Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#77106

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Alkohol wyżera mózg.

Dorabiam, pracując jako taksówkarz w dużym mieście. W dniu dzisiejszym miałem miałem okazję doświadczyć jak alkohol niszczy ludzi.

Siedzę sobie w samochodzie, spoglądam raz po raz na firmowy tablet i "pik-pik" - jest zlecenie. Jadę, podjeżdżam pod adres - przychodzi starszy pan, trochę bełkocący, ale cóż - biorę. Jest godzina 12:50... Każe jechać do centrum, na stare miasto - ok. Jedziemy.

Nastąpiło wtedy coś, co potem trochę mi uratowało tyłek - gość mówi, że trochę pojeździmy i czy chcę zaliczkę. Stwierdzam, że nie ma takiej potrzeby, ale ostatecznie dostaję 100zł i jedziemy. Dojeżdżamy do starego miasta, on mówi, żeby zaczekać, staję, i czekam. Oki. Minęło nieco ponad półgodziny - wraca - jedziemy dalej. Kierunek bar. Ok. Jedziemy, zatrzymujemy się, gość mówi, że chce chwilę posiedzieć, więc niemal każe mi iść z nim. Idę, wchodzę, i siadam (bo cóż innego robić). Siedzimy, on tam z kimś gada i po kilkunastu minutach wychodzi. Ok. - ja za nim, wsiadamy w samochód - jedziemy w kolejny punkt na mieście (jakiś sklep), tam znów oczekiwanie, potem jedziemy na stare miasto (to samo miejsce), i potem do wcześniej odwiedzanego baru.

Przyznam, że byłem już trochę zmęczony, ale jak trzeba jechać to trzeba jechać, po dotarciu do baru zostałem w samochodzie i czekałem - i po 45 minutach stwierdziłem, że mam dość i trzeba się określić - mam stać, jechać, czy co. Wchodzę do baru, a gość na sofie leży rozłożony i śpi. Kelner poznał mnie i razem próbowaliśmy się dowiedzieć, gdzie ów dziadek mieszka - po kilku próbach ocucenia, udało się wyciągnąć - Piekiełkowa 1. Zatem do samochodu (na spółkę z kelnerem) i jedziemy. Włączyłem trochę chłodniejszego nadmuchu, coby nie zasnął i dojeżdżamy na miejsce.

Podjeżdżamy pod klatkę, zatrzymujemy się i gość stwierdza, że on nigdzie się nie rusza, bo on chce pojechać z powrotem do tego baru. Powiedziałem, że nie ma takiej opcji i ma dopłacić różnicę (taksometr wskazywał ponad 100zł) i wyjść. Na co on stwierdził, że nie będzie wychodził, bo jemu tu dobrze i on chce jechać. Powiedziałem, że nie, nawet (nie do końca było to zgodne z prawdą, ale stwierdziłem, że jestem umówiony do lekarza). A on na to - to ja jadę z Panem. po kilku minutach takiej bezsensownej gadki, zadzwoniłem na centralę i poprosiłem o wsparcie - gdy Gość zobaczył, drugą taksówkę, jakby zgrzeczniał i wyszedł - bez płacenia, ale wyszedł. Wszedł na chodnik miotany wichrami wschodnimi i - miał chłop szczęście, że stałem obok niego - łup na ziemię, do tyłu, próbowałem go łapać, ale jedyne co mi wyszło to podłożenie ręki pod głowę - także uderzył głową o przed ramię, a nie o chodnik.

W tym momencie kontakt z nim się urwał - leży i nie rusza się. Kolega był jeszcze bardziej przerażony niż ja, ale jedyne co sensownego przychodziło nam do głowy to telefon na pogotowie. Wybraliśmy "112", po niedługim czasie przyjechało pogotowie i zwinęli gościa. - sprawa zgłoszona także do centrali, także wszyscy, którzy powinni wiedzieć - wiedzą. Ale jestem przerażony, jak alkohol może wyżreć mózg i resztki godności człowieka.

alkohol taxi

Skomentuj (7) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 133 (175)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…