Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#77511

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Jakiś czas temu musieliśmy się z mężem przeprowadzić. Znaleźliśmy tanią kawalerkę do wynajęcia w interesującej nas lokalizacji.

Pierwszy zgrzyt pojawił się już w ogłoszeniu - podana cena była z dopiskiem "za pozostawienie mebli dopłata 400 zł" - z tym, że nie były to jakieś ekskluzywne komplety, raczej lata '90-te - kanapa, stolik, regał. Ale nic, zadzwoniłam do właścicielki, umówiłyśmy się na oglądanie.

Mieliśmy przyjść po mojej pracy, o 16.40, pani wspominała, że wcześniej będzie jeszcze jedna pani, o 16.20, ale żeby zadzwonić, jak już będziemy pod blokiem. Przyszliśmy chwilę wcześniej (była 16.25). Dzwonię,a pani właścicielka:

PW: Proszę poczekać, bo ta druga pani dzwoniła, że się spóźni...

Ja: Ale my JUŻ jesteśmy, więc może wejdziemy, obejrzymy, a w tym czasie spóźniona pani dotrze na miejsce?

PW: Nie, nie, ta pani była umówiona na wcześniejszą godzinę!

Ja: Ale się spóźnia, a my już czekamy...

Nie udało mi się przekonać właścicielki. Swoją drogą już wtedy byłam zaskoczona taką taktyką - często przy oglądaniu mieszkań spotykałam innych zainteresowanych i nikt nie robił z tego problemu - w końcu zadawane pytania są podobne, a właściciel i tak zdecyduje, kto mu najbardziej odpowiada i oddzwoni.

Stoimy zatem z mężem pod blokiem - a było lato, bardzo upalny dzień, między blokami nie było nawet słabego wiaterku. Ani żadnej ławki, żeby usiąść. O 16.45 zobaczyliśmy jakąś babkę, niespiesznym krokiem zmierzającą do klatki. Tak, to była spóźniona pani. Weszła.

Mąż chciał iść, powstrzymywałam go, że skoro już jesteśmy, skoro i tak czekaliśmy tyle czasu... Próbowałam zadzwonić do właścicielki, jednak nie odbierała. Po 25 minutach oboje mieliśmy dość. Klnąc pod nosem wróciliśmy do domu. Zdążyłam wziąć prysznic i przygotować coś do jedzenia, gdy o 18.10 zadzwonił telefon.

PW: No, to czeka pani jeszcze? Bo jak coś to zapraszam na górę...

W zwięzłych słowach poinformowałam panią, że od dłuższego czasu jestem w domu.

PW: Ale jak to?! Przecież umawiałyśmy się na oglądanie!

Ja: Dokładnie! Na oglądanie, a nie na stanie pod klatką!

Ogólnie w sposób dość uprzejmy, ale kategoryczny wytłumaczyłam jej, że nie rozumiem po co kazała nam czekać, że jest niepoważna i nie chcę mieć z nią nic wspólnego.

Nazajutrz zadzwoniła jeszcze raz, by zapytać, czy na pewno nie chcę przyjść drugi raz, bo "tamta pani się nie zdecydowała"...

Do dziś myślę, że gdybyśmy wynajęli to mieszkanie, mogłabym teraz opisywać piekielne przejścia z właścicielką...

Skomentuj (13) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 324 (334)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…