Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#77286

przez ~zszokowana ·
| Do ulubionych
Żyjemy w czasach, kiedy matki są dzielone na te normalne i te "madki" z tzw. odpieluszkowym zapaleniem mózgu. Pojawia się coraz więcej wyznań dotyczących tych drugich i ja się wcale temu nie dziwię. Ostatnio, niestety, sama miałam okazję poznać na własnej skórze zachowanie takiej madki.

Moja ciotka ma 4-letniego (niedługo 5-letniego) syna, Damiana. Damian jest jedynakiem, ciotka samotna, urodziła go grubo po trzydziestce. Damian jest centrum jej życia: oprócz pracy, od 4 lat, bez syna, z domu nigdzie nie wychodzi (i to nie jest tak, że nie ma go z kim zostawić, cała rodzina jest do jej dyspozycji). Damianek je pomidory z odparzoną skórką, coby mu się do podniebienia nie przykleiła, Damianek nosi buty tylko na rzepy i będzie nosił tak do 18., bo ciocia nie uważa, żeby musiał uczyć się wiązać sznurówki, skoro łatwiej jest mieć te na rzepy, Damianek nie potrafi sam założyć ubrań, ciocia zawsze zrobi to za niego, Damianek nie może bawić się na placu zabaw, bo tam jest błotko i zarazki. To tak w skrócie, żeby zobrazować, jak mniej więcej wygląda sytuacja cioci i Damianka. To jednak nie o tym chciałam napisać, ale o jednej sytuacji, która ostatnio kompletnie mnie zszokowała.

Mój dziadek, a ojciec ciotki i mojego taty, był już w bardzo złym stanie. Mój ojczulek przyjechał specjalnie do miasta, bo już wiedział, że niewiele czasu zostało mu na pożegnanie. To były godziny szczytu, kiedy tato zadzwonił z łamiącym głosem, że to już, że dziadek umiera. Poprosił mnie tylko, żebym pojechała do ciotki zająć się Damianem, bo nie ma go z kim zostawić, żeby pojechać do szpitala - pożegnać się. No to ja dawaj, do samochodu. Mój leciwy golfik ledwie ruszył, a ja ze zgrozą odkryłam, ze zostało 10 km na baku. Stwierdziłam, że nie mam czasu tankować, że i tak są mega korki, a ja muszę do ciotki dostać się jak najszybciej. Byłam już tak zawzięta, że mogłabym nawet zostawić zdechniętego golfa w środku miasta - jeszcze bardziej je korkując, byleby tylko ciotka zdążyła się pożegnać z dziadkiem. Na szczęście benzyny wystarczyło, a ja jeszcze do końca nie zaparkowałam, a już biegłam na 4 piętro w jej bloku.

Zadyszana pukałam do drzwi, jednocześnie się rozbierając, żeby ciotka jak najszybciej mogła wyjść. Oczekiwałam, że sama będzie już "odziana" i w pełni gotowości. Och, jakże się pomyliłam. Po wejściu do mieszkania moim oczom ukazał się zaskakujący obraz ciotki oglądającej bajkę z Damiankiem. Ja cała roztrzęsiona spytałam, czemu nie jest jeszcze gotowa, niech idzie, przecież już mogę zając się Damianem. "Ahhh, wiesz co, nie wiem, czy pojadę w ogóle do tego szpitala, bo Damianek nie chce, żebym jechała" - takie stwierdzenie dopadło moich uszu. Ja niezbyt mogłam uwierzyć w to co usłyszałam, więc zaczęłam dopytywać, żeby się upewnić. Następne stwierdzenia jeszcze bardziej mnie dobiły: "Damianek jeszcze kupy nie robił", "Damianek woli bajkę oglądać", "Damianek jest zmęczony, to będzie beze mnie marudził", "Nie chcę zostawiać go na tak długo"(szpital 10 minut drogi od mieszkania ciotki). Tak, dokładnie takie zdania padły z jej ust.

Zaczęłam ciotkę przekonywać... Nie, nie ciotkę, tylko Damianka. Tak, 4-letni chłopczyk decydował, czy jego mamusia będzie mogła łaskawie wyjść na pół godziny, żeby po raz ostatni zobaczyć własnego ojca. Jakoś się dał "ubłagać", ale ciotka zadecydowała, że jedzie z nią, a ja się nim zajmę w szpitalu w poczekalni, żeby jakby coś się działo, była blisko. No cóż, lepsze to niż nic, ale logiki bym się w tym nie doszukiwała. Nie muszę wspominać, że cały proces szykowania Damianka do wyjścia odbywał się w żółwim tempie. Ogólnie cała sytuacja w mieszkaniu trwała 40 minut. Na szczęście zdążyliśmy i ciotka mogła pożegnać dziadka.

Niestety to nie koniec. Dziadek zmarł tamtego dnia, więc, jak to zwykle bywa, kilka dni później odbywał się pogrzeb. Ceremonia miała miejsce 30 km od miasta, o godz. 16, a przedszkole Damianka otwarte jest tylko do 15:30. Ciocia stwierdziła, że nie może zostawić go na jedno popołudnie w innym prywatnym przedszkolu, bo "Damianek zbytnio się zestresuje", również nie weźmie go przecież na pogrzeb "bo to za duży stres dla takiego dziecka". Na pogrzebie się nie pojawiła.

Pragnę dodać, że ciotka z dziadkiem miała bardzo dobre kontakty, więc to nie jest tak, że nie chciała być w szpitalu ani na pogrzebie, a dzieciak był tylko wymówką. Z dziadkiem miała świetną relację, ale widocznie kupa Damianka była w tym momencie ważniejsza.

Nie wiem kto tu jest piekielny. Ja, że aż tak irytuje mnie postępowanie ciotki względem wszystkich dookoła i jej własnego syna, czy jednak ona za to, jak postępuje. Oceńcie sami, choć mną nadal trzęsie, jak o tym wszystkim myślę.

Dodam jeszcze, że ciotka jest pediatrą.

szpital musk madki mieszkanie

Skomentuj (49) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 300 (332)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…