Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Niewielka przystań promowa gdzieś na zadupiu Szkocji. Placyk, na którym wymalowano cztery pasy o długości kilkunastu metrów każdy, tablica z rozkładem jazdy, budka wielkości kiosku ruchu, w której sprzedają bilety i znajdująca się nieopodal toaleta. Całość w wiosce - składającej się z budki telefonicznej, zatoczki na pięć samochodów i może trzech domków w zasięgu wzroku.

Promy pływają dość często, bo przeprawa zajmuje tylko kilka minut, ale w środku dnia załoga promu ma przerwę obiadową, więc czeka się 40 minut.

Ruch praktycznie żaden, więc po ok. 20 minutach w kolejce czeka land roverami i pickupami kilku lokalnych rolników, trzy samochody i ciężarówka. Placyk wypełniony nieco więcej niż w połowie.

Prom stoi przy pochylni, rampa opuszczona, na środku rampy stoi jeden pachołek. Poza mruczeniem promu cisza i sielanka - farmerzy sobie gadają, kierowca ciężarówki czyta gazetę, turyści robią zdjęcia ładnych widoków.

I wtedy nadjeżdża on. Słychać go już z daleka, bo oczywiście tłumik "sportowy" o średnicy komina parowozu Pt47, z chromowaną nakładką, odpowiedni hałas musi robić. W pełnym pędzie wypada zza zakrętu ignorując stojący przed nim znak z ograniczeniem do trzydziestu. Malowane wałkiem kilkunastoletnie subaru uginające się pod popękanymi spojlerami - co ważne dla historii także poniżej przedniego i tylnego zderzaka - dojeżdża na koniec parkingu, nie gasi silnika, buczy. Farmerzy spoglądają jak na idiotę, turyści zirytowani chowają aparaty i idą na spacer wzdłuż plaży, kierowca ciężarówki zamyka okna w kabinie. Pasażer Subaru z kierowcą naradzają się, przekrzykując dudniące basami techno. W końcu decydują, że nie będą czekać z plebsem i objechawszy placyk pasem dla zjeżdżających z promu ładują się na pokład - pachołek na wjeździe stał symbolicznie, można go było objechać z każdej strony. Wjeżdżając zahaczyli spojlerami o rampę, coś zgrzytnęło.

Dojechali na przeciwny koniec promu i warczą. Parę przegazówek, klakson. W tym momencie do samochodu dochodzi leniwie obsługa promu i wdaje się w dyskusję.

Kierowcy Subaru trochę mięknie pała (pewnie dostał jakieś ultimatum) i rezygnują z dalszej awantury. Marynarz wyglądał, jakby chciał ich wygonić z pokładu, ale nagle mu przeszło, machnął ręką, i wrócił do swojej kanciapy. No i tak stoi sobie pusty prom, a pierwsze z maską w podniesionej do góry rampie po przeciwnej stronie Subaru. Silnik oczywiście pracuje, umc, umc leci.

Piekielni jak cholera, wszyscy - i pasażerowie, i obsługa promu - wkurzeni, bo popsuli cały klimat. W końcu jednak przerwa minęła, pachołek został odstawiony na bok, można ruszać.

Po drugiej stronie rampa się spuszcza i subaru z rykiem silnika rusza, aby po przejechaniu trzech metrów ze zgrzytem osiąść na jej krańcu. Pasażer wychodzi, zagląda pod spód, kierowca ciężarówki widząc co się święci, uwiesił się na klaksonie, obsługa promu zaczyna krzyczeć "zjeżdżać, zjeżdżać, ludzie czekają" i "podobno wam się śpieszyło". Pasażer Subaru wsiada, auto zjeżdża z promu, zostawiając fragmenty połamanych spojlerów.

W tym momencie marynarz z promu uśmiecha się szeroko do pozostałych pasażerów, podchodzi do swojego panelu wichajstrów i kilkoma naciśnięciami drążków i przycisków "wyrównuje" rampę, ustawiając ją pod znacznie bardziej łagodnym kątem do pochylni.

Na miejscu nikt nie bił, ale chciałem tu napisać: brawa dla piekielnego marynarza :)

prom szkocja

Skomentuj (4) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 271 (289)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…