Chodziłam kiedyś na wykład, raczej typowy zapychacz. Na początku ustaliliśmy, że zaliczenie będzie "na obecność". Na każdym wykładzie wpisywaliśmy się więc na kartkę. Prowadzący dostawał ją z powrotem i odczytywał zapisane na niej nazwiska - taki sposób na wpisywanie nieobecnych. Okej, gra gitara.
Pewnego dnia profesor jak zwykle zebrał podpisy, odczytał nazwiska. Nie zdążył jeszcze odłożyć kartki, kiedy... mniej więcej połowa audytorium wstała i radośnie skierowała się do wyjścia.
Chyba nigdy nie widziałam bardziej wpienionego człowieka.
Pewnego dnia profesor jak zwykle zebrał podpisy, odczytał nazwiska. Nie zdążył jeszcze odłożyć kartki, kiedy... mniej więcej połowa audytorium wstała i radośnie skierowała się do wyjścia.
Chyba nigdy nie widziałam bardziej wpienionego człowieka.
studenci
Ocena:
144
(158)
Komentarze