Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#74481

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Pewna dyskusja na FB przypomniała mi sytuację sprzed 3-4 lat.

Znajomy wynajmował mieszkanie. Ważne: za dwupokojowe lokum w średnim standardzie, z niezłym dojazdem do Centrum płacił circa 500 zł plus opłaty. w Warszawie. Gdzie jednoosobowy pokój kosztuje zwykle 700-800 zł, a mieszkanie dwupokojowe za 1500 zł to rarytas, który mało kto ogląda na oczy.

Haczyk był tylko jeden, ale wiadomy od samego początku, nikt niczego nie ukrywał: właścicielka, starsza pani, miała siostrzeńca czy tam wnuczka. Wnuczek co jakiś czas służbowo lub rozrywkowo przyjeżdżał do Warszawy na jedną-dwie noce i wtedy miał nocować w tym mieszkaniu. Kolega zawsze wcześniej dostawał telefon, że "Kubuś będzie jutro/za dwa dni/kiedyśtam i zostanie tyle a tyle". Facet przyjeżdżał w umówionym terminie, witał się, zajmował swoją pracą, konferencjami lub koncertem, zmywał w obiecanym czasie. Do tego zawsze miał swoje jedzenie czy naczynia, o ile w ogóle jadł w domu, więc, jak kolega deklarował, nawet nie zauważało się jego obecności.

Jak dla mnie bomba - mam mieszkanie w cenie pół pokoju, a jedynym kosztem ukrytym jest użyczenie jednego pokoju na dwa dni co kilka tygodni, tym bardziej,że pokoje nieprzechodnie. Koledze też się podobało - do czasu.

Kolega znalazł sobie dziewczynę. Dziewczyna po kilku miesiącach wprowadziła się do kolegi, bo czemu nie. Właścicielka nie miała nic przeciwko, byle było czysto, sąsiedzi się nie skarżyli i Kubuś nadal mógł nocować.

Dziewczynie bardzo szybko, jak się okazało, przestało pasować, że raz na miesiąc-półtora salon będzie zajęty. Z jednej strony padały argumenty w dyskusjach z moim kolegą, że "ona boi się zasypiać, gdy ON tam śpi za ścianą" - mimo że ma u boku swego lubego. Ok, to może być zrozumiałe, nie każdy lubi obcych w domu.

Potem argumenty były bardziej zabawne: bo ON zużywa wodę i prąd i powinien oddawać - ale ile, nie umiała wyliczyć, bo rzeczonego Kubusia praktycznie nie było w domu, a jedna kąpiel to nic w morzu lanej od rachunku do rachunku wody. Bo ON kradnie jej kosmetyki. Nie umiała wyjaśnić, dlaczego dorosły facet miałby używać jej różanego balsamu do ciała, serum do twarzy czy płynu do kąpieli o zapachu czekolady - skoro woził swoje. Bo ON wyjada im rzeczy z lodówki. Tu miała pecha, bo przyczepiła się o to, gdy chłopak zdążył wejść, zostawić torbę i wyjść na spotkanie - kolega go wpuszczał, Kubuś klucza oczywiście nie ma. Trudno powiedzieć, czy samemu Kubusiowi coś mówiła, bo raczej nie przebywali sami w mieszkaniu - chłopak często wracał w nocy, wychodził z rana, a kolega w sumie zawsze wtedy był. Właścicielka też nic nie mówiła.

Potem jednak dziewczyna zaczęła sabotować przyjazdy Kubusia. Kolega przekazywał na przykład, że gość będzie za dwa dni - czy szanowna mogłaby ogarnąć salon. Szanowna mówiła, że ogarnie. W dniu przyjazdu Kubusia jednak wszystko było zawalone jej ciuchami, kosmetykami, butami, książkami i gazetkami. "Ojej, bo wiesz, ten salon to MOJE GNIAZDKO i tak jakoś zapomniałam". Kubuś ma przyjechać po południu, kolegi nie ma, szanowna, wpuść go, ok? Szanowna oczywiście się zgadza. Po czym gość przyjeżdża i dobija się od drzwi. Raz dziewczyna wyszła i nie wróciła do wieczora ("ojej, zapomniałam"), właścicielka zadzwoniła do mojego kolegi, kolega szybko zwinął się do domu i wpuścił biednego Kubę. Za drugim razem nawet nie udawała - wiedziała, że kolegi nie ma w mieście, więc po prostu udawała, że nie słyszy dzwonka, nie odbierała telefonów. Kuba nocował u cioci. Koledze powiedziała potem, że nie słyszała, bo miała słuchawki na uszach.

To była kropla, która przelała czarę. Po pół roku - tyle mniej więcej te problemy trwały - właścicielka wypowiedziała koledze mieszkanie. Bo miało być czysto i cicho, a Kuba miał nocować. A jest bajzel (wspomniane ciuchy itp., widocznie Kuba wspomniał cioci), Kuba nie może się nawet dostać do mieszkania mimo zapowiedzi, do tego sąsiedzi się skarżyli (panna, jak się okazało, w dni wolne lubiła słuchać muzyki bez słuchawek, za to głośno). Dość tego, od przyszłego miesiąca się żegnamy.

Kolega wściekły, bo z miesiąca na miesiąc opłaty skoczą o jakiś tysiączek lub więcej. Plus kaucja, bo przecież. Dziewczyna w płacz, bo przecież mieli na wakacje odkładać, do Egiptu jechać i się oświadczać w cieniu piramid - a tu opłaty, kaucja, przeprowadzka, nie odłożą. Swojej winy nie zauważyła. Z tego ,co kolega wspominał, po przeprowadzce szybko zaczęli się i kłócić o pieniądze (laska, jak się okazało, słaba w oszczędzaniu była), i o pierdoły w stylu sprzątanie. Od roku nie są już razem.

Skomentuj (18) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 424 (436)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…