Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#78458

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Pojawiło się tutaj kilka historii na temat wyśmiewania w szkole. Postanowiłam dorzucić kilka słów.

Akt I gimnazjum.

Klasa bardzo zgrana, całkiem sympatyczni ludzie, żadna tam patologia, większość kończyła ze świadectwem z paskiem.
W klasie był Tomek. Tomek był chłopakiem niezwykle nieśmiałym, zamkniętym w sobie, zawsze siadał sam, chyba, że nauczyciele go gdzieś usadzili. Wszyscy unikali go jak ognia. Co najbardziej bolało? Chyba to, że kiedy ktoś już musiał z nim usiąść (na polecenie nauczyciela) zaczynało się "fuj", "ja nie będę z nim siedział(a)", "meeh". Krzywienie się i zniesmaczone miny, kiedy ktoś musiał z nim pracować, to była norma. Nie wyobrażam sobie, jak bardzo musiało to być dla chłopaka nieprzyjemne. Podziwiam, że nigdy nie było po nim widać, aby go to smuciło. Na jego miejscu wybiegłabym z płaczem po jednej takiej sytuacji, a to powtarzało się notorycznie. Dodam, że gość wcale nie był jakiś szczególnie brzydki, nie był brudny czy zaniedbany. Zwyczajny, normalnie i schludnie ubrany chłopak.
Cóż, zawsze lubiłam odludków, to ja zaczęłam z nim siadać, pomagać trochę w nauce (sama zawsze byłam uczniem piątkowym), włączać w rozmowy z moim znajomymi. Po jakimś czasie klasa przestała go traktować źle, zobojętniał im, a wielu go nawet całkiem polubiło.

Akt II szkoła średnia.

Wydawałoby się, że ludzie dorastają, że osiemnastolatek ma swój rozum. Może dziwna jestem, ale wymagam od nastoletnich ludzi pewnej dozy empatii i rozsądku. Klasa znowu nie taka zła, choć już mniej zgrana. Sama nigdy nie miałam problemu, by się dogadać. Była jednak Marta. Marta znów - nieśmiała. Do tego nieco zestresowana, może nawet nie "nieco" tylko bardzo. Wiecznie drżące ręce, odruchy nerwowe, nieumiejętność wysłowienia się to wierzchołek góry lodowej jej nerwowego zachowania. Brzmi na idealną klasową ofiarę, co?
Ludzie jej nie lubili, ludzie z niej kpili. Tutaj muszę się trochę rozpisać.

Sytuacja 1: Ćwiczenia poloneza przed studniówką. Wszyscy w parach, był moment, kiedy pary łączą się w czwórki. Marta miała podać rękę chłopakowi z innej pary, gdy ten stwierdził "fuuj' i zaczął szybko zamieniać się z kimś miejscem. Znowu - zadbana, miła dziewczyna, tylko trochę "dziwna". Jak można nie mieć za grosz empatii? Dziewczynie słusznie zrobiło się przykro. Dodam, że kilka kolejnych osób zareagowało dokładnie tak samo... A Marta wyglądała, jakby miała ochotę uciec.

Sytuacja 2: Cóż, tu będzie bardzo osobiście, bo chodzi o moich znajomych. Po tej sytuacji znacznie obcięłam kontakt z kilkoma osobami, a one za nic nie rozumiały, o co mi chodzi.

Siedzieliśmy leniwie na długiej przerwie w większej grupie, po mojej lewej grupka mych znajomych. PO prawej Marta i jeszcze jednak koleżanka. Tak się złożyło, że lewica mówiła o jednym, a my z Martą zupełnie o czymś innym, aż w pewnym momencie usłyszałam, jak tamci... Obgadują Martę. Głośno, wyśmiewając ją. Padały tam okropne rzeczy. Przykład? Ktoś stwierdził, że Marta podobno miała chłopaka, na co reszta wybuchnęła śmiechem i zaczęli mówić o tym, kto by ją niby chciał, ohyda, że też on się nie bał do niej zbliżyć. W pierwszej chwili miałam nadzieję, że się przesłyszałam, ale żarty dopiero się rozkręcały.

Dziewczyna wcale nie jakaś gruba, choć faktycznie ma kilka kilogramów więcej, została nazwana wielorybem. Ktoś rzucił, że spotkał ją ostatnio na basenie i miał ochotę wydłubać sobie oczy. Chciałam na nich nakrzyczeć, ale zorientowałam się, że sama zainteresowana jeszcze nie słyszy tych uwag, więc czym prędzej odciągnęłam ją stamtąd pod jakimś głupim pretekstem, aby jej oszczędzić. Lepiej pewnych rzeczy o sobie nie słyszeć.
Smutne? Chyba tak. Poczułam wtedy, że straciłam bezpowrotnie kilku znajomych. Nie rozumiem, jak można mówić takie rzeczy o kimkolwiek, a tym bardziej, jeśli ta osoba siedzi obok nas.

Wiem, że w każdej klasie są takie osoby i trudno tego uniknąć, ale mimo iż naprawdę mam otwarty umysł, nie potrafię pojąć, dlaczego tym ludziom taką przyjemność sprawia sprawianie krzywdy innym? Wydaje mi się, że nastoletni człowiek ma już na tyle rozumu i empatii, by wiedzieć, że jego słowa mają znaczenie. Chyba każdy mając lat naście, kiedyś już został w życiu obrażony i wie, jak to potrafi zranić. Ten brak jakiegokolwiek współczucia zawsze mnie zastanawiał. Rozumiem, że można kogoś nie lubić, ale są jakieś granice i dorośli ludzie powinni je mieć, czyż nie?

Smutnym był też fakt, że nigdy żaden nauczyciel się tym nie zainteresował. Słyszeli przecież to, tak samo jak ja, widzieli, ale wszyscy pozostawali bierni, bo to przecież sprawa klasy, a ci ludzie wyszli ze szkół zapewne z urazem psychicznym. Kilka lat takiego bycia "gorszym" potrafi zabić w człowieku wiarę w siebie, chęć do życia oraz sprawić, iż trudniej będzie im w przyszłości nawiązywać kontakty. Jak później iść na studia czy aplikować do wymarzonej klasy, kiedy przez ostatnie kilka lat ciągle ktoś nam wmawiał, że jesteśmy nic nie warci?

I tutaj apel - rodzice, nauczyciele, uczniowie nie róbcie tego innym ludziom, nie przekreślajcie im normalnej przyszłości, nawet jeśli ktoś jest inny, ktoś nie pasuje. Reagujcie, rodzice i nauczyciele, jeśli widzicie, że z dzieckiem jest coś nie tak, że wraca smutne, że nigdy nie przyprowadza kolegów ani z żadnymi się nie spotyka. To może być sygnał, że dzieje się coś złego, nie zostawiajcie ich w tym otoczeniu, można zmienić szkołę czy klasę. Można z klasą rozmawiać, jeśli się jest nauczycielem. Tylko trzeba chcieć zauważyć problem, a większość woli zamknąć oczy i odwracać wzrok, kiedy widzą coś niepokojącego.

Szkoła

Skomentuj (5) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 117 (157)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…