Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
zarchiwizowany

#75841

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Kilka słów o Iksińskim SORze i aptekach i buractwu i niedouczeniu, jakie tam pracuje.

Otóż. Parę dni temu, mój pies uznał, że fajnie by było zakosztować ludzkiego białka, a najlepszą do tego okazją było moje udo. No cóż, trudno, ugryzł, okej.

Paranoja numer jeden. Reakcja mojej matki – skoro pies był szczepiony, to na pewno nic się nie stanie. No psu, na pewno nie, w końcu ja się na niego nie rzucałam. W moim przypadku wdało się ostre zakażenie i potrzebny jest cały czas drenaż rany. To tak gwoli wstępu.

Paranoja numer dwa. Medicover. Zawsze byłam zadowolona z ich usług, wszystko fajnie, czerwony dywan, fanfary, jak przyjeżdżałam i całowanie po rączkach. Aż do wczoraj. Byłam w sobotę u chirurga na izbie przyjęć i mówię, że jest tak i tak i chirurg kazał mi się dziś zgłosić, na wymianę drenu. No to do internisty po skierowanie. Okej, godzina czekania, ale skierowanie dostałam… Do drugiego internisty w drugiej części szpitala. No fajnie. 1,5 h później weszłam, pokazałam ranę, a babka do mnie: „No pani od razu mogła wejść, to ja bym po chirurga zadzwoniła, bo ja nic tu nie zrobię”….
No serio? Powtarzałam o tym od 2,5 h, że mam się zgłosić do chirurga, ale okej… Da się przeboleć, bo jeszcze udało się to wszystko załatwić.

Paranoja numer trzy. Sytuacja w aptece w X. Kupić maść odkażającą z jodyną. Niby nic wielkiego, mówisz, i masz. No, chyba że nie ma tego na stanie. Wtedy Pani „wykształcona farmaceutka” mówi, że w sumie roztwór spirytusowy jodyny da ten sam efekt. Mówię, że rana jest otwarta, jest dren, czy to okej. Tak, tak, tak, zapewniała. No dobra, ja idiotka, uwierzyłam Pani, która pewnie skończyła to jedno z iksińskich szkół policealnych jako technik farmaceuta, gdzie nie wymagają nawet zdanej matury. No dobra, to jedziemy.

Paranoja numer cztery. Trafiłam na SOR w X. Przedstawiłam sytuację, jak wygląda, i fakt, że czarna skóra wokół rany ze srebrną poświatą, raczej nie świadczy dobrze o stanie skóry dookoła, a już nie mówiąc, co się może dziać w środku. No to Pani w rejestracji skierowała mnie do lekarza, aby tą ranę obejrzał i zdecydował, czy mnie przyjmie (wtf?).
No okej, wchodzę, mówię, jaka sytuacja, no ale przepraszamy, nie ma pani wypisu z recepcji no to aloha, i won z powrotem po kartę pacjenta, bo bez tego, ani rusz. Wróciłam do rejestracji, mówię o co kaman, po raz dziesiąty już, a babki, no proszę do doktora, bo możliwe, że pani nic nie jest (zapewne dren w udzie i otwarta rana polana spirytusem z jodyną, która, jak wiadomo powoduje poparzenia, to nic), to okej, poczekam, jeszcze chwilę. I czekam tą chwilę upierdliwie, na glorię chwały, jak lekarz odklei opatrunek, rzuci okiem i powie, że trzeba się zarejestrować i czekać w kolejce tyle, ile się czekało za komuny na kilogram pomarańczy na święta.
I fajnie, zaczekałabym.
Ale jak weszłam, i pytam, czy pan doktor ma dla mnie dosłownie 30 sekund, aby to zobaczyć, usłyszałam tylko „CHWILĘ!”. No to jedna chwila.
Wchodzi babka z dzieckiem, przejęte, że dziecko sobie nogę roztrzaskało, bo spadło z jednego stopnia schodów. Cóż, 15 minut czekałam, żeby zobaczyć, jak wychodzi z zabandażowaną kostką i doktorem mówiącym, no tydzień i będzie w porządku. No to się uprzejmie pytam, czy już mogę wejść. „CHWILA!”.
No dobra, wchodzi chłopaczek, w sumie nie wiem, co mu było, bo jak wszedł, tak i wyszedł po 15 minutach. Więc pytam znów, czy mogę, czy naprawdę mogę wejść. „CHWILA!”. No k*rwa, tutaj w X, pojęcie „chwila”, jak widać, nabiera zupełnie innego znaczenia.
Okej, weszła babka, która się skarżyła na ostre bóle w klatce piersiowej i, że to na pewno zawał (ale, jak zdążyłam zauważyć, w oczekiwaniu, 2 puszki coli zdążyła wyżłopać).

I w tym momencie moja cierpliwość się skończyła. Czekać prawie godzinę, żeby doktor łaskawie obejrzał ranę i zdecydował, że mogę pójść do rejestracji, zarejestrować się i spokojnie czekać aż do świąt Wielkiej Nocy, że może mnie przyjmie po raz drugi już tak "jak na normalnej wizycie".

Więc, powiedziałam wszystkim bardzo kulturalnie „P**rdolcie się buraki” i wyszłam.

Także takie jedno podsumowanie. Mam wrażenie, że im mniej Ci coś dolega, tym bardziej ludzie są Ci skłonni pomóc. Jak coś naprawdę złego jest z Tobą nie tak, to sobie poczekaj, może akurat padniesz, a może coś innego złego Ci się przytrafi i nie będziemy musieli się martwić. W Warszawie, mimo, że czekasz, to jednak pomoc zawsze uzyskasz. Tutaj, to najlepiej powiedzieć: „won wszyscy do domów”, p**rdolnąć wszystko i pojechać w Bieszczady.

Redit: Dziś byłam u chirurga na normalnej wizycie. Stwierdził poparzenia niezbyt groźne, ale jednak na tyle, aby opatrzyć je w specjalny sposób. Na moje pytanie, dlaczego, wczoraj nie byłam z tym w szpitalu, na skróconą wersję owej historii, stwierdził, że wcale się nie dziwi. W X było już tyle pozwów o błędy lekarskie, że teraz nawet boją się pacjenta dotknąć.

No to moje pytanie - po kiego tacy ludzie tam jeszcze pracują?!

X ale jak wszyscy wiedzą Konin

Skomentuj (9) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 31 (151)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…