Mieszkam w wieżowcu. Drzwi do klatki można otworzyć kluczem albo przy pomocy kodu - teoretycznie nikt niepowołany wejść nie powinien.
Tymczasem od jakiegoś miesiąca czujemy się jak rodzina niedźwiadków z bajki o Złotowłosej: ktoś wchodzi na nasz teren!
"Ktoś" to znana w okolicy żulietta. Pomijam już fakt, że leżąca pod drzwiami piwnicy, nawalona jak messerschmitt kobieta, to średnio fajny widok. Najbardziej wku... denerwuje to, że pani żulietta zostawia nam niespodzianki. Żółte i brązowe.
Efekt łatwy do przewidzenia: na klatce okropnie śmierdzi, pani sprzątająca załamuje ręce, mieszkańców trafia jasny szlag.
Panowie strażnicy miejscy kilka razy pofatygowali się do nas z wizytą, ale pani żulietta jest niemal jak Lassie - zawsze wraca.
Jeśli przypadkiem poznam personalia młota pneumatycznego, który ją do nas wpuszcza, to najprawdopodobniej spędzę resztę życia na obijaniu się na koszt podatników.
Tymczasem od jakiegoś miesiąca czujemy się jak rodzina niedźwiadków z bajki o Złotowłosej: ktoś wchodzi na nasz teren!
"Ktoś" to znana w okolicy żulietta. Pomijam już fakt, że leżąca pod drzwiami piwnicy, nawalona jak messerschmitt kobieta, to średnio fajny widok. Najbardziej wku... denerwuje to, że pani żulietta zostawia nam niespodzianki. Żółte i brązowe.
Efekt łatwy do przewidzenia: na klatce okropnie śmierdzi, pani sprzątająca załamuje ręce, mieszkańców trafia jasny szlag.
Panowie strażnicy miejscy kilka razy pofatygowali się do nas z wizytą, ale pani żulietta jest niemal jak Lassie - zawsze wraca.
Jeśli przypadkiem poznam personalia młota pneumatycznego, który ją do nas wpuszcza, to najprawdopodobniej spędzę resztę życia na obijaniu się na koszt podatników.
sąsiedzi
Ocena:
295
(301)
Komentarze