Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#73892

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Dziś podryw po katolicku. Ale tak strasznie skrajnie po katolicku. (Nie mam nic do katolików, po prostu radykalizm w każdym przypadku jest zły).

Dla historii istotne jest to, że od wielu lat jestem w szczęśliwym związku. Nie ukrywam tego, ale też specjalnie się nie afiszuję.
Wszystko zaczęło się w pewne wakacje. Z racji studiów praktyki mamy wyjazdowe, różne towarzystwo się trafia, często mieszanka społeczno-kulturowa, ale to fajnie, można poznać trochę cudzych zwyczajów, kultury... Dopóki ktoś tych zwyczajów nie próbuje komuś wpychać na siłę.

Codziennie pracowaliśmy w grupie po X godzin, wiadomo, można umilić sobie czas rozmową; po pracy wracaliśmy do wspólnej bazy, jedliśmy wspólnie obiad i każdy zajmował się swoimi sprawami lub spędzało się razem czas przy grach lub piwie. Naprawdę lubię ludzi, ale z racji mocnego introwertyzmu potrzebuję też często naładować baterie w samotności, bywało, że siadałam na uboczu z książką i nikomu to nie przeszkadzało - poza Katolickim Ropuchem.

Problemy zaczęły się z nim już na początku - nie będzie spał w jednym pomieszczeniu z dziewczętami, bo wiara mu tego zabrania. To niegodne istoty ludzkiej, żeby bez ślubu spać z kobietą pod jednym dachem (nikomu innemu to nie przeszkadzało, każdy miał swoje łóżko/materac/karimatę)! Ostatecznie spał sam w ciasnej kuchni, jak ktoś wcześniej wstawał i chciał zjeść śniadanie, musiał dokonywać akrobacji, żeby jaśniepana nie nadepnąć.

Prędko też okazało się, że niestety jestem w Ropucha typie. Nie przeszkadzało mu to, że tuż po pracy zawsze zakładałam pierścionek od narzeczonego (nie chciałam go zgubić w czasie pracy) i że kilkukrotnie wprost rozmawiałam z koleżanką o mojej lepszej połówce, kiedy KR był w pobliżu i NA PEWNO słyszał.

Po wypytaniu mnie o poglądy (okazało się, że w porównaniu do niego jestem skrajnym lewakiem, ale trudno byłoby nie być w starciu z tak skrajnie prawicowym betonem), zaczęła się próba nawracania mnie na Jedyną Właściwą Drogę. Na początku były niewinne zaproszenia do wspólnej modlitwy, kiedy konsekwentnie odmawiałam, potrafił nagabywać mnie, kiedy czytałam książkę, a później po prostu klękał gdzieś przy mnie i głośno się modlił, również za mnie, tak, abym to słyszała. Gdziekolwiek bym nie siedziała, zawsze się przypałętał.

W niedziele, które były wolne od pracy, na siłę próbował wyciągać mnie do kościoła. Kiedy odmawiałam, zapewniał, że będzie się modlił za moje zbawienie.

Podarował mi medalik z Matką Boską, kiedy odmówiłam przyjęcia, powiedział, że popełniam straszny błąd. I że bardzo się o mnie martwi, a poza tym to on próbuje mi wywalczyć niebo, a ja wszystkie jego starania zaprzepaszczam, bo jeśli ja nie zawalczę o swoje zbawienie, to jego starania spełzną na niczym. Nie docierało, że nie wierzę i dziękuję za modlitwę, ale dobrze mi tu, gdzie jestem i nie zamierzam wracać do Kościoła.

Potrafił siadać przy mnie i oznajmiać, że jest mną zauroczony... Nie zrozumcie mnie źle, ale gdzie skrajnemu katolikowi, który przekleństwa uznaje za domenę podludzi, a mieszkanie z facetem pod jednym dachem już w ogóle, do dziewczyny, która nie dość, że mieszka z narzeczonym, to jeszcze od czasu do czasu potrafi w nerwowej sytuacji rzucić mięsem? Najwidoczniej uznał, że mnie nawróci i sobie wychowa.

Dowiedziałam się, że słucham szatańskiej muzyki (nawet nie metal, przegląd muzyczny różny), czytam złe książki (fantastyka...) zawierające fałszywe dogmaty i wątki antychrześcijańskie.

