Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#75277

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Sytuacja z dzisiaj, która prawie zepsuła mi przyjemność z piąteczku.
Historię dodaję za zgodą koleżanki, której dotyczy.

Pracuję w jednym pokoju ze świetną dziewczyną, która jednak jest bardzo nieśmiała i wstydliwa; nie znosi po prostu być w centrum uwagi, a kiedy musi publiczne wygłosić kilka zdań, jest to dla niej ogromna męka.
Ze względu na problemy zdrowotne, koleżanka musi zachowywać określony reżim sanitarny. Niestety nasza wypasiona łazienka jest koedukacyjna i niezamykana. Z tego powodu koleżanka zaopatrzyła się w nawilżany papier toaletowy.

Dzisiaj odwiedził firmę dawny współpracownik. Zakotwiczył w swoim dawnym pokoju - czyli u nas, a że jest osobą bardzo sympatyczną, a do tego zamieszkującą aktualnie w dość egzotycznym kraju, to co chwilę ktoś się u nas pojawiał w celu przywitania się lub zamienienia kilku słów.

Niestety przyżeglowała też pani Zdzisia z księgowości. Piszę niestety, bo mimo wpajanego mi przez rodziców szacunku dla starszych - nie znoszę baby. Jest to typowy komunistyczny beton, gloryfikujący czasy PRL, kiedy to wszystko było lepsze, zdrowsze i normalniejsze.

Pani Zdzisia przepychając się koło biurek, strąciła zadem nasze torebki. Trzeba było pecha, że shopper koleżanki był niezapięty na zatrzask i kilka rzeczy wysypało się na podłogę min. paczuszka tego nieszczęsnego papieru.

Pani Zdzisia rzuciła się właśnie na nie, zanim zdążyłyśmy je podnieść i zademonstrowawszy wszystkim charakterystyczne niebiesko-żółte opakowanie zaczęła głośno odczytywać:
- Alouette feuchtes Toilettenpapier Kamille.
Ponieważ czytała wszystko, tak jak się pisze, najwyraźniej treść do końca nie dotarła do niej, ale i tak wygłosiła tyradę o homoseksualizmie i innych nowomodnych perwersjach, przez które kobiety nie mogą zajść w ciążę (kilka osób wie, że moja koleżanka wraz z mężem stara się usilnie acz bezskutecznie o dziecko).

Na koniec przemowy wyciągnęła oskarżycielsko papier w naszą stronę i dramatycznym głosem, z wyrzutem zapytała:
- I do czego wam takie rzeczy dziewczęta? Do czego pytam się?

Widząc, że koleżance zbiera się już na płacz, zabrałam babie te pechowe chusteczki i wypaliłam dość grubiańsko, ale zgodnie z prawdą:
- Do dupy Pani Zdzisławo. Do dupy!

Pani Zdzisia zapowietrzyła się, zamachała rękami i z wyrazem skrzywdzonej niewinności podążyła do wyjścia.
Kolega dusząc się ze śmiechu, popluł się kawą i zderzył się z nią w drzwiach, prawie ją przewracając. Niestety tylko prawie...

nietaktowny wspólpracownik

Skomentuj (35) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 363 (403)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…