Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#72273

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Rok 1995. Pewna rodzinka w modelu 2+2 wybudowała sobie dom i się do niego wprowadziła jakieś 4 miesiące przed zdarzeniem, które opiszę. Razem z domem dorobili się psa, który "przybył" dwa lata wcześniej na teren budowy domu.

Wieczór, ojciec drzemie na kanapie w salonie, matka krząta się w kuchni, dzieci (10 i 11 lat) również w kuchni - szamają kolację. Przybiega pies - kundelek, niepodobny do niczego, o wadze 18 kg. Matka słyszy jak młodsze z dzieci coś woła, wstaje od stołu i po chwili już tylko wrzask dziecka i warczenie - dziecko zwinięte w kłębek, próbuje się rękami zakryć, a pies gryzie je gdzie popadnie - po głowie, rękach, plecach...

Potem szpital itp. itd. Psu coś "odbiło" blablabla. Ogólny bilans dla dziecka - szycie i parę szram na stałe.

A teraz się cofnijmy do czasu sprzed wprowadzenia się rodziny do domu:
W trakcie budowy, gdy zostały wykończone jakieś podstawy, do domu wprowadziła się babcia, babcia zawsze podkreślała "jak ona bardzo kocha zwierzęta, psy szczególnie i jaka to ona dobra dla nich"...

Nie wiadomo skąd wytrzasnęła szczeniaka, faktem za to jest, że 3-miesięczny szczeniak był trzymany przez babcię "kochającą psy" na łańcuchu. Półmetrowym. Za budę służyło mu parę opartych o mur desek (bez podłoża "oczywiście"). A jak babcia go karmiła dobrze! Rozmoczony chleb, "okraszony skwarkami" (ekhm...).

Pies z łańcucha był spuszczany tylko i wyłącznie jak rodzina przyjeżdżała na wakacje czy święta - przyjazdy nie były zapowiedziane, więc najczęściej, gdy przyjeżdżali, zastawali psa na łańcuchu skróconym tak, że nawet się położyć nie mógł (a bo robotnikom przeszkadzał). Pies bał się gwałtowniejszych ruchów, na widok kija kulił się, nie miał pojęcia co to głaskanie. I ogólnie wyrósł na agresora.

Gehenna skończyła się, gdy rodzinka się wprowadziła.

A skąd dokładniej atak na dziecko? Dziecko zachowało się jak dziecko, pies jak pies - nie było żadnego "odbicia". Pies znalazł gdzieś zabawkę dziecka (niektórzy może kojarzą - futrzaste skaczące pająki) i właśnie z tą zabawką przyszedł. Dziecko poderwało się z okrzykiem "mój pajączek!" i machając górnymi odnóżami skoczyło do psa.

Historia z happy endem - do rodziców dotarło, że to nie była kwestia "odbicia", tylko między innymi efekt tego, że dla psa gwałtowny ruch, przez większość jego życia, był jednoznaczny z bólem i po prostu była to reakcja obronna.

Pies umarł mi na rękach 11 lat po tym zdarzeniu, po miesięcznej walce z efektami "zdrowego żywienia" za młodu - siadły mu wątroba i nerki. Przynajmniej mam po nim jakąś "pamiątkę" w postaci paru blizn...

pies z łańcucha.

Skomentuj (13) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 371 (395)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…