Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
zarchiwizowany

#73553

przez Konto usunięte ·
| było | Do ulubionych
Witajcie !
Ta oto historia będzie dotyczyć... odchudzania.
Należę do tego typu osób które nie są fit, nie brzydzą się chipsów, pizzy czy czekolady. Prostując jeszcze daną wypowiedź-nie jem tego na okrągło, gotuję zazwyczaj sama a słodkiego raczej nie tykam. Ale lubię sobie od czasu do czasu zaszaleć i zamówić kfc czy zjeść inny "szit" typu paluszki, popcorn itp.
Ostatnio zdałam sobie sprawę, że chyba jednak powinnam ograniczyć w znacznym stopniu, bo zmierza to w złym kierunku. Niestety u mnie w rodzinie od strony ojca nie ma szczupłych osób (cukrzyca,tarczyca), a że wdałam się do tatusia to pączkowatość wrodzoną miałam od początku. Nie jestem też osobą jakąś bardzo grubą, nie zajmuję dwóch miejsc w siedzących, ani nikt nie myli mnie z kobietą w ciąży w komunikacji miejskiej, jednak nie oszukując ani siebie, ani nikogo dookoła przez swoje głupie zachcianki przytyłam i nie czuję się z tym faktem dobrze, zwłaszcza, że w taką porę roku nie bardzo mam jak sie ukryć pod swetrem za dużym o dwa rozmiary.
Ok, krótka piłka, przechodzimy na dietkę. Super, świetnie, 5 posiłków dziennie, owoce, warzywa i jogurty naturalne w ruch, tylko obiad gotuję taki bardziej "tradycyjny" gdyż mój przyszły mąż nie tknie niczego co jest bez mięsa, a zupy 2 dni pod rząd nie zdzierży.
Zaczęło się naprawdę fajnie, motywację miałam, organizm zaczynał się powoli przyzwyczajać, ale jestem osobą o słabej woli i często słomianym zapale, więc trzeba mnie mocno wspierać i pchać do przodu. Gdzie więc piekielność ? Ano, po pierwsze pewnie we mnie samej, że za szybko się poddaję, a po drugie w moim wybranku serca. Jak tylko wspomnę zdesperowana, jak wiele bym dała za jeden kęs takiego kurczaka, albo chipsa, to dostaje opiernicz i odsyła mnie do sałaty. Za to on nie ma problemu żeby w kółko gadać o tym, że zjadłby burgery, pizzę itp. (tak btw, on nauczył mnie jeść śmieciowe żarcie, a jak już zaczniesz to ciężko całkiem zrezygnować), nie wspominając już o jedzeniu przy mnie chipsów, które nie raz znalazłam na jego biurku, ciasteczkach stojących obok mojego suchego chleba dla konia (czytaj wasa), orzeszki itp. Ja mu nie bronię.... niech sobie je aż mu uszami wylezie, ale dlaczego robi to przy mnie skoro wie, że ciężko mi na to patrzeć i się wściekam. Rozmawiałam z nim kilka razy na ten temat, poza tą jedną uciążliwą dla mnie wadą złoty z niego chłop.
Nie każdemu łatwo przychodzi przestawienie się na bycie fit, jeżeli macie wokół siebie takie osoby, to wspierajcie je i nie zagryzajcie przy nich słodkości, czy innych niezdrowych przekąsek, nawet nie wiecie jak to demotywuje.

Skomentuj (13) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: -15 (43)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…