Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#77246

przez Konto usunięte ·
| Do ulubionych
Mam kolegę Roberta. Ten kolega ma dziewczynę Anię. I jak świat stary, dziewczyny po prostu nie lubiłam. To taka osoba, która nagle, bez powodu potrafiła w towarzystwie wybuchnąć płaczem, lub zrobić coś równie nieoczekiwanego. No po prostu nie dało rady się z nią dogadać, a o zrozumieniu jej można było najwyżej pomarzyć. Coś nie halo z głową miała, moim zdaniem. I chyba była zazdrosna, bo Roberta znam o wiele dłużej niż ona.

No ale stała się rzecz niebywała, Ania zaczęła mówić ludzkim głosem, przeszły jej odpały, okazało się, że mamy podobne zainteresowania, zaczęłyśmy nawet do siebie dzwonić z nieprzymuszonej woli.

Zaczęłam szanować tę znajomość, bo fajnie spotykać się w dwie pary na pogaduchach. Równowaga płci, te sprawy...

No i byłoby mega sielankowo, gdyby ultramega kochająca zwierzęta Ania, wegetarianka z powołania, nie pochwaliła mi się jak to rozprawiła się z kotem - rozrabiaką.

Kot ów podobno gwałcił kocięta i mordował kotki, czy jakoś tak, w każdym razie był z niego sk*rwiel taki, że trzeba się było drania pozbyć. Nie wychować, nie wykastrować, ale pozbyć w pi*du, bo problem. I brzydki kolor miał. No ale nie zabić, bo wszystkie zwierzaki nasze są, nie wolno mordować, oj nie.

Zapakowała sierściucha w worek, wrzuciła na tylne siedzenie samochodu i pognała przez drogi i bezdroża dobre 30 km, zatrzymała się, wyrzuciła kota w polu i zadowolona odjechała.

Niestety nie przewidziała tego, że kot to nie tylko zabawka do czesania i głaskania, ale też bardzo mądre stworzenie. Wrócił. Poturbowany, zabiedzony, ale po kilku tygodniach nareszcie trafił do domu.

Co zrobiła Ania? Przyjęła drugą szansę od losu? Nie. Wypieprzyła go 70 km dalej. Tym razem w środku jakiegoś miasta. Chyba z nadzieją, że ktoś go rozjedzie. I z uśmiechem na pysku oznajmiła mi, że operacja chyba się powiodła, bo nicpoń nie wrócił już od miesiąca.

Nie chciało mi się nawet komentować takiej... bezduszności? głupoty? hipokryzji? Po prostu odeszłam bez słowa.

I tym oto sposobem znowu ubyło mi znajomych.

Taka myśl mnie naszła przy okazji...
Kiedy ktoś wyrzuci z samochodu psa, to łojezu, zbrodniarz, cham, łajdak, do piachu z nim. I jaki biedny zwierzaczek, serce się kraje. A zrób to samo z kotem, to mało kto się przejmie, jeszcze zapchlonemu sierściuchowi z buta poprawi, bo się szwenda gamoń jeden.
Dlaczego kotami się tak gardzi?

Skomentuj (35) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 238 (330)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…