Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#75936

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Dawno nie pisałam, ale niżej opisana sytuacja tak mnie zirytowała, że postanowiłam się z wami podzielić.

Mieszkam w małej miejscowości i prowadzę scholę kościelną. Gram na gitarze a dzieciaczki z pobliskiej szkoły śpiewają. Rodzice są zachwyceni bo dzieciaki mają jakieś hobby, coś robią, są proszone o występy itp. Ludzie w kościele też zadowoleni bo wiadomo - zawsze milej posłuchać małej Arki Noego, niż organisty, który (może tylko u nas) strasznie rozwleka każdy utwór.

Do tej pory mieliśmy próby u nich w szkole, ale w związku z nowym rokiem akademickim zmienił mi się plan i nie mam już kiedy jeździć do szkoły po ich zajęciach. Doszłam więc do wniosku, że skoro nie dam rady w szkole, to żeby rodzicom dzieciaczków było łatwiej, to próby zrobię od razu po mszy w niedzielę. Pozostało tylko zorganizować miejsce, bo w samym kościele jest stanowczo za zimno żeby siedzieć tam kolejną godzinę. I tu zaczął się problem.

Pomyślałam, że skoro śpiewamy w kościele, to może ksiądz jakoś pomoże. W związku z całą tą sytuacją postanowiłam zwołać zebranie rodziców dzieciaczków w zakrystii, żeby wszystko załatwić za jednym zamachem. Rodzice stwierdzili, że żadnego problemu nie ma, próby mogą być w niedziele po mszy, a co na to ksiądz?
- Nie ma takiej możliwości. - Tyle. Nawet się chwilę nie zastanowił, nie stwierdził że popyta i pokombinuje. Wszystko na mojej głowie.

Niestety na moje nieszczęście w zakrystii była też kobieta, która organizuje wyjazd na grób naszego poprzedniego księdza, który zmarł parę lat temu. Otóż zostałam POINFORMOWANA, że schola jedzie wtedy a wtedy, o tej i o tej godzinie. Pomijam fakt, że po prostu bezczelnie mi przerwała rozmowę z rodzicami, to nie zapytała czy możemy. To było stwierdzenie. Ja byłam już zirytowana faktem, że nie mam gdzie ćwiczyć, więc zapytałam czy możemy na ten temat porozmawiać później, bo chcę dokończyć jedną sprawę, na co ona odparła do rodziców:
- Schola jedzie w niedzielę za dwa tygodnie do Piekielnic, o godzinie 12 wyjeżdżamy. Pani Shirea zrobi listę osób które jadą.

Rodzice zbici z tropu, bo nic wcześniej na ten temat nie wiedzieli i zdawali sobie sprawę z tego, że ja też nie i zaczęły się pytania do mnie (mimo że o sytuacji dowiedziałam się w tym samym momencie co oni):
- A długo to będzie?
- A można jechać z dziećmi?
- A ile trzeba zapłacić?

Ogólnie moja rozmowa na temat miejsca została zrzucona na drugi plan. A skąd moje zdenerwowanie? Nikt mnie nie zapytał czy mam czas jechać w tamtym terminie, a beze mnie dziewczyny nie zaśpiewają, nikt z osób, które wymagają od nas obecności na mszy, nie zainteresował się tym, że nie mamy gdzie robić prób. Ja nie biorę pieniędzy za prowadzenie scholi, robię to co lubię, ale śpiewamy w kościele dla innych i sądzę, że gdyby nie rodzice i ich zaangażowanie do tej pory zastanawiałabym się gdzie robić próby z tymi dzieciakami.

Pewnie zaczną się teraz stwierdzenia, że skoro się podjęłam czegoś takiego, to powinnam sama to organizować, tylko czemu mam robić cokolwiek dla ludzi, którzy w momencie kiedy potrzebuję czegokolwiek, udają że mnie nie słyszą?

ksieza

Skomentuj (11) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 255 (279)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…