Pojawiła się historia o "plus pińcet" i jego wpływie na rynek pracy. Historia jak historia, zaciekawiły mnie liczne komentarze, w których głównie obrywa się pracodawcom, roi od "Januszów biznesu" czy innych oszustów.
To ja Państwu napiszę, jak to wygląda z punktu widzenia krwiożerczego kapitalisty.
Zatrudniam sześć osób na umowę o pracę, dwóch dochodzących (student i mundurowa emka) na zlecenie. Zarabiają średnią krajową plus. Plus większy, mniejszy, bezpośrednio powiązany z ilością zadań w miesiącu.
Z powodu takich, a nie innych uwarunkowań, wynajmuję lokal w ścisłym centrum miasta, wypluwając zań Urzędowi Miasta skromne 8900 zł/mc.
Pracownicy mogliby zarabiać więcej? Ano mogliby.
Tylko:
- VAT
- dochodówka
- ZUS
Pierdylion innych danin, opłat - w pieprzonym US za jakikolwiek papierek płacisz dodatkowo. Jesteś łupiony na każdym kroku, choćby z durnego 21 zł za wydanie zaświadczenia w PAŃSTWOWYM (utrzymywanym z podatków) urzędzie.
Ile kwartalnie wypluwam państwu? Ano równowartość nowej corsy, tak na oko.
I dostaję szału, że pomimo tyrki i dyspozycyjności 24/7, płacenia niesłychanie wysokich danin, dowiaduję się, że państwo lekką ręką wypieprza dwadzieścia kilka miliardów rocznie, ot tak, bo tak mi się podoba.
Czy sam mógłbym chować mniej do własnej kiejdy, a więcej płacić ludziom? Może i tak. A już zapewne idealnie by było, gdybym sobie, po tych nastu latach, wypłacał tyle, ile pracownikowi - ooooo, jakież byłoby to sprawiedliwe. Tylko czy nie lepiej wówczas po prostu samemu zostać najemnym i nie chodzić po ścianach czasem z przemęczenia, stresu, odpowiedzialności czy zwykłego "mam już, k...a, dość"? No nie...
Dlatego właśnie będę januszem biznesu i krwiożerczym draniem, który nie pochyli się nad losem dziateczek z głodu kwilących w kołyskach, płacąc ludziom tyle, by mieć fachowców i utrzymać ich u siebie, żeby nie poleźli do konkurencji. Bo ja, janusz biznesu, sam ów biznes zbudowałem, sam zorganizowałem i chcę mieć z niego wygodne życie, oraz przytaczaną furę za trzysta tysięcy.
Chcesz mieć także? Wolny kraj, zakasuj rękawy i zap...aj. Jeśli ci się nie uda, to znaczy, że zap..eś za mało.
To ja Państwu napiszę, jak to wygląda z punktu widzenia krwiożerczego kapitalisty.
Zatrudniam sześć osób na umowę o pracę, dwóch dochodzących (student i mundurowa emka) na zlecenie. Zarabiają średnią krajową plus. Plus większy, mniejszy, bezpośrednio powiązany z ilością zadań w miesiącu.
Z powodu takich, a nie innych uwarunkowań, wynajmuję lokal w ścisłym centrum miasta, wypluwając zań Urzędowi Miasta skromne 8900 zł/mc.
Pracownicy mogliby zarabiać więcej? Ano mogliby.
Tylko:
- VAT
- dochodówka
- ZUS
Pierdylion innych danin, opłat - w pieprzonym US za jakikolwiek papierek płacisz dodatkowo. Jesteś łupiony na każdym kroku, choćby z durnego 21 zł za wydanie zaświadczenia w PAŃSTWOWYM (utrzymywanym z podatków) urzędzie.
Ile kwartalnie wypluwam państwu? Ano równowartość nowej corsy, tak na oko.
I dostaję szału, że pomimo tyrki i dyspozycyjności 24/7, płacenia niesłychanie wysokich danin, dowiaduję się, że państwo lekką ręką wypieprza dwadzieścia kilka miliardów rocznie, ot tak, bo tak mi się podoba.
Czy sam mógłbym chować mniej do własnej kiejdy, a więcej płacić ludziom? Może i tak. A już zapewne idealnie by było, gdybym sobie, po tych nastu latach, wypłacał tyle, ile pracownikowi - ooooo, jakież byłoby to sprawiedliwe. Tylko czy nie lepiej wówczas po prostu samemu zostać najemnym i nie chodzić po ścianach czasem z przemęczenia, stresu, odpowiedzialności czy zwykłego "mam już, k...a, dość"? No nie...
Dlatego właśnie będę januszem biznesu i krwiożerczym draniem, który nie pochyli się nad losem dziateczek z głodu kwilących w kołyskach, płacąc ludziom tyle, by mieć fachowców i utrzymać ich u siebie, żeby nie poleźli do konkurencji. Bo ja, janusz biznesu, sam ów biznes zbudowałem, sam zorganizowałem i chcę mieć z niego wygodne życie, oraz przytaczaną furę za trzysta tysięcy.
Chcesz mieć także? Wolny kraj, zakasuj rękawy i zap...aj. Jeśli ci się nie uda, to znaczy, że zap..eś za mało.
+500
Ocena:
438
(552)
Komentarze