Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#77616

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Historia miała miejsce kilka lat temu, gdy jeszcze byłem studentem. Po drugim roku studiów wyprowadziłem się z jednego mieszkania i poszukiwałem miejsca w pokoju do wynajęcia. Żeby było taniej, szukałem po prostu miejsca w pokoju dwu lub trzyosobowym, gdyż nie mam problemów żeby mieszkać z kimś innym, jestem "do rany przyłóż". Jednak właściciele chcieli wynajmować tylko całe pokoje, więc wrzuciłem w internet ogłoszenie, że poszukuję współlokatora do pokoju. Współlokator znalazł się bardzo szybko, więc wynajęliśmy pokój.

Wynajęła nam go Piekielna (powinniśmy się domyślić przy podpisywaniu umowy, jednak początek roku był lada dzień, więc za dużo nie grymasiliśmy i mieszkanie naprzeciwko uczelni), która wynajmowała to mieszkanie od kogoś innego i podnajmowała dwa pokoje. W mieszkaniu oprócz 3 pokoi zamykanych na klucze, kuchni, łazienki i WC był korytarz, który się poszerzał i tworzył taki jakby pokój ogólnodostępny, w którym stał jakiś fotel, i w którym Piekielna trzymała dwa rowery.

Za pokój płaciliśmy ustaloną sumę plus opłaty rozłożone na cztery (nasza dwójka, Piekielna i chłopak, który podnajmował ostatni pokój) plus kaucja równa miesięcznej opłacie. W mieszkaniu podobno nie było Internetu, ale Piekielna powiedziała, że niedługo będzie. Było też kilka zasad, które zobowiązaliśmy się przestrzegać:

- żadnych imprez, jako że nie jestem typem imprezowicza, nie przeszkadzało mi,
- żadnego picia alkoholu,
- goście tylko po wcześniejszym (kilkudniowym) powiadomieniu Piekielnej, nawet na herbatę w trakcie okienka między zajęciami,
- jeśli policja zapuka do drzwi, to automatyczny wypad z mieszkania.

Po dwóch tygodniach zaczęliśmy upominać się o Internet, co Piekielna skwitowała stwierdzeniem, że niedługo będzie.

Wyjechałem na weekend, a mój współlokator z pokoju pisał mi smsy, że Piekielna zabrała mu klucze i kazała się wyprowadzić (bo zużywa za dużo wody, podobno wziął jedną kąpiel w wannie zamiast prysznica), czego nie chciał zrobić, bo miał zapłacone za miesiąc z góry. Jednak po groźbach Piekielnej, że przyjdą jej koledzy i jego rzeczy wywalą przez okno, a jego wyprowadzą siłą, odpuścił, wyprowadził się, ale kaucji mu nie oddała.

Przez następny tydzień było wszystko dobrze, poza ciągłym brakiem Internetu. Po ok. tygodniu od wyprowadzki współlokatora, gdy poszedłem wziąć prysznic, okazało się, że nie ma ciepłej wody. Trudno, bywa. Następnego dnia przed wejściem pod prysznic, sprawdziłem czy jest ciepła woda. Nie było. Zastanowiło mnie to, więc poszukałem zaworu, który był w WC. Odkręciłem i wziąłem prysznic. Trzeciego dnia znowu to samo, idę więc do WC, a tam zonk. Nie ma kurka do odkręcania ciepłej wody. W tej sytuacji stwierdziłem, że nie ma sensu tam dalej mieszkać.

Znalazłem miejsce w akademiku i się wyprowadziłem. Piekielnej o zwrot kaucji nie pytałem, bo założyłem, że i tak nie odda, a chciałem żeby oddała też mojemu współlokatorowi. Więc postanowiłem, że ja też będę Piekielny i jej tak łatwo nie odpuszczę. Poprosiłem kolegę z roku o pomoc w wyprowadzce. Zabrał moje rzeczy samochodem, a ja w ramach zastawu do czasu oddania kaucji, wziąłem rower Piekielnej, który stał w korytarzu.

Zaczęły się telefony od piekielnej, że mam oddać klucze do mieszkania i rower. Żeby nikt nie mówił, że przyznałem się do kradzieży, twierdziłem cały czas, że go nie mam, i jak odda kaucję to poszukam roweru na mieście i może się znajdzie. Zaczęli też wydzwaniać do mnie jej koledzy, grożąc, że połamią mi kości itp.

