Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#75880

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Jakoś tak wyszło, że na ostatnim spotkaniu towarzyskim zeszło nam na temat kobiet w pracy. W pewnym momencie dyskusji padł argument, że "okres to nie choroba" i kobieta nie powinna wtedy domagać się specjalnego traktowania, bo każdego może boleć brzuch. Tak mi się skojarzyło...

Na studiach pracowałam w sieciowej kawiarni w bardzo prominentnej lokalizacji. Pewnego dnia w środku lata nastąpił armagedon - 35 stopni, padła połowa sprzętu na prąd, w tym lodówek i blenderów, kolejka stąd po horyzont. Szef regionu po konsultacji z kierownikiem nie pozwolił zamknąć przybytku, mamy sobie radzić.

No to sobie radzimy - trzy osoby na obsłudze i sprzątaniu/zmywaniu plus czwarta biegająca pożyczać lód z innych knajp, ani chwili, żeby przysiąść czy chociażby napić się łyka wody. Akurat wtedy miałam okres. Po dwóch godzinach naginania w upale, bez klimatyzacji i bez możliwości wzięcia niczego przeciwbólowego zgłaszam kierownikowi, że idę do socjalnego i do łazienki. "Nie, klienci czekają, sytuacja tragiczna". Godzinę później - to samo, mam zostać albo nagana, mimo mojego tłumaczenia nie puścił. Po czterech godzinach czuję, że dość - ja padam, boli jak sukinsyn, podpaska na pewno już przesiąknęła, no nie ma wuja we wsi, żeby nie iść. Ten znowu, że nie, bo kolejka. Wkurzyłam się, przy klientach, na tyle głośno, żeby usłyszeli, oświadczyłam, że nie będę wydawała jedzenia w przesiąkniętych krwią spodniach i śmierdząca okresem w tym upale. Facet zrobił się buraczkowy, ale kilka osób z kolejki wsparło mój postulat (a kilka uciekło). Dane mi było pójść się wyczyścić, zmienić podpaskę, łyknąć tabletkę i wrócić - zajęło mi to może pięć minut, może trochę więcej.

Na następnej zmianie zostałam wezwana na dywanik, ponoć szef był bardzo niezadowolony z mojej niesubordynacji i proponuje kary finansowe tj. potrącenie z (pożal się Boże) pensji lub wypowiedzenie. Popatrzyłam na kierownika zmiany jak na idiotę i zapytałam, co miałam jego zdaniem zrobić? Powiedział, że nie wie, ale miesiączka to nie choroba, więc to żadne wytłumaczenie i powinnam nosić lepsze podpaski, skoro te po kilku godzinach przesiąkają (!). Uznałam więc, że w takim razie proszę wypowiedzenie, od jutra nie przychodzę do pracy, radźcie sobie, poszukam zajęcia choćby u konkurencji. Oj, był płacz i było zgrzytanie zębów, bo zostali z dnia na dzień z dziurą w grafiku, którą kierownicy sami musieli uzupełniać...

Jako wątek poboczny dodam przypadek koleżanki. Praca biurowa, chociaż z klientem, na zleceniu i prowizji. Pewnego razu miała wyjątkowo bolesny okres - tabletki nie pomagały. Dzień na żądanie nie przysługuje, szef kazał przyjść do pracy, bo okres to babska wymówka na wf, a nie powód nieprzychodzenia do pracy. To przyszła. Po trzech godzinach klient wezwał do niej pogotowie, bo dostała ataku bólu, od którego zwijała się na podłodze.

No tak. Rzeczywiście, okres to tylko wymówka na wf, żaden problem.

Skomentuj (78) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 412 (474)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…