Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#77094

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Jestem dziennikarką, tak zwanym wolnym strzelcem. Pracuję głównie w Polsce, ale gdy uciułam trochę grosza, organizuję sobie wypady w miejsca nieco cieplejsze (nie tylko ze względu na temperatury). Tym sposobem trafiłam na przykład do Iraku, m.in. na linię frontu z Państwem Islamskim. Dziś jednak wspomnienie z Turcji.

Było to kilka lat temu, w Syrii nie toczyła się jeszcze regularna wojna, ale tłumiona przez rząd rewolucja zdążyła już wypchnąć do Libanu, Jordanii i Turcji setki tysięcy uchodźców. Udało mi się ustrzelić tanie bilety lotnicze do południowo-wschodniej Turcji, postanowiłam więc i tam trochę popracować. Znalazłam tłumacza - studenta uniwersytetu z przymiotnikiem "amerykański" w nazwie, znajomość języka angielskiego miał zaznaczoną na poziomie excellent.

Co prawda wymieniając wiadomości mailowe z nim zauważyłam, że popełnia błędy gramatyczne, ale wiedziałam z wcześniejszego doświadczenia, że mieszkańcy tego regionu świata zazwyczaj znacznie lepiej mówią niż piszą po angielsku, ponadto mają duży zasób słownictwa.

Tym razem jednak srogo się pomyliłam. Okazało się bowiem, że Ahmed wiadomości do mnie pisał... po przepuszczeniu ich przez Google Translator. Pomijam już jego ciężki akcent i drobne nieporozumienia, gdy na przykład pytał kilkakrotnie "wud ju lajk to kuk?", co zrozumiałam jako zachętę do ugotowania mu czegoś, a co było jedynie pytaniem, czy mam ochotę napić się Coca-Coli :).

Historia właściwa: zorientowawszy się, że Ahmeda angielski na niewiele mi się zda, postanowiłam do obozu dla uchodźców przy granicy z Syrią pojechać sama.

Dzień wcześniej odwiedziliśmy biuro redaktora naczelnego lokalnej gazety, który - jak ledwo wydukał z siebie Ahmed - dopiero co był w obozie dla uchodźców. Nazajutrz przywdziałam mój bliskowschodni kamuflaż i uzbrojona w legitymację dziennikarską, notatnik, aparat oraz dyktafon, znając dwa słowa po turecku ("dziękuję" i "obóz dla uchodźców"), skoro świt ruszyłam w drogę.

Długo by pisać, jak docierałam do granicy, choć to raptem ok. 70 kilometrów. Na miejscu, na widok legitymacji, aparatu i dyktafonu, żołnierze stłoczyli się ciasno z panami po cywilnemu i naradzali przez kilka minut, po czym oddelegowany do rozmowy ze mną facet, powiedział mi jedynie: Kampezi (obóz) forbidden. A następnie wcisnęli mnie siłą do wyjeżdżającej z obozu karetki pogotowia. Ta wysadziła mnie kilka kilometrów dalej w szczerym polu (czy raczej: pustyni), gdzie stała jedynie przydrożna, cholernie biedna budka z kebabem.

Prowadzący ją pan chciał mnie nakarmić i napoić, jakoś na migi udało nam się ustalić, że jestem wegetarianką, więc za posiłek dziękuję, wzięłam jedynie małą Coca-Colę, za którą nie chciał złamanej liry (żeby nie było, że wyzyskałam pana - na odchodne położyłam pod pustą butelką równowartość ok. 40 złotych). Cały czas natomiast stał przy drodze i wyczekiwał, jak się okazało, jakiegokolwiek kierowcy na opustoszałej drodze, który by mnie przetransportował dalej. Gdy w końcu jakiś wóz zamajaczył na horyzoncie, wpakował mnie do środka. Kierowca parę kilometrów dalej dopadł jakiś autobus, przekazał mnie jego kierowcy i tak jak paczka przez kilka godzin wracałam do Ahmeda.

Późnym popołudniem dotarłam do miejscowości, w której mieszkałam, i zrelacjonowałam Ahmedowi moją nieudaną wyprawę, prosząc jednocześnie, by przedzwonił do redaktora naczelnego z pytaniem, czy ma może jakieś informacje, że coś się stało i dlatego nie zostałam wpuszczona do obozu. Myślałam, że może za 2-3 dni się uda. I wtedy Ahmed z pomocą Google Translatora wytłumaczył mi, że dziennikarze nie mają wstępu do obozu - w ogóle.

- Wiedziałeś o tym?
- No tak... Redaktor tak powiedział wczoraj.
- To dlaczego mi tego nie powiedziałeś?!
- Eee... I don't think important.

Smaczek: zapytałam Ahmeda, jak to jest, że studiuje na "amerykańskim" uniwersytecie, a ledwo się umie przedstawić. Na co stwierdził, że wszystkie zajęcia mają teoretycznie prowadzone po angielsku, ale w praktyce wygląda to tak, że przychodzą wykładowcy, zaczynają mówić po angielsku, a że nikt nic nie rozumie, to przechodzą na turecki. Ale najważniejsze, że papier będzie miał!

Skomentuj (14) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 261 (283)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…