zarchiwizowany
Skomentuj
(6)
Pobierz ten tekst w formie obrazka
Usłyszałam historię i przypomniało mi się pewne wydarzenie... Działo się to w czasach o których już nawet starożytni górale nie pamiętają...
Kolega dostał kategorię "A" i idąc na obowiązkową wtedy, dwuletnią służbę w kamaszach, poprosił (trochę tak w ramach żartu i z przymrużeniem oka)naszą "paczkę" przyjaciół, co by mu pilnowała i dbała o przyszłą matkę jego dzieci, podporę jego lat podeszłych, miłość życia... no jasne, czego się dla swoich nie robi, choćby i żartem.
Gdzieś z miesiąc później widziałam jego narzeczoną na ulicy w towarzystwie chłopaka bardzo podobnego do mojego kolegi. Jasnym było, że to nie on, ale braci miał. Pieruńsko do niego podobnych, więc wniosek sam się wysnuł, trybiki w mózgu dodały dwa do dwóch- wyszło zero, czyli nic. Za parą nie cwałowałam, bo raz- ulica ruchliwa nieco między nami, dwa- braci znałam li tylko z widzenia, pogaduszek żadnych nie zamierzałam podejmować. I właśnie wyglądali jak to zero/nic- ot spokojnie idą chodnikiem obok siebie dwie osoby, w niedalekiej przyszłości związane więzami pokrewieństwa i omawiają jakieś swoje prywatne sprawy. Może plany wyjazdu na przysięgę?
W grudniu spotkaliśmy się wszyscy z kolegą-wojakiem i jego narzeczoną na przysiędze.
W styczniu (mniej więcej miesiąc, może półtora później)jego narzeczona wychodziła za mąż stając się automatycznie ex narzeczoną naszego kumpla, bo nie miała w planach związku poligamicznego.Ex była właśnie na początku drugiego trymestru ciąży a szczęśliwym żonkosiem został, widziany przeze mnie na ulicy, domniemany brat kolegi.
Skubana, chyba tak się stęskniła za naszym kolegą, że znalazła sobie prawie sobowtóra. Nikt się nie zorientował.
Kumpel z rozpaczy wybierał się do zakonu. Kontemplacyjnego najlepiej, jak twierdził.
Przegadaliśmy mu- tego kwiatu to pół światu.
Jest teraz mężem cudownej kobiety i ojcem prawie pełnoletnich dzieci.
Ona? Ma co chciała. Degustatora napojów wyskokowych z zamiłowaniem do boksu. Sparringpartnerem jest oczywiście "szanowna" małżonka.
Tylko do dziś czasem się zastanawiamy, kiedy zaczęła kręcić na dwa fronty, skoro na przysiędze była już w trzecim miesiącu ciąży?
PS.: Ja wiem, że każdy ma prawo się zakochać, odkochać, że serce nie sługa. Czy jednak nie wypadałoby być uczciwym i rozwiązać to jakoś w cywilizowany sposób?
PS.: do wszelkiej maści "sweeet" romantyczek: to nie ja jestem tą cudowną kobietą, z którą ożenił się kumpel; proszę sobie nie tworzyć jakichś romansideł, bo to jakoś ostatnio strasznie modne na wszelkiej maści portalach, forach...
Kolega dostał kategorię "A" i idąc na obowiązkową wtedy, dwuletnią służbę w kamaszach, poprosił (trochę tak w ramach żartu i z przymrużeniem oka)naszą "paczkę" przyjaciół, co by mu pilnowała i dbała o przyszłą matkę jego dzieci, podporę jego lat podeszłych, miłość życia... no jasne, czego się dla swoich nie robi, choćby i żartem.
Gdzieś z miesiąc później widziałam jego narzeczoną na ulicy w towarzystwie chłopaka bardzo podobnego do mojego kolegi. Jasnym było, że to nie on, ale braci miał. Pieruńsko do niego podobnych, więc wniosek sam się wysnuł, trybiki w mózgu dodały dwa do dwóch- wyszło zero, czyli nic. Za parą nie cwałowałam, bo raz- ulica ruchliwa nieco między nami, dwa- braci znałam li tylko z widzenia, pogaduszek żadnych nie zamierzałam podejmować. I właśnie wyglądali jak to zero/nic- ot spokojnie idą chodnikiem obok siebie dwie osoby, w niedalekiej przyszłości związane więzami pokrewieństwa i omawiają jakieś swoje prywatne sprawy. Może plany wyjazdu na przysięgę?
W grudniu spotkaliśmy się wszyscy z kolegą-wojakiem i jego narzeczoną na przysiędze.
W styczniu (mniej więcej miesiąc, może półtora później)jego narzeczona wychodziła za mąż stając się automatycznie ex narzeczoną naszego kumpla, bo nie miała w planach związku poligamicznego.Ex była właśnie na początku drugiego trymestru ciąży a szczęśliwym żonkosiem został, widziany przeze mnie na ulicy, domniemany brat kolegi.
Skubana, chyba tak się stęskniła za naszym kolegą, że znalazła sobie prawie sobowtóra. Nikt się nie zorientował.
Kumpel z rozpaczy wybierał się do zakonu. Kontemplacyjnego najlepiej, jak twierdził.
Przegadaliśmy mu- tego kwiatu to pół światu.
Jest teraz mężem cudownej kobiety i ojcem prawie pełnoletnich dzieci.
Ona? Ma co chciała. Degustatora napojów wyskokowych z zamiłowaniem do boksu. Sparringpartnerem jest oczywiście "szanowna" małżonka.
Tylko do dziś czasem się zastanawiamy, kiedy zaczęła kręcić na dwa fronty, skoro na przysiędze była już w trzecim miesiącu ciąży?
PS.: Ja wiem, że każdy ma prawo się zakochać, odkochać, że serce nie sługa. Czy jednak nie wypadałoby być uczciwym i rozwiązać to jakoś w cywilizowany sposób?
PS.: do wszelkiej maści "sweeet" romantyczek: to nie ja jestem tą cudowną kobietą, z którą ożenił się kumpel; proszę sobie nie tworzyć jakichś romansideł, bo to jakoś ostatnio strasznie modne na wszelkiej maści portalach, forach...
w gronie przyjaciół
Ocena:
47
(135)
Komentarze