczął go biczować. Stanął na odnóżach, już chce oczy wydrapywać... Sam Jormungand, sądząc po reakcji - syna nie wie - zemdleć, uciekać, wybuchnąć (taki czerwony), czy się utopić (tak się zaczął pocić).

Zrobił, co mu odruchowo przyszło do głowy - uderzył z kopa (bo tak robi z kolegami, którzy go mocno zdenerwują, mały zakapior cholerny) i chciał zwiać (bo tak robi, jak dostaje tej mamusinej anty-pieskowej wścieklizny). Nie zdążyłem złapać, ubiegła mnie LPB, która całkowitym przypadkiem trzymała biedne, skomlące zwierzę na smyczy. Nie przytoczę dokładnie tego, co powiedziała, ale szło to mniej więcej tak:
- Teraz weźmiesz, przeprosisz i ukochasz tego biednego pieska, a potem złapiesz tą smycz, pójdziesz z nim na spacer i przyprowadzisz do mnie do domu.

Co zrobił mój, wychowany w autorytecie ojca, zuch? Klęknął na drżących nogach, nieporadnie złapał psa, przytulił, długą chwilę głaskał aż obydwaj przestali się trząść, wziął smycz i poszedł z nim cholerę, tj. w stronę parku obok naszego domu.

Punkt 6. o którym miałem napisać: lubimy się bardzo z Panią XXXX, bo chociaż kosztowało mnie to dwa lata biegunki od czwartej klasy, to za perswazją i nauką mojego ojca przestałem się jej panicznie bać, a zacząłem szanować i coby nie mówić, łobuzować trochę na jej lekcjach, na zasadzie wyszczekanego, ale zawsze kulturalnego gówniarza, który ma swoje zdanie. Po latach okazało się, że LPB ceni i pamięta takie "elementy".

Punkt 7., zwieńczenie tej historii. LPB jest archetypem monstrum o złotym sercu. Po tym, jak moje dziedzictwo wyrwało na spacer z nowym przyjacielem (a jakże!), stwierdziła, że od dawna widziała moje męczarnie i chciała przeprowadzić podobną akcję, ale zawsze kręciła się moja małżonka (LPB nie uczyła jej, jest z innego miasta). W końcu nadarzyła się okazja. Co nie zmienia faktu, że i tak go przećwiczy, jak tylko dostanie go pod swoje skrzydła, bo to za mała pokuta za to, że Brunuś został skatowany (!) i że kto jak kto, ale JA powinienem syna lepiej wychować... Itd. :)

Epilog: żona wróciła z zakupów nieświadoma całej sytuacji, ściemniłem, że młodego koledzy zawinęli do parku. Wrócił do domu uchachany, o wiele później niż miał w terminarzu. O tym, co się działo jak odprowadził Brunusia nie chciał za bardzo mówić. Dostał szlaban od małżonki, ale szczególnie się nie wykłócał. Przylazł do mnie na drugi dzień jak wróciłem z pracy i tako rzecze:

- Tata, a Ucho XXX mają jeszcze do oddania?
- Mają.
- Weźmiemy go?
- Mama się nie zgodzi.
- Zgodzi się. Pani LPB powiedziała, że masz teraz wzorzec.
- Tata, a co to jest wzorzec...?

Skomentuj (69) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 554 (612)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…