Myślałam, że dzielę pokój z osobą dorosłą.
Okazało się, że jednak było inaczej.
Ale zacznijmy od początku.
Mam już 20 lat na karku, więc przyszła pora opuścić rodzinne gniazdko i udać się na studia. Wobec tego szukałam taniego lokum(ze względu na finanse rodziny i niemożliwość podjęcia pracy przez studia-tryb zaoczny praktycznie nie istnieje). Znalazłam więc ogłoszenie o szukaniu współlokatorki do pokoju. Lokalizacja świetna, cena również, więc zdecydowałam się wprowadzić. Moją lokatorką była studentka teologii- dajmy na to Teresa.
Początkowo Teresa była dla mnie bardzo miła. A to spytała się czy wstawić również moje pranie, a to podzieliła się obiadem. Ja za to często dzieliłam się z nią wypiekami, czy innymi rarytasami, przywiezionymi z domu (na stancji nie było piekarnika, więc ciasto to był raj!). Żyłyśmy dobrze, dopóki przy sprzątaniu nie wypadły mi z półki tabletki antykoncepcyjne.
Teresa powiedziała, że to nie po bożemu i że muszę iść się z tego wyspowiadać, bo inaczej nie przyjmą mnie do nieba. Potem znalazła jakieś publikacje, które dowodziły, że tabletki niszczą kobiecy organizm (źródła to głównie strony katolickie) - twierdziła, że się martwi o moją przyszłość.
Próbowałam jej wyjaśnić, że te tabletki to lek na torbiele (podczas jednej z wizyt zauważono, że taki mi się tworzy, ale zdecydowano się zastosować próbę leczenia, a nie od razu operacji) i straszne wręcz okresy.
Po świętach wracam na stancję. Kończę brać tabletki, mija przerwa. Przychodzi pora na "cukierka". No i szukam, szukam i nie mogę znaleźć ani opakowania, ani listków. W domu miałam jeden listek w zapasie, reszta na stancji, bo do domu bardzo mało kiedy wpadam.
Co się okazało?
Tereska w trosce o mnie wyrzuciła wszystkie 4 opakowania, które miałam w szafce. Spuściła w toalecie prawie 200 zł.
Ja zostałam bez tabletek, recepty i swojego ginekologa. Do domu wrócić nie mogę przez studia, a każdy dzień opóźnienia powoduje to, że cała kuracja będzie musiała zajść od nowa.
Co najgorsze Tesesa nie widzi nic złego w swoim zachowaniu, bo te leki to moja fanaberia.
Szukam nowego pokoju.
Okazało się, że jednak było inaczej.
Ale zacznijmy od początku.
Mam już 20 lat na karku, więc przyszła pora opuścić rodzinne gniazdko i udać się na studia. Wobec tego szukałam taniego lokum(ze względu na finanse rodziny i niemożliwość podjęcia pracy przez studia-tryb zaoczny praktycznie nie istnieje). Znalazłam więc ogłoszenie o szukaniu współlokatorki do pokoju. Lokalizacja świetna, cena również, więc zdecydowałam się wprowadzić. Moją lokatorką była studentka teologii- dajmy na to Teresa.
Początkowo Teresa była dla mnie bardzo miła. A to spytała się czy wstawić również moje pranie, a to podzieliła się obiadem. Ja za to często dzieliłam się z nią wypiekami, czy innymi rarytasami, przywiezionymi z domu (na stancji nie było piekarnika, więc ciasto to był raj!). Żyłyśmy dobrze, dopóki przy sprzątaniu nie wypadły mi z półki tabletki antykoncepcyjne.
Teresa powiedziała, że to nie po bożemu i że muszę iść się z tego wyspowiadać, bo inaczej nie przyjmą mnie do nieba. Potem znalazła jakieś publikacje, które dowodziły, że tabletki niszczą kobiecy organizm (źródła to głównie strony katolickie) - twierdziła, że się martwi o moją przyszłość.
Próbowałam jej wyjaśnić, że te tabletki to lek na torbiele (podczas jednej z wizyt zauważono, że taki mi się tworzy, ale zdecydowano się zastosować próbę leczenia, a nie od razu operacji) i straszne wręcz okresy.
Po świętach wracam na stancję. Kończę brać tabletki, mija przerwa. Przychodzi pora na "cukierka". No i szukam, szukam i nie mogę znaleźć ani opakowania, ani listków. W domu miałam jeden listek w zapasie, reszta na stancji, bo do domu bardzo mało kiedy wpadam.
Co się okazało?
Tereska w trosce o mnie wyrzuciła wszystkie 4 opakowania, które miałam w szafce. Spuściła w toalecie prawie 200 zł.
Ja zostałam bez tabletek, recepty i swojego ginekologa. Do domu wrócić nie mogę przez studia, a każdy dzień opóźnienia powoduje to, że cała kuracja będzie musiała zajść od nowa.
Co najgorsze Tesesa nie widzi nic złego w swoim zachowaniu, bo te leki to moja fanaberia.
Szukam nowego pokoju.
teresa tabletki
Ocena:
374
(420)
Komentarze