Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#73992

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Parę dni temu byłam na najdziwniejszej rozmowie o pracę w swoim życiu.

Co ważne, w maju w naszym mieście odbywały się Targi Pracy. Miała tam swoje stoisko również pewna agencja reklamowa, która poszukiwała pracowników. Sama w podobnym miejscu nigdy nie pracowałam, ale jakieś umiejętności mam, więc stwierdziłam, że zostawię CV - jeśli uznają, że mogłabym na coś im się przydać, na pewno się odezwą. No i odezwali się, zaprosili na rozmowę, pełna kultura. Ta rozmowa jednak już na wstępie uświadomiła mi, że Janusze Biznesu istnieją w każdej branży.

Pan już na wstępie zapytał, na jakie stanowisko aplikowałam i dlaczego złożyłam u nich CV, skoro nigdy wcześniej nie pracowałam w agencji. Odpowiedziałam więc szczerze, że zostawiłam CV na Targach Pracy i doszłam do wniosku, że skoro firma się ze mną skontaktowała, to oznacza, że wie mniej więcej, na jakim stanowisku by mnie widziała. Panu się ta odpowiedź nie spodobała, ale drążył dalej. Maglował mnie w podobnym stylu przez prawie godzinę, przez co po pięciu minutach zaczęłam czuć się jak małpa w cyrku, a po dziesięciu miałam ochotę wyjść. W pewnym momencie pan stwierdził, że wprawdzie widzi we mnie pasję i zapał do pracy, ale że to za mało i on chciałby zobaczyć jakiś namacalny dowód na to, że posiadam doświadczenie w tym, co robię. Jakiś czas temu pracowałam w czasopiśmie związanym z azjatycką popkulturą (nie mangą i anime), więc przyniosłam je ze sobą. Pan odparł, że nie będzie tego czytał i że w ogóle dziwne, że ktoś lubi i kupuje takie rzeczy (oczywiście po upewnieniu się, że mam azjatycką popkulturę wpisaną w rubryce o zainteresowaniach), po czym niemalże rzucił magazynem, wyraźnie niezadowolony, że nie udało mu się znaleźć dowodu na moją bezużyteczność. Dał mi też do zrozumienia, że mam dziwne hobby, których on nie rozumie i nigdy się z nimi nawet nie zetknął. Uważał, że jeśli nie mam czegoś wpisanego w rubryce związanej z doświadczeniem zawodowym, to oznacza, że tego nie umiem, czyli jeśli mam wpisaną edycję i korektę tekstów, to oznacza, że sama nie umiem pisać i nie potrafię ich tworzyć. Generalnie miałam wrażenie, że cała to rozmowa miała na celu uświadomić mi, jak bardzo się ośmieszyłam, składając CV w firmie Pana Byznesmena.

Największą piekielnością było jednak dla mnie jej zakończenie. Pan stwierdził, że w sumie to od początku nie zamierzał mnie zatrudniać i nie będzie tworzył specjalnie dla mnie nowego etatu, ale jeśli chcę, mogę powalczyć o możliwość udowodnienia mu swojej wartości i wykonać dla niego część pewnej pracy za darmo, a on zastanowi się potem, czy mi za tę pracę zapłacić. Normalnie stwierdziłabym, że chyba się szaleju najadł, ale podczas tej rozmowy tak mnie wkurzył, że postanowiłam udowodnić mu, jak bardzo się myli co do mojej osoby. Zgodziłam się. Zrobiłam korektę jednej podstrony na witrynie internetowej firmy. W tekście było mnóstwo błędów, co zaznaczyłam, wymieniając każdy z nich, podając uzasadnienie i wpisując poprawną formę. Pan chyba się obraził i chyba nie o to mu chodziło, bo pomimo obietnic już więcej się do mnie nie odezwał.

Zastanawia mnie tylko jedna rzecz. Po kiego wała zapraszać na rozmowę kwalifikacyjną kogoś, w kim nie widzi się potencjalnego pracownika swojej firmy? Kogoś, kto nie spełnia postawionych w procesie rekrutacji wymagań? Dla rozrywki? Dla podbudowania sobie ego? Do tej pory głowię się, o co mogło chodzić.

praca

Skomentuj (14) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 225 (257)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…