Nadszedł piątek przed długim weekendem ze Świętem Zmarłych i wyjeżdżałem do domu, gdy Piekielna doszła do wniosku, że przystaje na moje warunki. A że spieszyłem się na autobus, bo jechałem ze znajomymi na wyjazd weekendowy, odłożyłem wymianę na po weekendzie (i całe szczęście, bo w ten weekend poznałem moją narzeczoną).

Ustaliliśmy spotkanie na przystanku naprzeciwko akademików. Piekielna przyszła, pokazała że ma pieniądze, więc zadzwoniłem do kolegi, żeby przyprowadził rower. Piekielna sprawdziła czy wszystko ok, zapaliła lampkę kilka razy, i w tym momencie kątem oka zauważyłem jakiś ruch. Podniosłem głowę i zobaczyłem biegnących w naszą stronę kilku (potem okazało się że było ich 6) łysych typów o posturach zbliżonych do szafy. Kolega dostał przyspieszenia niczym struś pędziwiatr, ale nic mu to nie dało. Podbiegając zaczęli krzyczeć: „Stać ku**a, policja”.

W tamtym momencie modliłem się żeby to faktycznie była policja, a nie koledzy Piekielnej, bo każdy może sobie krzyczeć, że jest z policji zwłaszcza, że żadnej odznaki nie pokazali. Rzucili mnie na ziemię, twarz wgnietli w chodnik, skuli, podjechał samochód i wrzucili mnie do środka. Byłem lekko oszołomiony i cały czas zastanawiałem się dokąd mnie wiozą. Poczułem ulgę dopiero, gdy wjechaliśmy na parking pełen radiowozów. Panowie wzięli mnie pod ręce i zaczęli prowadzić do budynku. Szli szybko, a z racji tego, że jestem wysoki ciężko mi było przebierać nogami skurczony, więc dostałem jeszcze strzał w twarz za stawianie oporu. Spadły mi okulary, poleciała krew z nosa, to Panowie trochę złagodnieli. Usadzili mnie na krześle i nastąpiła zabawa w dobrego i złego policjanta (metoda skuteczna jak się okazało).

Pierwszy (ten zły) powiedział, że mam się przyznać, że zgłoszą wszystko do rektora i mnie wywalą ze szkoły, pytał mnie komu sprzedajemy rowery, gdzie je trzymamy, a ja naoglądałem się amerykańskich filmów i milczałem. Dziwne były te niektóre pytania. Potem okazało się że w tym mieście jest jakaś szajka złodziei rowerów, a Piekielna poinformowała policję, że to możemy być my. Dlatego przyjechali po nas kryminalni w składzie sześcioosobowym i obchodzili się z nami mało łagodnie, a poza tym przez nas ominął ich mecz Ligi Mistrzów, więc trochę rozumiem ich złość.

Zły policjant wyszedł i ten dobry zaczął na spokojnie się pytać czemu zabrałem ten rower. Więc opisałem swoją wersję wydarzeń, która była zupełnie inna niż pani piekielna opowiedziała policji. Policjant doradził, aby wszystko dokładnie opisać na przesłuchaniu, i z przykrością stwierdził, że musi mnie zawieźć do aresztu, bo tego dnia nie było już osoby zajmującej się przesłuchaniami. Ale obiecał, że do celi nie dostane żadnego dużego murzyna :)

Następnego dnia odbyło się przesłuchanie. Policja rozmówiła się z piekielną i doszło do ugody, że ona oddaje nam kaucję, a my już żadnych pretensji do niej nie będziemy mieć. Policja poradziła, żeby następnym razem nie brać roweru, tylko zgłosić się od razu do nich. Ja jednak nie żałuję, noc w areszcie była ciekawym doświadczeniem, a cała procedura rejestrowania mnie jako podejrzanego i przesłuchanie gdy już wiedzieli, że nie jestem żadnym gangsterem było mega zabawne, więc pozdrawiam Panów policjantów, z którymi miałem do czynienia.

A cała akcja najgorzej skończyła się dla Piekielnej, bo oprócz oddania nam kaucji, musiała opuścić mieszkanie, bo właścicielka dowiedziała się, że sprawa otarła się o policję.

wynajem mieszkania

Skomentuj (13) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 186 (240)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…