Gdy zepsuł mi się jakiś przedmiot, ale wiedziałam, jak go naprawić, usilnie proponował mi pomoc, kiedy odpowiadałam, że dziękuję, ale lubię w czymś takim dłubać i sobie poradzę, powiedział, że to niekobiece i na siłę robię z siebie mężczyznę, jak jakaś, TFU, FEMINISTKA, TFU. Jeśli kobieta jest sama i sobie coś naprawi, to zaradność, ale jeśli obok jest mężczyzna, on powinien się tym zająć, bo w innym wypadku kobieta zmieni się w babochłopa-nazifeministkę-godzillę.

W końcu powiedziałam mu wprost, żeby dał sobie spokój, bo mam narzeczonego, z którym planujemy wspólne życie i nie jestem zainteresowana. Dowiedziałam się, że żyję w grzechu, on mnie z tego grzechu wyzwoli, on mi pokaże inne, lepsze życie i jak raz go zasmakuję, nie będę już chciała wrócić do tej Sodomy i Gomory, w której wegetuję teraz.

A teraz uwaga, będą momentami rzygliwe, skrajnie katolskie (bo nie katolickie) poglądy.

Nie brakowało też niestety dyskusji światopoglądowych przy piwie z innymi ludźmi... Oczywiście starał się przekonać wszystkich do swoich racji, bo tylko one są słuszne i zgodne z Wolą Pana. Standardowe teksty o tym, że seks przed ślubem to zło, jeszcze można znieść. Ale poniżanie kobiet za to, że zdecydowały się usunąć ciążę z ciężką wadą/z gwałtu/zagrażającą życiu? Jego zdaniem nawet w przypadku ciąży pozamacicznej kobieta tę ciążę powinna donosić tak długo, jak tylko może, bo poświęcenie się za dziecko to najwyższy akt miłości i to oczywiste, że każda normalna kobieta by tego dokonała.

Antykoncepcja żadna w grę nie wchodzi w małżeńskim pożyciu, bo małżeństwo musi być otwarte na życie. Na pytanie co jeśli kobieta musi brać hormony, bo jest chora, a jest to jednocześnie antykoncepcja, odpowiedzieć nie umiał.
Tak samo na pytanie co jeśli wiadomo, że ciąża mogłaby zagrozić życiu kobiety (np. tętniak lub inne choroby). Przecież małżeństwo ma być otwarte na życie, tak? To dlaczego ma się zamykać na życie kobiety? Zapowietrzył się i nie umiał znaleźć odpowiedzi.

A, no i nie można uprawiać seksu przed ślubem, bo co, bo przed ślubem kobieta da, a po ślubie nagle nie da (dosłownie użył sformułowania "kobieta da") i wtedy co? Nagle gwałt się dzieje jakiś wymyślony! Przecież to OBOWIĄZEK MAŁŻEŃSKI, który kobieta MUSI wypełniać. Ergo jego zdaniem coś takiego jak gwałt małżeński nie istnieje.

Poza tym związek musi być oparty na przyjaźni i wspólnym patrzeniu sobie w oczka i głaskaniu po rączkach, bo jak raz się zasmakuje seksu, to już ciągle będzie się go uprawiać jak zwierzęta, a trzeba ciągle panować nad swoimi popędami, które są przecież takie silne.

Leciały też teksty o tym, że kobiety w spódniczkach przed kolano, z za krótkimi rękawami lub zbyt głębokimi dekoltami same proszą się o gwałt, bo mężczyzna ma swoje potrzeby i to go usprawiedliwia. Jeśli kobieta jest lekko pijana, to też prosi się o gwałt. A w ogóle to kobiety nie powinny nosić spodni, bo gender.

Kiedy próbował mnie pocałować, mimo moich oczywistych sygnałów świadczących, że nie jestem zainteresowana, uderzyłam go otwartą dłonią w twarz, ale i to go nie zniechęcało, nadal za mną łaził. No uwziął się po prostu.

Pod koniec praktyk byłam zdewastowana psychicznie, większość czasu spędzałam w towarzystwie kolegów i koleżanek, którzy po prostu pilnowali, żebym miała spokój. Ostatecznie skończyło się na skardze do kierownika, który z KR pogadał na osobności i zabronił mu się do mnie zbliżać i rozmawiać więcej, niż to było konieczne, pod groźbą niezaliczenia praktyk.

Ale niesmak pozostał.

katolicyzm w najgorszym wydaniu

Skomentuj (48) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 317 (407)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…