Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#76673

przez (PW) ·
| Do ulubionych
O tym, jak zostałam nawiną utrzymanką faceta, który rzuci mnie dla młodej siksy i o tym jak zawartość portfela zmienia opinię ludzi i weryfikuje przyjaciół.

Mam wspaniałego męża z dobrze prosperującą firmą. Sama również prowadzę dość dobry interes.
Spotkaliśmy się z moimi 'przyjaciółkami'. W myśl pewnych zasad nie wdrażaliśmy nigdy przyjaciół, czym się zajmujemy, ile zarabiamy itd. Wszak po pierwsze- to może w każdej chwili się zmienić- pieniądze raz są, raz ich nie ma oraz trochę przebojów z błaganiem, proszeniem bliższych i dalszych osób, co by znaleźć jakieś zajęcie dla kogoś tam było- dość niezbyt przyjemnych.

(Zazwyczaj sąsiadki, kuzynki, kuzynowie przychodzili z prośbą o zatrudnienie syna, córki sąsiadki, kuzyna kuzynowstwa 10pokolenia od strony babki. A okazywało się, że Karyna, Mariusz, Mateusz, Belzebub i inni to wcale nie są 'dobrzy ludzie, którym się nie poszczęściło i są skorzy do roboty' a cwaniaki, które za mniej niż 2 tys. zł nie odejdą sprzed tv i nie odłożą piwska na bok, a za to czyhają na zawartości cudzych portfeli, w tym mojego męża i jego rodzicielki- zresztą można by było to puścić w osobnej historii, a nawet kilku).

Żeby nie było - poratowaliśmy moje koleżanki czasem grubszym groszem, na wieczne nieoddanie. Rozumiem, sama kiedyś pożyczałam, mój mężu także, różne są sytuacje- każdy rozumie. I nie wypominałabym tego, gdyby nie wczoraj...
Umówiliśmy się z moimi przyjaciółkami na obiadokolację. Ot, posiedzieć, poplotkować, pogadać- czynności normalnych dorosłych ludzi.

Temat zszedł na nasz przyszły dom. Mężu się nieopacznie pochwalił i pokazał zdjęcia z budowy. Uśmiechy były, takie jakieś wymuszone, dobre słowa. Gdy mężu wyszedł zaczęło się...
Nagle stałam się niegodziwą kobietą, która wyłudza pieniądze od ciężko pracującego męża. Stałam się 'ohydną, wyrafinowaną jędzą".

One by się w życiu po mnie nie spodziewały! Pytam się, czego, bo nie do końca rozumiem - 'No bycia taką co poleciała na kasę". No ale ja nadal nie wiem, do czego piją, bo wcześniej nie miały problemu z tym wszystkim. Ba, nawet nie miały z tym problemy, gdy zamawialiśmy napoje tam, gdzie siedziałyśmy- a mężu, albo ja płaciliśmy za ich dość 'bogate' drinki. ( Wychodzę z założenia, że każdy ma okres w życiu, że liczy się z każdym wydatkiem, nawet najmniejszym i zwyczajnie powiedzieliśmy na początku, żeby się nie wygłupiały, że zapłacimy. A one w myśl zasady 'jak dają to brać' zaszalały i całkowicie dla mnie normalne, by to było, gdyby nie to co powiedziały).

Według nich, tego co z przekrzykiwań zrozumiałam on się zaharowuje, na dom pracuje, a ja leże i pachnę i jeszcze mam wymagania! (Ano miałam. Chciałam prostą kuchnię w szarościach i bieli i to dziś orzekłam przy stole wcześniej. No i łóżko w sypialni z podświetleniem od dołu- od palet). Jedna wysnuła teorie, że im się mogę przyznać i że mam powiedzieć prawdę, że jestem z nim dla kasy i że dla pieniędzy za niego wyszłam, bo przecież nigdy nie chciałam wesela itp. (owszem nie chciałam, i nie miałam. Poczęstunek i uroczystość, na której było tych 15 członków rodziny za wesele raczej nie uchodzi przynajmniej w moim rozumowaniu).

