O śmiesznym zbiegu okoliczności.
Słowem wstępu: nie jestem stary, wyglądam w miarę młodo, jakoś szczególnie schorowany też nie jestem. Ot, normalny człowiek - głowa, dwie ręce, dwie nogi...
Żartuję. Nogę mam jedną. A że gorąco było, to wyjątkowo założyłem szorty.
Wracam ze szpitala, tak się złożyło, że tramwajem. Młodych ludzi sporo, starszych dużo mniej.
Siedzę sobie grzecznie, między nogą a protezą mam plecak, to i ubytku mi nie widać. Na którymś tam przystanku wtacza się Paniusia. Też nieszczególnie stara, tak na oko jeszcze przed sześćdziesiątką. Turla się do mnie i rzecze:
P: Wstawaj pan, chcę usiąść.
J: To niech pani siada, miejsce jeszcze tam, o, po drugiej stronie.
Paniusia patrzy we wskazanym kierunku i łypie na mnie sarkając spod wąsa:
P: Pan chyba zgłupiał, tam słońce jest! Ja jestem stara, z laską chodzę, nie widzi pan?!
Faktycznie, chodzi z laską. Nawet dosłownie, bo laskę trzymała pod pachą i w ten sposób pokonała drogę z przystankowej ławeczki, przez drzwi, aż do „mojego“ miejsca.
J: Pani, toż to prawie obok jest!
P: Ale słońce, nie usiądę!
Już chciałem powiedzieć, żeby sobie w takim razie stała, bo w międzyczasie miejsce zostało zajęte, i nie zawracała mi głowy, ale część pasażerów zaczęła fukać, a do rozmowy wtrąciła się Obrończyni.
O: Teraz te młode to takie są, same siedzą, nie wiedzą, jak to jest być starszym! W pupciach się poprzewracało! Nogi ma, to by postał, a nie problemy kobiecie robi!
Pasażerowie zgodnie wydali twierdzący pomruk, więc cóż było robić... Zebrałem plecak, wstałem i poszedłem sobie do swojej ulubionej rurki obok biletomatu.
A w tramwaju zrobiło się jakby ciszej.
Nie rozumiem dlaczego...
Słowem wstępu: nie jestem stary, wyglądam w miarę młodo, jakoś szczególnie schorowany też nie jestem. Ot, normalny człowiek - głowa, dwie ręce, dwie nogi...
Żartuję. Nogę mam jedną. A że gorąco było, to wyjątkowo założyłem szorty.
Wracam ze szpitala, tak się złożyło, że tramwajem. Młodych ludzi sporo, starszych dużo mniej.
Siedzę sobie grzecznie, między nogą a protezą mam plecak, to i ubytku mi nie widać. Na którymś tam przystanku wtacza się Paniusia. Też nieszczególnie stara, tak na oko jeszcze przed sześćdziesiątką. Turla się do mnie i rzecze:
P: Wstawaj pan, chcę usiąść.
J: To niech pani siada, miejsce jeszcze tam, o, po drugiej stronie.
Paniusia patrzy we wskazanym kierunku i łypie na mnie sarkając spod wąsa:
P: Pan chyba zgłupiał, tam słońce jest! Ja jestem stara, z laską chodzę, nie widzi pan?!
Faktycznie, chodzi z laską. Nawet dosłownie, bo laskę trzymała pod pachą i w ten sposób pokonała drogę z przystankowej ławeczki, przez drzwi, aż do „mojego“ miejsca.
J: Pani, toż to prawie obok jest!
P: Ale słońce, nie usiądę!
Już chciałem powiedzieć, żeby sobie w takim razie stała, bo w międzyczasie miejsce zostało zajęte, i nie zawracała mi głowy, ale część pasażerów zaczęła fukać, a do rozmowy wtrąciła się Obrończyni.
O: Teraz te młode to takie są, same siedzą, nie wiedzą, jak to jest być starszym! W pupciach się poprzewracało! Nogi ma, to by postał, a nie problemy kobiecie robi!
Pasażerowie zgodnie wydali twierdzący pomruk, więc cóż było robić... Zebrałem plecak, wstałem i poszedłem sobie do swojej ulubionej rurki obok biletomatu.
A w tramwaju zrobiło się jakby ciszej.
Nie rozumiem dlaczego...
Ocena:
709
(727)
Komentarze