Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#77007

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Przeglądałam dziś bardzo odległe historie na piekielnych. I przypomniała mi się jedna historia, sprzed roku (około).

O tym, jak stałam się puszczalska i niegodna przyjaźni, zaufania i nawet skinienia na powitanie.

Oprócz prowadzenia działalności, zajmuje się Pole Dance.
Wiecie, wygibasy i gimnastyka na rurach. Obecnie z racji tego, że moje łono jest okupowane przez pasożyta nie ćwiczę i nie tańczę. Jednak przed zajściem w ciążę uprawiałam to często hobbystycznie i zawodowo.
Mam certyfikaty polskie, zagraniczne, szmery-bajery. Mam papierki, które uprawniają mnie do bycia samodzielnym instruktorem pole dance. Ogólnie całkiem spoko sprawa, na którą poświęciłam wiele czasu, pieniędzy, potu, łez i wysiłku.
Pozytywnym aspektem takiej roboty jest to, że da się na tym zarobić dobre pieniądze. No i jednak jest to 'rodzaj sportu', Wyrabia sylwetkę i mięśnie. A ruch zawsze się człowiekowi przyda. Szczególnie takiemu, który spędza dnie i noce na robieniu projektów i siedzeniu przy biurku.

Więc uczyłam, występowałam na wielu imprezach i dorabiałam.
Kiedyś poszłam (sama, bez męża. I dobrze, bo chyba by zabił, gdyby był świadkiem) na spotkanie ze znajomymi. Przyjaciele moi zaprosili swoich kolegów i koleżanki.

Siedzimy, opowiadamy, co tam, jak tam w pracy.
Pochwaliłam się , że w domu prowadzę zajęcia dla coraz większej ilości chętnych dziewczyn (mam specjalną salę ćwiczeń) - więc interes się kręci. Dwóch z towarzystwa, (nieznanych mi dobrze) zapytało, ile kosztuje nauka. Po usłyszeniu odpowiedzi, ile biorę mniej więcej za trening miny mieli dziwne.
Cóż, dla facetów może być to dziwne, żeby płacić za coś takiego. Nie wnikam.
Następnie temat zszedł na moje występy. Powiedziałam, że tańczyłam ostatnio dla pewnej sieci sklepów, dla restauracji, na imprezach firmowych ogółem.

Ludzie zaciekawieni, zaczęli zadawać pytania. Co ważne: ci znajomi-znajomych (dla mnie randomowi) chyba na początku nie wiedzieli, jak tańczę i jaki przyrząd mi w tym tańcu towarzyszy, bo zwyczajnie jakoś pominęliśmy rurę w opowieści, lub oni nie zarejestrowali tego faktu.

Padło pytanie, kosztuje taki występ, ile trwa, itp. Odpowiedziałam zgodnie z prawdą, że to jest performance na jakieś max 30-45minut. Zdziwienie na twarzy, uwaga od jednej delikwentki pod nosem, że "mnie po*ebało, żeby zdzierać z ludzi tyle kasy dla paru wymachów nogami". Cóż. Według mnie- takie są stawki. Praca moja jest tyle warta, ile ktoś jest w stanie za nią zapłacić, więc jak organizator chce zapłacić sporo- to dla mnie super. Gotówka się zawsze przyda. Odparłam zdawkowo, żeby sama spróbowała takiego wysiłku i potem oceniała. Poza tańcem zresztą trzeba jeszcze zamontować rurę, bawić się w przykręcanie, trzeba ją przetransportować jakoś, a lekkie to to nie jest.

Rozmowa się rozwinęła, aż padło, żebym pokazała, co umiem i jak to wygląda. Spoko, mam nagrania na telefonie ( z treningów, z imprez okolicznościowych, które mój mężu czasem uwieczniał w pamięci telefonu :))- mogę pokazać. Jako, że nie mam się czego wstydzić(a przynajmniej tak na tamtą chwilę jeszcze uważałam), żadna tajemnica i żaden kłopot odpaliłam video.

No i to był błąd. Gdy zobaczyli, że to taniec na rurze od razu zostałam napiętnowana. Serio. Partnerki nieznajomych, dotąd ciche i skulone myszki, nagle jakby urosły. Nie patyczkowały się: nazwały mnie tanią szmatą, co się puszcza w burdelu. Że kto to widział pracować jako striptizerka, że to hańba, że jak mogę w ogóle patrzeć porządnym ludziom w oczy.
Cóż. Wmurowało mnie. Faceci również dodali swoje trzy grosze dotyczące mojego prowadzenia się, 'uprawiania seksu za pieniądze, kur*ienia się na melinach ze starymi dziadami, co mi wciskają banknoty w miejsce tam, gdzie nie dochodzi światło.' Zostałam okrzyknięta złem całego świata i masą epitetów niewartych już stukania w klawisze.

Smutne. Ja wiem, że ludziom taniec na rurze kojarzy się głównie z klubami go-go. Starałam się tłumaczyć, wyjaśnić- nie.
Jestem natrętną dzi*ką i tyle. I mam wyjść, bo mnie sami wywalą. Tu interweniowała moja grupka ludzi. Ale już mi się nie chciało tego słuchać, więc ubrałam się, pożegnałam i wyszłam. Podobno 2-3min później wszyscy rozeszli się do domów.
I w sumie mogłabym zrozumieć... ale... Nie rozbierałam się na filmiku. Nie było nagości, nie było striptizu, nie było nawet wyzywających, rozkraczonych figur. Był przyzwoity strój. Gimnastyka, wirowanie, gwiazdy itp. Jak jednak widać, to nie ma żadnego znaczenia.
I najlepsze teraz:

Po kilku godzinach dostałam parę smsów. Mój mąż także. Oraz znajomi.

Do mnie napisano, że świat nie potrzebuje ku*wiszonów jak ja i obym doznała uszczerbku na zdrowiu, żeby nie móc się więcej puszczać. A najlepiej to w ogóle powinnam zdechnąć.
A mój ślubny dostał pełne wyrazy współczucia, że przyszło mu mieć za żonę panienkę lekkich obyczajów. I że gdyby czegoś potrzebował, wsparcia, pocieszenia, to służą pomocą.
Do przyjaciół za to doszedł sms z postawionym ultimatum. Albo ja. Albo oni. Bo to straszne i uwłaczające zadawać się z takim 'marginesem' jak ja.
Skąd mieli numery? Od przyjaciół. Wcisnęli im opowiastkę o tym, że chcą przeprosić za swoje zachowanie, bo im głupio. Moja ekipa numery podała, bo wiadomo, każdy czasem ma gorszy dzień, gorszy tydzień, zły humor, lub powie coś zanim pomyśli.

I jak tu żyć?

pole dance znajomi rozmowa taniec na rurze

Skomentuj (83) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 248 (368)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…