W sumie słowa przykre, ale to było poniekąd zabawne. Przynajmniej z mojej perspektywy- beneficjentka programu 500+ na dwójkę dzieci póki co (3 dziecko w drodze-3 miesiąc ciąży), która kiedyś pytała mnie o formalne zatrudnienie jej, w ciąży, żeby po okazaniu L4 mogła dostawać pieniądze, prawi mi kazania na temat życia na cudzy koszt, razem z kobietą, która jest mi winna łącznie blisko 4 tys. zł. Szalę goryczy przelał fakt, gdy doczepiły się mojego męża, że pewnie znajdzie młodszą za kilka lat, że pewnie już ma z taką facjatą i takim portfelem. I że pewnie wcale tyle nie pracuje, tylko zdradza mnie z co rusz to młodą dzidą, której kupuje fajne prezenty. Swojego męza, faceta, który by za mnie życie oddał nie dam obrażać, tym bardziej, że człowiek nigdy nie miał przede mną żadnych tajemnic i nieba by uchylił swoim bliskim. Więc zaśmiałam się ironicznie, że te cizie, z którymi mnie zdradza to muszą być nie dość, że małe to jeszcze niewidzialne, bo mężu pracuje głównie w domu, ja również.

Dokańczałam swój napój i tak wysłuchiwałam, żem utrzymanka, że nażeram się za pieniądze faceta, który będzie miał mnie w poważaniu (może i będzie, życie płata różne figle, ale póki co jestem jego oczkiem w głowie) żem zła, że jak ja mogę iść i szaleć na zakupach, wiedząc, że to on musi na to zarobić. Cóż rzekłam tylko, że nie mam czasu za bardzo na wojaże na zakupach, bo pracuję. I nawet złośliwie pochwaliłam się ostatnimi projektami, nad którymi siedziałam kilkanaście tygodni, ze względu na upierdliwość i masę udziwnień, których zażyczyła sobie klientela i również złośliwie, z premedytacją powiedziałam, ile musieli mi zapłacić i głosem rozmarzonej dziewczynki dumałam, czy zastanę jutro w sklepie tę cudowną zastawę stołową, nie omieszkując przy tym dodać, że zarobiłam i jako osoba, która potrafi sama spłacać swoje długi, to nie będę sobie żałować.

Nafuczały na mnie. Prychnęły, że się zmieniłam. I dodały, że jeszcze zobaczę...
I zobaczyłam, dziś do mnie dzwoniła kochana przyjaciółka. Pytała, czy jestem jeszcze w mieście, bo ona zapomniała, że pilna sprawa, że właściciel jej mieszkania przychodzi wieczorem, a jej brakuje 300zł do czynszu.
Sapnęłam, że nie mam. Że wydałam na zakupach cały hajs swój i faceta.
Straciłam przyjaciółki. Ale zyskałam przeświadczenie, że pieniądze potrafią obudzić w ludziach chorą zazdrość i zawiść, a potem totalną hipokryzję.

I żeby było jasne. Nie jest u nas jakoś bardzo kolorowo. Nie śpimy na milionach , nie jemy kawioru. Owszem wystarcza na dość dobre życie, na wakacje, na obiad poza domem, ale pracujemy też ciężko, musimy trzymać się terminów, musimy działać na polu marketingowym, żeby zdobyć klienta, musimy być na bieżąco z nowinkami technologicznymi i internetowymi- zatem praca jak wielu ludzi. A dom? Dom budujemy z racji dużej rodziny i chęci posiadania kilkorga dzieci. Poza tym, jednak rodzice czy moi, czy małżonka nie będą wiecznie młodzi - a oboje mamy w domu niepełnosprawne rodzeństwo - więc mimo, że to myślenie bardzo przyszłościowe, to jednak kiedyś opieka nad nimi zostanie powierzona nam.

I naprawdę na co dzień nie jestem osobą, która by wygłosiła takie słowa do innych- człowiek jest raz na wozie, raz pod wozem i to dla mnie zrozumiałe, kiedyś możliwe, że ja i mąż będziemy potrzebować pomocy - ale nie znoszę hipokryzji. I nie znoszę, gdy ktoś obraża najważniejszą osobę w moim życiu. A przyjaciółek już nie mam i wiecie co? Jakoś nie jest mi żal.

przyjaciolki bar spotkanie

Skomentuj (72) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 396 (470)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…