Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#71050

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Postanowiłem spełnić swoje marzenie o motocyklu.
W zeszłym roku udało mi się zmienić pracę na lepiej płatną, przystąpiłem więc do realizacji marzenia. Kurs, motocykl w garażu, egzamin (w tej kolejności :) ) - i ruszamy na drogę z plastikiem w ręku.

Muszę przyznać że polscy kierowcy okazali się o wiele lepsi, niż podejrzewałem. Ogromną większość czasu wykazują się szacunkiem, co staram się odwzajemniać i generalnie 99% czasu mija w miłej atmosferze.
Zdarzają się jednak pacany, ale nawet pojedyncze przypadki staram się ignorować i nie reagować gniewem, wyciągając jedynie wnioski na przyszłość dla własnego bezpieczeństwa.

W pewnych sytuacjach jednak ciężko o spokój.

Sytuacja - a dokładniej rzecz biorąc, kilka sytuacji - miała miejsce na autostradzie A4.
Jako że jestem początkującym motocyklistą, nie śpieszy mi się nigdzie, toteż standardowo okupuję prawy pas autostrady, trzymając się prawej krawędzi jezdni jak Bozia nakazała.
By być dokładnym - poruszam się nie po pasie oddzielającym prawy pas od pobocza, ale wyjeżdżoną nawierzchnią prawych kół samochodów.

Jadę więc odwiedzić brata, trzymając prędkość przelotową w okolicach 110 km/h. Można szybciej, ale akcesoryjna owiewka, w którą wyposażyłem swoje moto, sprawdza się doskonale do tej prędkości. Powyżej trzeba już chować się za nią, pół-leżąc na baku, i na dłuższą metę nie da się tak jechać. Wybieram więc wolniej, przyjemniej i wygodniej.

Podczas kursu wbijano mi do głowy jak mantrę - zawsze kontroluj sytuację za sobą zerkając w lusterka.
Tnę więc powietrze, napawając się piękną, słoneczną pogodą, i widzę w lusterku zbliżający się samochód.
Jest jakieś 100m za mną, jeszcze nie reaguję, ale zaczynam częściej sprawdzać lusterko, tak na wszelki wypadek.
50m. 30m. 10m. 5m. Noż kuźwa jego mać! Odbijam szybko na pas awaryjny by uniknąć najechania na (mój) tył.
W ruch prawy kciuk, trąbię by zwrócić uwagę cymbała na to co robi - wyprzedza mnie prawym pasem, w ogóle nie reagując na fakt, że prawie wjechał mi w tył!
Gdy był na mej wysokości zerknąłem przez szybę drzwi - pisze smsa.

Rzuciłem paroma kobietami, parającymi się najstarszym zawodem świata (choć niektórzy twierdzą że zawód polityka jest starszy), słysząc swój krzyk tłumiony przez wnętrze kasku.
Ciśnienie skoczyło mi dwukrotnie ale szybko przypomniałem sobie słowa instruktora:
- Pamiętaj, nie możesz zmienić tego kim jesteś i jaki masz temperament. Ale możesz nauczyć się kontrolować emocje, a największym wrogiem motocyklisty są emocje. Czy to gniew, czy stan euforii wywołany osiąganymi przez motocykl przyśpieszeniami - musisz nauczyć się je kontrolować tak, byś to ty kontrolował sytuację, a nie twoje emocje.

Pomny na te słowa, biorę dziesięć wdechów głębokich jak Rów Mariański i mimo wrzącej krwi, studzę gniew.
Pamiętaj, Loco - myślę - twój gniew jest słuszny, ale lekcje jazdy nie poszły na marne, kontrolowałeś sytuację wokół motocykla i w porę zareagowałeś na niebezpieczeństwo. Nauka nie poszła w las. Stłum gniew i nie daj się ponieść emocjom.

Przez dobre parę minut czułem jeszcze jak serce stopniowo spowalnia do normalnego tempa, ale postanowiłem nie roztrząsać więcej całej sytuacji. Nie można pozwolić sobie na rozkojarzenie, czego powyższy nadawca smsa jest najlepszym przykładem.

Nie wiem czy minęło 10 minut, sytuacja powtarza się.
Znów widzę zbliżający się moim pasem samochód w lusterku. Tym razem jednak jest on wyprzedzany przez inny samochód jadący lewym pasem.
Widzę wyraźnie że manewr wyprzedzania nie zakończy się na tyle wcześnie, by samochód za mną zdążył zmienić pas na lewy w celu wyprzedzenia.
Odległość znowu maleje, 50m, 10m, 5m - gardło mam już ściśnięte, czuję jak dłonie kurczowo zaciskają się na manetkach, rozluźniam więc uścisk bo przecież prawą ręką, dwoma palcami, trzymam klamkę hamulca.
Znowu widzę że nie mam wyboru - uciekam na pas awaryjny, trąbiąc na kierowcę, który staranowałby mnie gdybym nie zjechał w prawo.
- Co ty k***a robisz?! - krzyczę w kasku, pukając się jednocześnie w czoło, choć wiem że kretyn i tak mnie nie słyszy.

