Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#74232

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Część druga serii "Baba w sklepie rowerowym".

Jestem kobietą i pracuję w sklepie rowerowym, co już samo w sobie jest "piekielne". Na domiar złego jestem blondynką.

Dziś opiszę codzienne piekielności wynikające z tego, że ośmieliłam się pracować w męskim zawodzie. Drobne wprowadzenie. Jestem kobietą, przez co jestem słabsza od mężczyzny, ciężej mi przyswoić wiedzę czysto techniczną, ALE nie widzę problemu, gdy muszę pobrudzić ręce smarem, wymienić dętkę, potrafię też ocenić co i dlaczego jest zepsute (choć sama nie naprawię, nie jestem serwisantem). To teraz konkrety.

1. Chcę rozmawiać z FACHOWCEM.
Jedna z sytuacji, która niesamowicie mnie zirytowała. Jeżdżę na rowerze szosowym (kolarzówka). Sprzęt bardzo wysokiej klasy, wart tyle, co całkiem niezły samochód. Jako jedyna w naszym sklepie mam spore doświadczenie i znam się na szosach.
Nie zdążyłam schować roweru na zaplecze, stał oparty o ścianę.
Wchodzi klient, od razu podchodzi do mojego roweru, cmoka z zachwytu. Pytam, czy mogę mu w czymś pomóc, na co słyszę:
- Przepraszam panią, ale ja chcę rozmawiać z FACHOWCEM.

Pan miał nieciekawą minę, gdy usłyszał, że cmoka do mojego roweru, przynajmniej na koniec rozmowy mnie przeprosił, jak sam stwierdził- "nie spodziewał się".

2. Czy jest tu jakiś pan?
Kilka razy w tygodniu wchodzi do nas pan/pani z bardzo pilną sprawą, której prosta kobieta nie będzie w stanie ogarnąć! Te niezwykle skomplikowane sprawy dotyczą zazwyczaj: napompowania opon, wymiany dętki, porady typu „czemu piszczy łańcuch” (bo nienasmarowany!), "czemu nie działają biegi (bo rower ma 20 lat i pierwszy raz widzi serwis!) itd.

3. „Bo pani to się akurat zna!!!” Wykrzyczane przez gbura, który przedziurawił dętkę przy jej zakładaniu i przybiegł z reklamacją.
Gdy odpowiedziałam ze stoickim spokojem:
- Gdybym się nie znała, to bym tu nie siedziała. A skoro pan nie potrafi wymienić dętki, to za 10 złotych mogę to zrobić.

Szczerze się dziwię, że z wściekłości się na mnie nie rzucił.

4. A to już niepiekielne, raczej zabawne. Doświadczenie nauczyło mnie, że NIGDY nie mogę powiedzieć klientowi wprost, że pasuje na niego rama w rozmiarze „S”, bo na 99% wyjdzie obrażony.


Kocham moją pracę. Robię to, co lubię, nie najgorzej przy tym zarabiam i jestem w tym dobra. A i tak często słyszę "pani pewnie jest żoną szefa".
Nie kochani. Nie jestem żoną szefa. I nie siedzę tu, by ładnie wyglądać.

PS. Zanim ktokolwiek pomyśli, że jestem nazifeministką - nie! Uwielbiam mężczyzn za to, jak się nawzajem uzupełniamy. Spotykam się też z dużą życzliwością! Prawie zawsze, gdy próbuję zdjąć ciężki rower ze stojaka, jakiś Pan rzuca się, żeby mi pomóc. I nie traktuję tego jako obrazę, uważam, że to bardzo miłe!

sklep rowerowy

Skomentuj (38) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 213 (277)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…