Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#76110

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Cześć Mordy Piękne Nieprzeciętne. Nie ogarniam wprawdzie, które historie nadają się, Waszym zdaniem do piekielnych, ale tą historię (jeszcze świeżą) chciałem umieścić tu z trzech powodów:

a) dotyczy mojego najukochańszego owczarka niemieckiego o jakże staropolskim imieniu Diesel,
b) zdarzyła się niedawno, już podczas mojego obecnego pobytu na onko,
c) dotyczy bardzo aktualnego obcowania ludzi normalnych z tymi, najprościej ujmując, normalnymi inaczej,
d) bez najmniejszych wątpliwości skończy się rozprawą sądową, na której wypadki mogą się potoczyć w zgoła nieprzewidzianym przeze mnie kierunku.

Nie będę wdawał się w szczegóły genezy zajścia, ale za sprawą wysublimowanej niewiedzy tzw. personelu niższego mojego oddziału w soboty zacząłem uprawiać miły rodzaj sportu sobotniego pod nazwą „potrzeba sprawdzenia, czy przypadkiem nie ma mnie w domu”. Cała sztuka polega na wyczuciu chwili i bezwarunkowym powrotem do macierzy przed wieczorną wizytą lekarską. Tak więc, telefonicznie ustalam strategiczne punkty mojej samowolki z moją Mordką, sru w auto i za niespełna godzinę melduję się na parkingu pod klatką. Oczywiście oprócz domowego (zmielonego) obiadku oraz wyprzytulania mojej Mordki jedną z głównych nagród jest ponadgodzinny spacer z moim kundelkiem.

Nawet jak na german shephard wyjątkowo duży jest. Za wysoki, długi, szeroki i ciężki , co powoduje, że sam jego wygląd skutecznie zniechęca osiedlowe tłuczki do zaczepek. Poza tym mam Go od szczeniaka, wychowałem osobiście i mogę zaręczyć, że NIGDY nie był uczony agresji ani żadnych komend lub zachowań mogących tą agresję wyzwalać. Co więcej, on ich nawet nie rozumie. Zdawałem sobie nowiem sprawę jak potężną i groźną bronią może stać się 45-kg pies mieszkający właściwie pośrodku osiedla. Z w/w przyczyn spacery luzem odbywają się w lesie znajdującym się za moim osiedlem lub po drugiej stronie na nieużytkowanym wzgórzu. Padło na las. Dla mnie taki spacer jest cenniejszy niż wycieczka na Dominikanę z RMF, więc zamiast lampić się w kroplówkę ganiałem się po tym lesie konkurując długością wywalonego jęzora z dotychczasowym mistrzem tej konkurencji.
Do czasu.

Jak wiadomo, na świecie debili nie brakuje a i moje osiedle niespecjalnie od tej mądrej maksymy się odcina, więc ja, prawem Muphy’ego musiałem w końcu zostać „wylosowany” przez grupkę kwiatu naszej młodzieży w ubiorach lekkoatletycznych jak spółgłoska w „Kole fortuny” Pijanowskiego. Spacer w rozkwicie, patyk, aport, berek, ogólnie błogostan. Do czasu aż z naprzeciwka nie wyłoniło się trzech gówniarzy (18-24 lata) żądając ode mnie fajek, kasy, autografu - nieistotne. Powiedziałem, że jestem z psem (latał gdzieś po krzakach za patykiem) i żeby się odstosunkowali, bo może być draka. Źle trafiłem.

Po raz pierwszy nie byłem zachwycony, że mój pupil jest jednostką ogólnie w okolicy znaną i że jeden z nich nie tylko Go skojarzył, ale też był świadomy jak Go wychowywałem, bo nigdy się z tym nie kryłem przeciwnie - dumnie prezentowałem Jego cierpliwość do dzieci, łagodność i posłuszeństwo. Słowem kretyn. Byli pewni (ja też), że są bezpieczni. Po moim „spier… oddalcie się, nie mam czasu” dostałem w łeb, poprawili z kopa i jedyne co mi pozostało to ruchem jednostajnie przyspieszonym zaprzyjaźnić się błockiem z życzliwą pomocą Matki Grawitacji.

Wojownik ze mnie żaden, nawet bez chemii. No i było ich trzech. Ale jedna rzecz potoczyła się zupełnie niespodziewanie. Mój spokojny, ułożony, lubiący wszystkich ludzi kundelek dostał szału. Wprawdzie w pierwszych sekundach starcia zainkasował kilka ciosów, ale spłynęło to po nim jak gó*no po polityku. Ludzie! Pod buty można włożyć filmy instruktażowe jak to wyszkolony pies łapie bandziora za rękę i grzecznie przytrzymuje go do aresztowania. Jego zęby były po prostu wszędzie. Zanim wygrzebałem się z błota i odwołałem atak (na szczęście posłuchał natychmiast chociaż strasznie się trząsł)Z niepokonanych Prawdziwych Polaków została żałosna kupa zakrwawionych szmat błagających o litość. Ich ochota do walki nagle poszła się namiętnie kochać. W krzaki. Wezwałem tylko Policję bo dla tej Nadziei Narodu Polskiego Pogotowia fatygować nie zamierzałem.
I tu kwiatek.

Po przyjeździe Policji (przyznam, bardzo szybkim) i odebraniu zeznań zdarzenie zostało zarejestrowane jako napad z wymuszeniem, a reakcja Diesla jako obrona konieczna (taką notatkę podpisywałem). Dziękuję Szanownym Panom Policjantom. Wprawdzie sprawa w sądzie i tak mnie oczywiście nie ominie, ale dowódca patrolu powiedział, że doskonale znają całą trójkę i na rozprawie, jako oskarżyciel, będzie zeznawał na moją korzyść, bo to nie pierwszy ich wybryk, tylko pierwszy raz to oni dostali po dupie. Mnie wypuszczono do domu z informacją o konieczności złożenia jeszcze zeznań, ich do samochodu i w drogę. Za tydzień wychodzę ze szpitala i mam czekać na wezwanie.

Uprzedzam niektóre komentarze: Jestem dumny z postawy mojego psa, który, nie posiadając żadnego kształcenia w tym kierunku, potrafił bez wahania postawić się w obronie swojego opiekuna. Tym bardziej się cieszę, że nie potraktował mnie z rozpędu tak jak tamtych. Z mojej strony jestem gotów ponieść konsekwencje tego zdarzenia i zdania nie zmienię. Może to nie historia na ten portal, ale gdzieś się uzewnętrznić musiałem. Sorki.
P.S. Podobno grozi mi grzywna za nieupilnowanie psa bez kagańca. Jakoś to przeżyję.

na łonie natury

Skomentuj (48) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 320 (394)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…