Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
zarchiwizowany

#76529

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Przeczytałam w komentarzu do http://piekielni.pl/76458#comments zdanie mówiące, że małżonkowie osób chorych na raka powinni być objęci opieką psychologa.

Chciałam odpowiedzieć w komentarzu, że gówno prawda, ale to chyba zasługuje na mocniejszy głos. Otóż: gówno prawda.

Oferowanie opieki tylko psychologicznej tylko małżonkom tylko ludzi chorych na raka to jak naklejać plaster na złamanie otwarte i twierdzić, że tak właśnie powinno być. Skutki niezliczonych chorób nie ograniczają się tylko do fizycznego stanu zdrowia chorego. Nie ograniczają się do psychicznej kondycji jego rodziny. Jego najbliższego otoczenia. Olbrzymia liczba chorób oddziałuje na wszystkich, z którymi w jakiś sposób styka się chory.

Mieszkałam przez kilkanaście lat nad wiekowym małżeństwem, on z przeszłością wojenną, ona była chora na SM. On nie tolerował najmniejszego sprzeciwu z jakiejkolwiek strony. Ona wyła. Przez kilkanaście godzin każdej doby wyła, jak zwierzę, nie mogąc wytrzymać z bólu, więc wyła i wrzeszczała tak długo i tak głośno, póki całkowicie nie opadła z sił. On - też wrzeszczał. Do niej i na nią. I na nas, sąsiadów - reagował agresją na każdy kontakt, asekuracyjnie. Bo wiedział, że nie radzi sobie z sytuacją i że my wiemy, że nie daje rady - ta świadomość była dla niego nie do zniesienia. Teraz to rozumiem - wtedy zwyczajnie go nienawidziłam i się go bałam.

Jeżeli ktoś chce wiedzieć, co dzieje się z umysłem dziecka, która musi żyć w takich warunkach, to powiem tyle: mój przyjaciel z innego piętra na dwunaste urodziny chciał dostać piłę łańcuchową, żeby ich oboje zaszlachtować, a "jak zabić Ryję" było wiecznie aktualnym tematem zabaw dzieci na podwórku. Przez długi czas codziennie szczerze życzyłam im natychmiastowej śmierci.

Kiedyś dorośli próbowali zainteresować tym media i służby. Pamiętam, jak dziennikarka przepytywała moją dorosłą siostrę, czy jej nie wstyd napadać na schorowanych staruszków, którzy po prostu starają się żyć! Przymusowa eksmisja? Jasne - każdy z chęcią zacząłby temat, patrząc z okna na spontaniczną pikietę ludzi dobrej woli, którzy nie pozwolą krzywdzić kombatanta i jego chorej żony!

Chłonęliśmy to latami - dorośli i dzieci. Przez lata żyliśmy w koszmarnym stresie, ze świadomością, że możemy jedynie próbować uciec albo czekać na ich śmierć. Dzisiaj teoria zakłada, że ona powinna znaleźć się w ośrodku wyspecjalizowanym w leczeniu bólu. Teoria, bo nawet dzisiaj nie byłoby na to większych szans. Dzisiaj każdego z nas regularnie odwiedzałaby ich pielęgniarka środowiskowa i pomagałaby nam sobie z tym radzić - a przynajmniej powinna tak robić. Czysto teoretycznie. Bo nie odwiedzałaby.

Pomocą psychologa powinny być objęte 3 klatki mieszkaniowe, jakieś 36 rodzin, o ile dobrze szacuję, 120 osób. Z każdą z nich należałoby przeprowadzić przynajmniej jeden wywiad indywidualny (żeby oddzielić ludzi, na których długotrwały stres nie wpłynął aż tak szkodliwie oraz tych, którzy natychmiast potrzebowali pomocy psychiatrycznej), z większością należałoby prowadzić długotrwałą terapię indywidualną i równolegle grupową - rodzinną, małżeńską, wreszcie społecznościową (wiecie, jak trudno zaakceptować dziwne zachowania sąsiadów po tylu latach programowania się, że staruszkowie spod podłogi są wcielonym złem?), żeby wypracować zbliżone do normalności mechanizmy funkcjonowania. To nie trwa miesiąca. W wielu przypadkach to nie trwa roku. W wielu przypadkach terapeuta jest zadowolony, jeżeli po roku uda mu się jednoznacznie stwierdzić, że znalazł już skuteczną metodę prowadzenia pacjenta - i wtedy może zacząć pracować.

I to tylko psycholog. Dodajcie psychiatrów, dodajcie pielęgniarki, które w takich warunkach musiały uczyć, jak np. opiekować się własnymi seniorami, dodajcie położne, które musiałyby tłumaczyć, że tak, dziecko krzyczy, płacze i nie przestanie i to nie jest powód, żeby wpadać we wściekłość.

I teraz wyobraźcie sobie, że ktoś musiałby za to zapłacić i to jest tylko jedna taka sytuacja.

Wracając do początku - nie, małżonkowie osób chorych na raka nie powinni być objęci pomocą psychologa. Ich całe rodziny i najbliższe sąsiedztwo powinno być objęte kompleksową pomocą psychologiczno-medyczno-edukacyjną. Inaczej to nie ma żadnego sensu.

Skomentuj (18) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 10 (134)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…