Mam 21 lat i umieram. Zainteresowani? Wysłuchajcie mnie więc.
Zawsze chorowałem, mniej lub bardziej poważnie, ale od zawsze. Nim poszedłem do liceum leżałem w szpitalu 9 razy. Liczę oczywiście tylko pobyty powyżej tygodnia, tych krótszych nawet nie liczyłem. W liceum dwukrotnie miałem indywidualne nauczanie i leżałem w szpitalu kolejne 5 razy. W tym samym czasie mój układ nerwowy zaczął szwankować - zaczęło się od drżenia rąk, zawrotów głowy i migren.
Kilka lat do przodu - mam 21 lat, jestem na 2 roku medycyny. Miesiąc temu zemdlałem na zajęciach. Potem kolejny raz. W salach na mojej uczelni jest bardzo gorąco, koło 24 stopni, więc zwaliłem to na to. Ale... 2 tygodnie temu straciłem władzę w prawej ręce. Wiecie jakie to jest uczucie, położyć się spać w swoim ciele, a obudzić się z ręką, której nie czujesz i którą nie możesz ruszać? Rezonans magnetyczny. Guz mózgu. Właściwie powinienem powiedzieć "guzy mózgu" - mój mózg jest ich pełny. Pacjent nieoperacyjny, rokowania - 2 lata życia, góra. A życia w komforcie? Może kolejne 6 miesięcy. Może. Tak powiedział neurolog.
Więc mam pytanie - dlaczego ja, osoba której jedynym celem w życiu było zostać lekarzem i pomagać innym umieram, a chłopak z którym chodziłem do klasy w gimnazjum, który w tym momencie jest alkoholikiem z własnego wyboru cieszy się zdrowiem?
Czemu wrzucam to na piekielnych? Nie wiem. Chyba muszę się komuś wygadać. Bo w sumie kto był piekielny? Neurolodzy którzy przez 5 lat drżeń dłoni i zawrotów głowy nie skierowali mnie na żadne obrazowanie głowy? Ja sam, przez ignorowanie objawów przez dwa tygodnie? Nie wiem, nie obchodzi mnie to. Umieram.
Zawsze chorowałem, mniej lub bardziej poważnie, ale od zawsze. Nim poszedłem do liceum leżałem w szpitalu 9 razy. Liczę oczywiście tylko pobyty powyżej tygodnia, tych krótszych nawet nie liczyłem. W liceum dwukrotnie miałem indywidualne nauczanie i leżałem w szpitalu kolejne 5 razy. W tym samym czasie mój układ nerwowy zaczął szwankować - zaczęło się od drżenia rąk, zawrotów głowy i migren.
Kilka lat do przodu - mam 21 lat, jestem na 2 roku medycyny. Miesiąc temu zemdlałem na zajęciach. Potem kolejny raz. W salach na mojej uczelni jest bardzo gorąco, koło 24 stopni, więc zwaliłem to na to. Ale... 2 tygodnie temu straciłem władzę w prawej ręce. Wiecie jakie to jest uczucie, położyć się spać w swoim ciele, a obudzić się z ręką, której nie czujesz i którą nie możesz ruszać? Rezonans magnetyczny. Guz mózgu. Właściwie powinienem powiedzieć "guzy mózgu" - mój mózg jest ich pełny. Pacjent nieoperacyjny, rokowania - 2 lata życia, góra. A życia w komforcie? Może kolejne 6 miesięcy. Może. Tak powiedział neurolog.
Więc mam pytanie - dlaczego ja, osoba której jedynym celem w życiu było zostać lekarzem i pomagać innym umieram, a chłopak z którym chodziłem do klasy w gimnazjum, który w tym momencie jest alkoholikiem z własnego wyboru cieszy się zdrowiem?
Czemu wrzucam to na piekielnych? Nie wiem. Chyba muszę się komuś wygadać. Bo w sumie kto był piekielny? Neurolodzy którzy przez 5 lat drżeń dłoni i zawrotów głowy nie skierowali mnie na żadne obrazowanie głowy? Ja sam, przez ignorowanie objawów przez dwa tygodnie? Nie wiem, nie obchodzi mnie to. Umieram.
Ocena:
310
(414)
Komentarze