Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#76593

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Witam.
Jako że jest to moja pierwsza historia, chciałam zacząć od podstawowej, w moim odczuciu, informacji: jestem złym człowiekiem. Gorsza nawet. Jestem złą przedszkolanką.

O tym, że dzieci chorują, nie muszę chyba nikogo przekonywać. Zdarza się, a w zimie zdarza się nawet nad wyraz często. Pomyślał by kto: no dobra, dziecko chore, to hop do lekarza, odleży swoje i wraca na wartę do przedszkola. A takiego wała.

Faktem jest, że rodzice nagminnie przyprowadzają chore dzieci. Uprzedzę hate w komentarzach, że katar czy kaszelek Brianka czy Andżeliki to nie choroba. Jak dziecko ma oczy zapuchnięte, że świata nie widzi, kaszle tak, że nie wiadomo, czy po plecach klepać, czy biec po wiadro, żeby płuca łapać i z nosa mu cieknie tak, że fontanny by się nie powstydziły, to – nie do wiary! - dziecko, a i owszem, jest chore.

Gdybym miała opisywać każdy kolejny przypadek jak to rodzice próbowali nas zrobić w konia (dosłownie, kłamali w żywe oczy), to bym zużyła co najmniej z cztery wiadra internetu. Nie, moją pierwszą historię na Piekielnych spowodował wypadek tak świński, że aż przemilczeć nie mogę. Sami zdecydujcie, czy piekielne było.

Mamy ci my rodzeństwo. 2 chłopców w wieku 4 wiosen. Około 7 miesięcy temu przyszły dwa rozwrzeszczane czorty, które po miesiącach pracy, cierpliwości i (zazwyczaj) spokojnych tłumaczeń, że nie, nie można bić innych dzieci drewnianymi zabawkami czy ich podduszać, zmieniły się w parę nadpobudliwych, ale też i sympatycznych urwisów. Da się im już coś wytłumaczyć, biorą pięknie udział we wszystkich zajęciach, nauczyli się jeść na stołówce. Słowem cud, miód i orzeszki - człowiek może się z radością poklepać po plecach za dobrze wykonaną robotę.

Dlatego też zdziwiłam się dzisiaj rano, jak otworzyłam im drzwi, żeby odebrać dzieciaki od rodziców. Jeden wbiegł sam, zakręcił się dookoła mnie jak dziki bąk i pomknął się bawić, ale już drugi (starszy) stoi i płacze przy rodzicach. W takich sytuacjach powody mogą być różne: może się dziecko wywróciło podczas drogi, zostawiło jakąś zabawkę w samochodzie, pokłóciło się z rodzeństwem. Najlepiej wtedy, o ile rodzice nie reagują inaczej, zabrać szkraba do środka i opatrzyć, pocieszyć, dać coś do pobawienia. Rodzice bez komentarza sami wrzucili mi dziecko w objęcia i tyle ich widziałam.

No nic, biorę małego na ręce i wnoszę go do sali. Na pytania odpowiada tylko, że on chce do domu i chlipie mi na ramię. Trochę pocieszaliśmy, pomizialiśmy - dziecko się uspokoiło. I siedzi wpatrzone w podłogę. Nie chce jeść, nie chce się bawić. Słowem zamiast ruchliwego krasnala, dostaliśmy dzisiaj zapłakanego manekina.

I nikt nam nie musiał nic mówić, że dziecko jest chore. Po kilku minutach takiego zachowania same się zorientowałyśmy. Dla pewności przepytaliśmy brata. I co się okazało? Starszy nie dość, że przez całą noc spać nie mógł, to jeszcze wymiotował 2 razy zanim przyszli do przedszkola. I co zrobili rodzice? Zaprowadzili go do lekarza? No nie, do przedszkola. Kij, że jeżeli mały zachorował na coś łatwo łapnego, to inni rodzice naszych pociech będą mieli niezły prezent na zbliżający się długi weekend. Kij, że my przedszkolanki też to pewnie złapiemy, bo nie jesteśmy robotami. Kij, że dziecko mimo 3 telefonów do rodziców spędziło 6 godzin (słownie: SZEŚĆ godzin) na przedszkolnej pufie do spania, nic nie zjadło, nie chciało się ruszać i po kilku pierwszych godzinach czuć było, że weszło w stan podgorączkowy.

Rodzice zjawili się o tej porze co zwykle. Inna dziewczyna poszła ich oddać, bo ja bym pewnie nie wytrzymała. I tyle się człowiek nasłucha jak to wspaniale mieć dzieci, jakie to szczęście i żyć nie umierać… Ale z miejsca osoby, która musiała się zajmować takim małym szkrabem, który, kurza twarz, nie rozumie, dlaczego go wszystko boli i dlaczego jest mu źle i dlaczego jeszcze nie ma rodziców, podpisałabym się pod stwierdzeniem, które na Piekielnych widzę co kilka postów:

Na robienie dzieci powinni wydawać licencje.

Aha, tak żeby było śmieszniej: oboje rodzice pracują z domu. Tłumaczyli się ponoć, że nie chcieli odbierać tego chorego syna, bo drugiemu byłoby na pewno przykro.

przedszkole chore dzieci

Skomentuj (61) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 316 (354)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…