Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#70739

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Mam 17 lat. Dwa lata temu okazało się, że umarł mój "wujek"- brat cioteczny ze strony mamy. Użyłam cudzysłowu, aby podkreślić to, że wujek nigdy się nie kontaktował, nigdy go nie widziałam, mój tata również, a moja rodzicielka widziała go po raz ostatni przeszło 20 lat temu.

Wujek 25 lat temu wziął WYŁĄCZNIE na siebie kredyt, wybudował dom, a następnie kilka lat później ożenił się już po raz drugi. Jego żona przez jakiś czas marudziła, że nie jest współwłaścicielem domu i czuje się w nim jak u siebie, aż w końcu jej współmałżonek uległ i dopisał ją do aktu własności domu (kredyt cały czas pozostawał wujka).

Dwa lata temu wujek zmarł. Więc po tym zaczęła się cała papierologia związana ze spadkiem po nieboszczyku.
Jego żona zrzekła się spadku ze względu na długi zatrzymując swoją połowę domu. Synowie również. Bracia, kuzynostwo (w tym moja mama) także poszli do notariusza, podpisali odpowiednie papiery zrzekając się spadku. Moja siostra idąc w ślady mamy zrobiła to samo.

Zapytają się państwo gdzie piekielność? Już tłumaczę.
Otóż następna w kolejce do dziedziczenia jestem ja. Niby wszystko wydaje się proste. Iść do notariusza, zrzec się i OK. Tak?
Otóż nie. Jako osoba niepełnoletnia moi rodzice musieli założyć sprawę w sądzie w moim imieniu by sąd pozwolił im zrzeczenia się za mnie "majątku".
Też również myślałam, że sprawa pójdzie jak z płatka ze względu chociażby na to, że jestem niepełnoletnia, w życiu człowieka nie widziałam, a nawet o nim nie słyszałam. Nie wiedziałam nawet jak ma na imię. Jednak nie jest tak bajkowo i cukierkowo jakby się mogło wydawać.

Pierwsza rozprawa. Rodzice wchodzą na sale. Standardowa rozmowa Sędziny i rodziców. Ot, zwykłe informacje dlaczego rodzice chcą się za mnie tego zrzec, czy ja wiem o całej sytuacji i czy wiemy o wysokości spadku. Nie wiemy. Natomiast wiemy, że wartość długu przewyższa wartość majątku. Moja mama prosi o wystąpienie w imieniu Sądu do banku o podanie wartości zadłużenia.
Wysoki Sąd stwierdził, że nie widzi na razie powodu dla którego miała by udzielić pozwolenia na zrzeczenie się spadku. Za mało dowodów i informacji. Sprawa odroczona.

Druga rozprawa. Na pytanie na temat wystąpienia Sądu o wartość zadłużenia Sędzina odpowiada, że nie wystąpiła, gdyż nie ma takiego prawa by móc żądać od banku informacji o wartości kredytu. Pozostała część rozprawy wyglądała tak, że Wysoki Sąd siedzi i przegląda w milczeniu papiery. I tak przez kilka minut. W końcu oznajmia, że rozprawa zakończona. Kolejne odroczenia.

Na trzecią rozprawę mama odnalazła kuzyna i poprosiła o możliwość zeznawania przed sądem. Zgodził się gdyż stwierdził, że chętnie pomoże zakończyć całą papierologię i rozprawy.

Tak więc trzecia rozprawa z udziałem Pani Prawnik. Zeznania, pytania, odpowiedzi. W gruncie rzeczy standard. Sędzina ogłasza koniec rozprawy. Pani Prawnik prosi o możliwość mowy końcowej i została odprawiona z kwitkiem, bo: "jak chce coś Pani więcej powiedzieć, to proszę to przesłać w formie pisemnej". Wynik rozprawy zostanie podany na rozprawie w piątek.

Moja mama w ciągu kilku dni napisała list do Rzecznika Praw Dziecka. List do sądu w imieniu moich rodziców. Pomogła mi napisać podobny list. Napisała do banku, który odpowiedział, że nam takiej informacji o wysokości zadłużenia nie udzieli, ale jeśli Sąd wystąpi z taką prośbą, to jak najbardziej.

Na ogłoszenie wyniku wybrałam się z rodzicami (osoba po ukończeniu 16 lat ma prawo przebywania na sali w czasie rozprawy, nawet w roli obserwatora). Sędzina stwierdza (tym razem dla odmiany miłym, uprzejmym i kulturalnym tonem), że rozprawa odroczona, wyniku brak i ona nie będzie nic na razie robić, żeby nie działać na moją szkodę.

Moja rodzicielka informuje, że pisała do banku i opowiedziała o ich odpowiedzi. Wysoki Sąd twierdzi, że to nieprawda, bo w niektórych przypadkach tak nie można. Czekamy na ocenę rzeczoznawcy, który wyceni dom, bo może jeszcze na tym zarobię (guzik prawda, gdyż żona zmarłego sprzedała swoją połowę domu za znacznie niższą cenę niż zmarły wziął kredyt - nie mówiąc o odsetkach). Teraz po wycenie będziemy walczyć z przedstawicielami banku... Sędzina uważa, że po prostu powinnam spłacać dług zupełnie nieznanej mi osoby.

I tutaj skieruję swoje pytanie. Czy polski organ sprawiedliwości na sprawy zwykłych ludzi jest aż tak ślepy? Ja rozumiem, że mam dopiero 17 lat. Nie znam się na wszystkim i na pewno nie rozumiem wielu rzeczy. Nie uważam się za osobę dorosłą i w pełni dojrzałą, bo do tego jeszcze kilka mi brakuje. Ale mam jakieś plany życiowe. Ukończenie szkoły, studia, a w przyszłości życie normalnego człowieka ze zwykłymi problemami. Ani ja, ani moi rodzice nie mamy pieniędzy żeby spłacać długi na dobrą sprawę obcej mi osoby. Nie chcę wkraczać w dorosłe życie z masą długów, rezygnować ze studiów i pracy taką jaką chcę, na taką jaką muszę podjąć, żeby spłacać czyjeś długi.

Czym kieruje się Sąd? Własnym widzimisię czy tym, że nie chce jej się dopełniać swoich obowiązków i woli już mieć wszystko z głowy?

Skomentuj (39) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 269 (307)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…