Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#71427

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Będzie nie tyle piekielna historia co porcja wynurzeń. Długa.

Zanim jednak zacznę, pora powiedzieć kilka słów o sobie. Lat mam 21, moja luba tyleż samo. Mieszkamy razem już od 3 lat, skacząc po trójmieście w poszukiwaniu miejsca, w którym moglibyśmy zostać na dłużej.
Z racji młodego wieku oraz ogromnej niechęci do niepełnoletnich przedstawicieli własnego gatunku, dzieci mieć nie zamierzamy. Ani teraz, ani za 10 lat. I o tym właśnie będzie opowieść, a właściwie o ludziach, którzy tego faktu nie chcą przyjąć do wiadomości.

Ostatnio do naszego zespołu (pracujemy z lubą w tym samym miejscu) dołączyło kilka sympatycznych, starszych pań. Kobiety do rany przyłóż, można się i pośmiać i pogadać bardziej poważnie. Jest jedno ale. Odkąd tylko dowiedziały się że jesteśmy z lubą razem, prowadzą nieustanne oblężenie celem przeforsowania wizji gromadki otaczającej nas dzieci.

Z uwagi na fakt iż oboje mamy z dziewczyną kręcone włosy, codziennie słyszymy teksty typu: "Boże, jakie wy byście mieli śliczne dzieci z tymi włoskami kręconymi". Gdy której pomożemy w sprawie czysto technicznej (obsługa komputera nie jest mocną stroną tych pań) słyszymy: "Jezu, jacy wyście pomocni, świetne dzieciaczki byście mieli".

Nie pomaga mówienie że rzygamy tymi tekstami, i do dziecka się nie zbliżamy bez 3 metrowego kija. Ciągle to samo.
Ale jestem jeszcze w stanie je zrozumieć, w końcu starsze kobiety z reguły mają to do siebie, że kochają dzieci. Im ich więcej tym lepiej.

Nie rozumiem jednak mojej rodzicielki.
Z domu wyprowadziłem się kilka miesięcy po ukończeniu liceum. Gdy tylko przyszły wyniki matur, zaczęło się nagabywanie o to, abym znalazł pracę. Rozumiem, zresztą też nie bardzo mi się uśmiechało życie na garnuszku kogokolwiek. Udało mi się załapać jakąś pracę w październiku 2013, z umową do końca roku. Oświadczyłem wtedy matuli, że gdy umowa się skończy, wyprowadzam się do dziewczyny (która już od kilku miesięcy w Gdańsku mieszkała).

Reakcja mocno mnie zdziwiła, bo jak wcześniej zachęcano mnie, a nawet wymagano ode mnie samodzielności, ostrzegano przed każdą wizytą u lubej o stosowaniu antykoncepcji i byciu odpowiedzialnym, tak teraz co 2-3 tygodnie dostawałem wykłady o tym jak to będzie trudno i żmudnie i żebym został jednak w domu u mamusi. Trochę męczące, jakoś przetrwałem, wyprowadziłem się w zgodzie i tak sobie mieszkam.

Ale gdyby wszystko było różowe, to bym "rodzinnego" wątku nie poruszał. Odkąd się wyprowadziłem, gdy tylko przyjeżdżamy z lubą w odwiedziny, są pytania o to kiedy rodzinę zakładamy, albo kiedy ślub. Bo to chyba oczywiste że wynajmując pokój w kamieniczce, z umową zlecenie, gdzie nie wiem czy w następnym miesiącu będę głodował czy żył jak król, moim marzeniem jest pakowanie się w wychowywanie dziecka. Pytania zadawane niby półżartem, ale gdy w końcu stwierdziłem że w tej dekadzie babcią na pewno nie zostanie, to na jakiś czas się skończyło.

Tak przynajmniej myślałem, niestety, okazało się że matula zmieniła taktykę. Od tamtej pory, gdy tylko przyjeżdżaliśmy w domu były jakieś dzieci. To kuzynostwo, to sąsiadka przyszła z jakimś berbeciem to jakaś koleżanka na kawkę, aby pokazać zdjęcia pociechy. Nie wiem czy było to zaplanowane, ale kilkukrotnie zdarzało się też, że kilkuletni kuzyn czy kuzynka podbiegali i wywrzaskiwali pytanie o to kiedy będę miał dzieci. W tle oczywiście matula z niewinnym uśmieszkiem.

Często też i gęsto, gdy luba szła pod prysznic, czy wychodziła z moja siostrą na zakupy, rodzicielce zbierało się na poważne tematy. Nigdy w obecności mojej dziewczyny. Pytała wtedy czy planujemy ślub, dzieci, może jakieś mieszkanie kupimy na kredyt (bo na pewno ktoś by mi udzielił kredytu mieszkaniowego w mojej sytuacji). No i co zrobisz, przecież się na kobietę nie wydrę i nie trzasnę drzwiami. Mówię najspokojniej jak mogę, żeby dała sobie spokój, bo nic nie wskóra po czym wychodzę.

I wszystkie te sytuacje są nie tyle piekielne, co straszliwie irytujące, szczególnie że setki razy mówiliśmy że dzieci nie chcemy, bo zwyczajnie ich nie znosimy. Ale nie, jak grochem o ścianę. "Oj, za parę lat się wam odwidzi".
Być może. Ale jeszcze nie teraz. Więc proszę uprzejmie, w imieniu swoim, i każdego w podobnej sytuacji. To nie jest w porządku. Przestańcie, bo w końcu ktoś was dosadnie poprosi abyście się odstosunkowali. A wtedy już nie będzie miło.

rodzinka i chęć wnucząt

Skomentuj (76) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 225 (369)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…