Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#73138

przez ~Hexxe ·
| Do ulubionych
Po pierwszym roku studiów chciałam odciążyć trochę rodziców i sobie dorobić w wakacje. Mieszkałam w małym miasteczku, gdzie pracy nie było, więc tak jak większość moich rówieśników szukałam pracy w mieście oddalonym o 30 km. Busów dużo, problemu z dojazdem nie ma, więc wysyłałam CV wszędzie, gdzie poszukiwano studentów.

Odezwała się do mnie pani z sieciówki z ubraniami. Praca w centrum handlowym, niestety okazało się, że poszukują ludzi do pracy, ale tylko w galerii, która znajduje się najdalej od PKS-u. No nic, pojechałam na rozmowę kwalifikacyjną. Pani kierowniczka młoda, sympatyczna, zapewniała mnie o tym, że w sklepie panuje świetna atmosfera, wszyscy są zgrani i sympatyczni.

Oczywiście zanim podpisałam umowę poinformowałam panią kierownik o tym, że ostatni miejski z przystanku obok galerii mam o 21.40, a ostatni bus do domu o 22.15 i muszę o 21.35 maksymalnie wyjść z pracy bo niestety, ale w innym przypadku nie zdążę na busa. Kierowniczka powiedziała, że nie ma żadnego problemu. Sklep jest czynny do 21. Byłam cała w skowronkach. Do pracy miałam się zgłosić na drugi dzień i przyjechać na drugą zmianę czyli od 15-21.

Mój pierwszy dzień w pracy nie był taki jaki sobie wymarzyłam. Pierwsze polecenie, jakie otrzymałam było: idź i patrz czy wszystko w porządku. Nie zdążyłam nawet zapytać o co dokładnie chodzi, bo wszystkie pracownice traktowały mnie jak powietrze. Miały swoją ekipę, trzymały się razem, a jak już dostałam jakieś zadanie to bez żadnego wyjaśnienia co, gdzie, jak. Jak o coś pytałam to wywracały oczami i odpowiadały od niechcenia. Było mi przykro, ale postanowiłam, że dam sobie radę i się nie poddawałam.

Powoli jakoś zaczęłam ogarniać co i jak, metodą prób i błędów. Nadszedł upragniony koniec pracy, wybiła godzina 21, grzecznie czekam, aż kierowniczka powie, że już mogę iść do domu, gdzie się podpisać itp, a tu wychodzi już nie taka sympatyczna i rzuca mi odkurzacz z tekstem:

"Odkurzaj, ale dokładnie! Pod każdą półką, a każdy stojak masz odsuwać, odstawić na miejsce, a po odkurzaniu zmyj podłogę". Salon był ogromny, składał się z 3 części, co najmniej 40 minut odkurzania. Miałam łzy w oczach, bo już czuję, że nie wyrobię się na busa. Poszłam do niej i grzecznie przypomniałam, że ja muszę wyjść o 21.35. Wywróciła oczami jak wszystkie tam pracujące niewiasty i powiedziała, że ok, mam odkurzać do 21.35 i iść. Ledwo zdążyłam poodkurzać, złapałam torebkę i biegnę na przystanek.

Oczywiście po drodze słyszałam niemiłe komentarze, że co ja sobie wyobrażam i, że one pracują dziś na kasie i nie będą moich obowiązków brać na siebie.

Na drugi dzień znowu miałam na 15. Po przyjściu do pracy nikt, oprócz kierowniczki nie raczył mi nawet odpowiedzieć "cześć". Sytuacja taka sama jak w dniu poprzednim, ale tym razem dostałam informację, że mam wyjść z salonu o tej porze co reszta. Głupia byłam, zależało mi na pracy, to zostałam. Chwilę przed 22 wyszłam z pracy, zamówiłam taksówkę i zapłaciłam 30 zł za podróż na PKS. Czyli prawie tyle ile zarobiłam, bo stawka była 6 zł/h. Cały następny tydzień miałam już na pierwszą zmianę, ale kiedy miałam wolne, dostawałam informacje, że mam się stawić na zebraniu o 21.30. Obecność obowiązkowa.

Sytuacja powtórzyła się jeszcze kilka razy, pani kierownik powiedziała, że nie obchodzi jej to, o której mam busa i żeby ktoś po mnie przyjeżdżał, bo ona nie pozwoli na to, żeby była taka niesprawiedliwość, że jedna osoba wychodzi wcześniej.

Zwolniłam się po miesiącu, ale nie tylko to było powodem. Reszta to materiał na inne mniej lub bardziej piekielne historie.

sklepy praca

Skomentuj (11) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 207 (251)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…