Okazało się, że dziecioł mój postanowił przywitać świat od pupy strony i ze względu na nasze wspólne bezpieczeństwo zaordynowano mi poród przez cesarskie cięcie.
Leżę sobie na stole operacyjnym zadowolona, że znieczulenie zadziałało bez pudła i radośnie rozmyślam nad – chirurgicznym, bo chirurgicznym – ale jednak ciągle cudem narodzin. Aż tu słyszę dialog dwóch pań doktor, które zabiegu dokonywały:
P1: Ty popatrz tutaj, widziałaś kiedyś coś takiego?
P2: Nooo, aleeee! No nie widziałam!
P1 do mnie: A pani to miała problem z zajściem w ciążę?
Ja: Nie miałam żadnego problemu...
P1: Hmm, to ciekawe...To co, robimy coś z tym?
P2: No a co chcesz robić, teraz to nic nie zrobimy...
Nie zdążyłam się na szczęście porządnie wystraszyć, bo sekundy potem usłyszałam po raz pierwszy krzyk mojej córki i zapomniałam o wszystkim innym. Cała sytuacja przypomniała mi się dopiero, kiedy już szczęśliwa z córką w ramionach przypadkiem zobaczyłam pierwszą panią doktor, która wyjątkowo przyszła odwiedzić na wspólnej sali pooperacyjnej jakąś świeżą mamę typu VIP (VIP - bo żadnej z nas pozostałych, które operowała tego dnia pani doktor ten zaszczyt nie dotknął). Kiedy skończyła rozmowę odważyłam się ją zawołać, żeby zapytać, co też takiego panie u mnie znalazły i czy powinnam w związku z tym podjąć jakieś kroki. Okazało się, że mam endometriozę (https://pl.wikipedia.org/wiki/Endometrioza), ale na ten moment nie są konieczne żadne specjalne działania. Dodam, że gdybym sama pani doktor nie zaczepiła, to tajemnicza rozmowa pozostałaby zagadką, ponieważ w całej mojej dokumentacji szpitalnej nie ma ani słowa o tym odkryciu.
I teraz pytanie do tych co się znają – czy nie jest tak, że jeśli lekarz odkryje u pacjenta jakiś stan chorobowy, to jego obowiązkiem jest tego pacjenta o tym poinformować, nawet wtedy, jeżeli nie są natychmiastowo wymagane jakieś działania doraźne? Czy to tylko moje zdanie?
Leżę sobie na stole operacyjnym zadowolona, że znieczulenie zadziałało bez pudła i radośnie rozmyślam nad – chirurgicznym, bo chirurgicznym – ale jednak ciągle cudem narodzin. Aż tu słyszę dialog dwóch pań doktor, które zabiegu dokonywały:
P1: Ty popatrz tutaj, widziałaś kiedyś coś takiego?
P2: Nooo, aleeee! No nie widziałam!
P1 do mnie: A pani to miała problem z zajściem w ciążę?
Ja: Nie miałam żadnego problemu...
P1: Hmm, to ciekawe...To co, robimy coś z tym?
P2: No a co chcesz robić, teraz to nic nie zrobimy...
Nie zdążyłam się na szczęście porządnie wystraszyć, bo sekundy potem usłyszałam po raz pierwszy krzyk mojej córki i zapomniałam o wszystkim innym. Cała sytuacja przypomniała mi się dopiero, kiedy już szczęśliwa z córką w ramionach przypadkiem zobaczyłam pierwszą panią doktor, która wyjątkowo przyszła odwiedzić na wspólnej sali pooperacyjnej jakąś świeżą mamę typu VIP (VIP - bo żadnej z nas pozostałych, które operowała tego dnia pani doktor ten zaszczyt nie dotknął). Kiedy skończyła rozmowę odważyłam się ją zawołać, żeby zapytać, co też takiego panie u mnie znalazły i czy powinnam w związku z tym podjąć jakieś kroki. Okazało się, że mam endometriozę (https://pl.wikipedia.org/wiki/Endometrioza), ale na ten moment nie są konieczne żadne specjalne działania. Dodam, że gdybym sama pani doktor nie zaczepiła, to tajemnicza rozmowa pozostałaby zagadką, ponieważ w całej mojej dokumentacji szpitalnej nie ma ani słowa o tym odkryciu.
I teraz pytanie do tych co się znają – czy nie jest tak, że jeśli lekarz odkryje u pacjenta jakiś stan chorobowy, to jego obowiązkiem jest tego pacjenta o tym poinformować, nawet wtedy, jeżeli nie są natychmiastowo wymagane jakieś działania doraźne? Czy to tylko moje zdanie?
słuzba_zdrowia
Ocena:
190
(228)
Komentarze