Starszy pan nawet nie zareagował. Nie przeprosił. Ani be, ani me, ani kukuryku - twoja wina, dawco organów, że nie zapierdzielasz szybciej niż ja (a jak zapierdzielasz, to jesteś zły dawca). Ja jestem zbyt zmęczony żeby odjąć gazu i przyhamować.

Znowu przypominam sobie słowa instruktora, próbując ujarzmić wściekłość jaka teraz już z mocą tornada rozlewa się po wszystkich mięśniach.
Z trudem, po dobrych dwóch minutach szewskiego klnięcia, udaje mi się jako tako uspokoić.
Na tym etapie zaczynam rozważać zatrzymanie się na pierwszej lepszej stacji paliw, zapalenie gdzieś z boku i po prostu ochłonięcie.
Postanawiam jednak kontynuować jazdę, koncentrując się na tym co tu i teraz, gasząc pożar gniewu wewnątrz.

Powiadają, że piorun nie uderza dwa razy w to samo miejsce. A trzy?

Historia powtarza się po raz trzeci - znów widzę samochód - tym razem vana - w lusterku, znów jest wyprzedzany lewym pasem, znów ma zbyt ciężką nogę by przyhamować.
Po raz kolejny już w porę ratuję się ucieczką na pobocze, trąbiąc na kretyna. Na tym etapie mam już mord w oczach, zaraz po powrocie na swój pas wystosowuję plemienne pozdrowienie palcem środkowym, wyprostowanym.
W odpowiedzi, kierowca vana przeprasza światłami awaryjnymi. Robi mi się głupio za "fakersa", toteż błyskawicznie, otwartą dłonią, odpowiadam "ok, nic się nie stało".

Tym razem nerwy ustępują znacznie szybciej, bo czym innym jest być narażonym przez imbecyla z facjatą nieskażoną wysiłkiem umysłowym, a czym innym gdy osoba przyznaje się do błędu i przeprasza.

Na szczęście kilka minut później minąłem znak informujący o zbliżaniu się do "bramek".
Zapłaciłem, zjechałem na parking, zapaliłem papierosa. Ręce jeszcze mi się trzęsły, z nerwów, ze strachu, z adrenaliny. Tej niedobrej.

Drodzy kierowcy samochodów!
Jazda motocyklem jest zupełnie innym doświadczeniem niż jazda samochodem, ale nie wymagam by każdy z Was wiedział jak to jest.
Weźcie jednak pod uwagę, że nie każdy motocyklista jeździ jak idiota. Większość z nas jeździ po prostu dla przyjemności i zdajemy sobie sprawę z ryzyka, na jakie wystawiamy się za każdym razem gdy wsiadamy na motocykl.
Akceptujemy to ryzyko i staramy się nie tylko nie prowokować niebezpiecznych sytuacji, ale jeździć pasywnie tak by ich unikać, nawet jeśli nie zachodzą z naszej winy. Dla śmierci nie ma znaczenia, czy przy 110km/h zabiłem się ze swojej winy, czy z Waszej. Dlatego większość tych z nas, którzy mają olej w głowie, stara się unikać wszelkich niebezpiecznych sytuacji.
Akceptujemy ryzyko związane z jazdą motocyklem - nie powiększajcie go tylko dlatego, że nie chce Wam się nóżki przesunąć z gazu na hamulec. Albo tylko odpuścić z gazu.

Zapytam Was wprost: czy Wy chcielibyście zginąć, bo kretynowi za Wami ciężko było stópkę oderwać od gazu?
Jeśli mam już umrzeć to ze starości, albo w szczytnym celu. Nie dlatego, że ktoś jest zbyt leniwy żeby zwolnić o 10 km/h!!!

Korzystając z okazji: pozdrawiam pozostałe 99,99% życzliwych (albo zupełnie neutralnych) kierowców, niezależnie od ilości śladów jakie zostawiają ich pojazdy :)

PS: Na koniec dodam tylko, że wszystkie trzy "przygody" miały miejsce w przeciągu jakichś 20 minut. Wszystko na odcinku bramki Kraków - bramki Mysłowice. Włos jeżył się na głowie na myśl powrotu do domu późnym wieczorem, po zmroku. Na szczęście droga powrotna była zupełnie spokojna :)

autostrada

Skomentuj (24) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 221 (265)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…