Studiuję i dorabiam sobie w markecie wielkopowierzchniowym. Najczęściej rozkładam towar. Mamy na terenie sklepu porozstawiane w różnych miejscach tzw. "wysepki" z konkretnymi towarami.
Akurat rozkładałem towar na dziale z napojami, gdy zobaczyłem ich. Rodzice z dwójką dzieci. Z tym, że rodzice gdzieś błądzili myślami, rozglądali się, jakby czegoś szukając. A ich pociechy. No właśnie. Dopakowanym po brzegi wózkiem z zakupami, który po krótkiej ocenie zawartości, ważył spokojnie ze 20 kg, jeździły sobie w najlepsze po sklepie, wpadając co rusz, a to na klientów, obsługę, palety z towarem, czy właśnie, wymienione wcześniej, wysepki.
Gdy w końcu rodzice zorientowali się w sytuacji, postanowili się cichcem ewakuować. Ale bezskutecznie, bo ochrona została poinformowana o zajściu i już czekała przy wyjściu.
Bilans strat był dość ciekawy, bo uwzględniając dwie rozwalone wysepki i inny uszkodzony towar, wyszło prawie 900 złotych. Tak więc, drogie im te "zakupy" wyszły...
Akurat rozkładałem towar na dziale z napojami, gdy zobaczyłem ich. Rodzice z dwójką dzieci. Z tym, że rodzice gdzieś błądzili myślami, rozglądali się, jakby czegoś szukając. A ich pociechy. No właśnie. Dopakowanym po brzegi wózkiem z zakupami, który po krótkiej ocenie zawartości, ważył spokojnie ze 20 kg, jeździły sobie w najlepsze po sklepie, wpadając co rusz, a to na klientów, obsługę, palety z towarem, czy właśnie, wymienione wcześniej, wysepki.
Gdy w końcu rodzice zorientowali się w sytuacji, postanowili się cichcem ewakuować. Ale bezskutecznie, bo ochrona została poinformowana o zajściu i już czekała przy wyjściu.
Bilans strat był dość ciekawy, bo uwzględniając dwie rozwalone wysepki i inny uszkodzony towar, wyszło prawie 900 złotych. Tak więc, drogie im te "zakupy" wyszły...
hipermarket rodzice
Ocena:
236
(242)
Komentarze