Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#76956

przez ~Guiri ·
| Do ulubionych
Na doktorat wyjechałam do pewnego instytutu naukowego w Madrycie, w Hiszpanii. Nie znałam hiszpańskiego, ale instytut podpisując umowę z Unią Europejską, która umożliwiała im otrzymanie grantu, pieniędzy do opłacenia mojego stanowiska, zobligował się do zapewnienia informacji na temat wszystkich dotyczących mnie spraw w języku angielskim. Po za tym doktorat ze ścisłego science, każdy musi biegle władać angielskim, bo wszystkie publikacje, konferencje, doniesienia naukowe, no wszystko, dzieje się w języku angielskim. Nieznajomość sprawia, że nie jesteś w stanie normalnie pracować.

Nie w Hiszpanii. Większość pracowników angielski, jeżeli w ogóle miała, to na fatalnym poziomie. Głównie (mam nadzieję) z tego powodu nie zostałam zbyt mile przyjęta przez współpracowników. No dobra, byłam przyjęta bardzo źle, ludzie zachowywali się w stosunku do mnie po prostu chamsko. Na początku dużo płakałam, jednak po kilku tygodniach dowiedziałam się, że w podobny sposób traktowani są wszyscy obcokrajowcy, w tym ci z Ameryki Południowej (nawet ich hiszpański był wyszydzany, bo przecież to nie prawdziwy hiszpański), a zachowania, które w Polsce w najlepszej sytuacji byłyby odebrane jako brak szacunku, bądź całkowity brak dobrych manier, tu są na porządku dziennym.
Smutek zamienił się we wk*rwa.

Z racji pewnych braków w podstawowym sprzęcie normalnym jest, że pracownicy jednych laboratoriów używają urządzeń znajdujących się w i należących do innych laboratoriów. Tak też było z niektórymi z naszych sprzętów.

Po jakichś 2 miesiącach od mojego przyjazdu zdarzyło się, że wszyscy pracownicy mojego laboratorium wyjechali, zostałam w nim sama. Pracownica laboratorium na przeciwko, która dobrze mnie znała, wiedziała także, że jestem sama no i że po hiszpańsku raczej wciąż nie mówię, postanowiła skorzystać z naszej maszyny. Zostawiła na niej kartę, mówiącą, aby gdy się skończy program wyjąć z niej próbki i wstawić do lodówki. Oczywiście kartka napisana w języku hiszpańskim. Trzeba pamiętać, że byłam wkurzona na tych ludzi.

Uznałam, że taka kartka, w języku, którego teoretycznie nie rozumiem, jest dość nieroztropna (mamy google translator, mogła dodać te kilka słów po angielsku, "when finish, fridge, please/thank you"), w końcu prosiła mnie o przysługę. Prośbę wykonałam, jednak zamieniłam kartkę na inną głoszącą w języku polskim: "no dużo z tego zrozumiałam".

Następnego dnia przychodzi właścicielka próbek. Widzi kartkę, konsternacja. Po chwili przychodzi z koleżanką lepiej mówiącą po angielsku. Konsternacja. Zabierają kartkę do siebie do laboratorium. Ze swojego miejsca widzę, że pertraktują nad nią trzy osoby ("no Jezu, wpiszcie te literki w google translator, jak wam zależy!", myślę sobie). W końcu zostaje zawołany chłopak z laboratorium obok, który zna angielski chyba najlepiej w całym instytucie, ma 2 certyfikaty, był na stypendium kilka miesięcy w Stanach. On również poległ, ostatecznie kartka została chyba nierozszyfrowana i wróciła na swoje miejsce na maszynie.

Dziewczyna przychodzi po raz kolejny, skorzystać z innego sprzętu. Sprzęt miał jako język ustawiony angielski. Dziewczyna zmieniła sobie język na hiszpański. Tym już mnie naprawdę wkurzyła - nie jej laboratorium, nie jej sprzęt, jeśli nie mogła czegoś zrobić mogła mnie poprosić o pomoc, siedziałam tuż obok. Albo chociaż po skończonej pracy przywrócić poprzednie ustawienia! Po jej wyjściu zmieniłam język na polski. To samo zrobiłam na jednej maszynie w jej laboratorium, która jest do użytku publicznego. Głupia zemsta, ale sprawiła, że poczułam się lepiej.

Kilka dni później na tym sprzęcie w ich labie pojawiła się karteczka: "no funciona" ("nie działa"), nikt go nie używał i chyba przez kolejne kilka miesięcy stał taki opuszczony, mimo, że szybko zrobiło mi się głupio i przywróciłam ustawienia fabryczne.

Dwa tygodnie po opisanej sytuacji moja Nemezis (czy raczej biedna dziewczyna, której Nemezis byłam ja) zniknęła. Któregoś dnia nie przyszła do pracy. Nikt nie wiedział, co się z nią stało. Miałam straszne wyrzuty sumienia, bo byłam przekonana, że to przeze mnie! Wszystko działo się 3 lata temu, a dzielę się tą historią, bo wczoraj dowiedziałam się, co się stało z ową dziewczyną. Jej mąż pochodził z którejś z wysp Ameryki Łacińskiej. Podobno nie był dobrze traktowany w pracy i postanowił wrócić do swojego kraju, a ona nic nikomu nie mówiąc uciekła w połowie kontraktu.
Smutne, ale teraz chociaż trochę mniej mi głupio.

zagranica

Skomentuj (19) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 195 (231)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…