Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#78362

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Jest to historia o moim bracie, który jest chyba najbardziej nieodpowiedzialną osobą na świecie. Ma on 21 lat, ale czasem odnoszę wrażenie, że ma tak z dziesięć lat mniej i cierpi na brak empatii.

Dla tej historii ważne jest też to, że mój brat to taki typowy Seba co na ważny egzamin zakłada galowy dres, wychowała go ulica a po dzielni wozi się golfem (cóż, co śmieszne jeździ golfem).

Sama jestem od niego o rok starsza a odkąd skończyłam liceum sytuacja w domu zmusiła mnie do pracy i studiowania w trybie zaocznym. Również dwa lata temu wyprowadziłam się i ogólnie jestem już samodzielna. Ale parę miesięcy temu musiałam wrócić do rodzinnego domu, aby zająć się matką i babcia.

Moja mama parę lat temu zachorowała na raka. Wyrok : złośliwy. Długie leczenie, wielomiesięczny pobyt w szpitalu. Ogółem ciężka sytuacja dla kogoś przed maturą. Mój brat już wtedy zachowywał się nieodpowiedzialnie. Zostawiał wszystko na mojej głowie. Od prowadzenia domu do całodobowej niemalże opieki nad mamą. Nie pomagał mi z niczym, bo on jeszcze jest w zawodówce (!! Ja w trzeciej liceum), nie zarabia i ogólnie nie ma czasu na nic, bo jest wiecznie zmęczony. A jak już pomógł w czymś, to przez miesiąc potrafił się wykręcać, że przecież on wtedy i wtedy zrobił COŚ więc o co ci k*wa chodzi. Tyle tytułem wstępu.

Lecz parę miesięcy temu okazało się, że i babcia ma raka. Nieoperacyjny guz w dwunastnicy. A tydzień później... mama ma przerzuty do kręgosłupa. Sądziłam, że brat się otrząśnie, ale nie. Olewał to jeszcze bardziej. Znikał z domu na całe dnie, podkradał mi pieniądze, bo przecież nadal nie pracuje ani już się nie uczy. Najważniejsi byli kolesie i jego dziewczyna. A chora matka i babcia już nie. One były na drugim planie.

Jakoś do tej pory dawałam sobie radę, miałam go gdzieś, pomagał mi mój jeszcze nie do końca ojczym, który nie raz usiłował rozmawiać z bratem. Bez skutku. Mój brat nie szanuje nikogo, oprócz swoich kolesi.
Tak, dawałam radę, aż do niedawna. Byłam wtedy w delegacji w innym mieście oddalonym o 300 km od mojego rodzinnego domu. Aż tu dostaję telefon, że matka ma wysoką gorączkę, traci przytomność i że on nie wie co ma zrobić. Babcia jest w szpitalu, ojczym ma nockę, a on jest z nią sam w domu. On nie wie, siora pomuszzzz. Kazałam dzwonić po karetkę. Matkę zabrali do szpitala.

Nagle dostaję kolejny telefon od niego, że mam natychmiast wracać, bo ktoś musi zostać z mamą, a on nie może, bo jutro idzie z tą swoją gdzieś tam, już nie pamiętam gdzie. I on nie może. Ja dostaję szału, jak mam przyjechać, przecież zajmie mi to kilka godzin by wrócić. O co go to obchodzi? On nie zostanie.

Ostatecznie ściągnęłam ojczyma, przyjechał a brat dostał po mor**ie od niego i na tym miało się skończyć. No właśnie nie. Brat nadal wszystko olewa, gorzej, teraz przyjeżdża do domu, aby się wyspać i ograbić lodówkę. Nie ma go przez większość dnia. A ja mam na głowie dom, dwie ciężko chore osoby, prace i jeszcze studia, obronę. Z bratem nie wiemy co zrobić, nic do niego nie dociera. Ani ostre słowa ani ostry wpie*iel. Ręce opadają.

Skomentuj (50) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 248 (282)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…