Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#72555

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Tego, co nas bezpośrednio nie dotyka, zwykle nie zauważamy. Taka już nasza ludzka natura. Ja też bardzo długo nie zwracałam uwagi na to, że przez bardzo wiele osób, zwłaszcza starszych, dzieci traktowane są jako dobro publiczne i można podejść, pomiziać, uszczypnąć w policzek, pogłaskać, złapać za rękę.

Sama mam 1,5 rocznego syna. Dość aspołecznego. Generalnie - nie przepada za obcymi, żeby pozwolić się komuś dotknąć, musi go poznać i polubić. Jego prawo. Do tej pory we wszelkiego rodzaju sytuacjach spod znaku "a puci-puci-puci", wystarczało moje stanowcze "proszę nie dotykać mojego dziecka, nie lubi tego".

Dla bardziej dociekliwych ułożyłam historię o tym, że teraz to świat taki be i fe, a dziecko nie odróżni miłej pani, dającej cukierka, od miłego pana, chcącego pokazać szczeniaczki i tragedia gotowa. To było mistrzowskie (nie chwaląc się) posunięcie, starsze panie kiwały głowami i przyznawały, że no tak, teraz to nie wiadomo, może pedofil, słusznie czynię, a one nie pomyślały. Jednak ostatnio jednej pani udało się przegiąć i obudzić we mnie zuo ;)


Stoimy z Młodym w kolejce w supermarkecie, zakupy wyładowane, Młody ogląda koła od wózka sklepowego. Pani, która była przed nami, zgodnie z moimi obawami, rzuciła się do niego z wyciągniętą ręką i okrzykami "ojej, ojoj" i jakimiś dodatkami o słodkim maleństwie. Młody już mobilny, więc wstał z kucek i zaczął się cofać przed nią. Pani nie daje za wygraną, nie zwraca uwagi na to, że dziecko ewidentnie się boi. Już otwierałam usta do nieśmiertelnego "proszę nie dotykać..", kiedy mój potomek załatwił sprawę we własnym zakresie i ...nakrzyczał na nią. Nie wiem, jak Wam to opisać, ale tułów pochylił trochę do przodu, ręce, zaciśnięte w pięści, wyrzucił do tyłu, wypiął lekko kuper, uniósł do niej głowę i wydał z siebie bardzo wysoki, ale i bardzo krótki dźwięk "ie".

Jak łatwo się domyśleć, chodziło o "nie". I tu się zaczęło. Niewychowane dziecko mam, bo na nią nakrzyczało, no co za bachor okropny (a gdzie podział się słodziak, sprzed minuty?), zero szacunku do starszych (żeby nie było, mojego dziecka bezstresowo nie wychowuję, o nie...). Początkowo usiłowałam pani tłumaczyć, że dziecko to nie jest zabawka, tylko mały człowiek, ma swoją strefę intymną i swoje małe, ale jednak, zdanie, ma prawo bać się obcych i bronić się tak, jak potrafi... Pani była jednak zbyt nakręcona informowaniem mnie o moim okropnym dziecku, więc nie wytrzymałam.

Podeszłam do pani, złapałam ją za obwisły policzek, przysunęłam z upiornym uśmiechem twarz do jej twarzy i powiedziałam "a puci puci puci, jakie śliczne polikunie". Pani oczywiście zaczęła się drzeć. Co ja robię, na co ja sobie pozwalam. Kiedy przerwała dla zaczerpnięcia tchu, powiedziałam spokojnie "czyli pani też jest niewychowana? Krzykiem reagować na takie mizianie? Przecież dokładnie to samo chciała pani zrobić przed chwilą mojemu dziecku".

Pani zapowietrzyła się, odwróciła do mnie kuprem, zapłaciła za zakupy i poszła. Dopiero, kiedy była kilka metrów dalej, pozwoliłyśmy sobie z kasjerką na wpadnięcie w potworny śmiech. A syn dostał wykład o szacunku do innych ludzi,który obowiązuje jednak tylko wtedy, kiedy oni szanują jego.

Dzieć vs starsza pani.

Skomentuj (70) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 587 (627)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…