Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#78559

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Historia dodana przez SamanthaFisher zainspirowała mnie, żeby również dorzucić swoje trzy grosze w temacie kotów. Historii będzie kilka, więc mimo długości tekstu nie powinno być problemu - możliwe, że każdy znajdzie coś dla siebie.

Na wstępie zaznaczę, że chociaż długowłosa i puszysta kotka rasy maine coon jest wyraźnie większa od najbardziej wypasionego Europejczyka, to jest najmniejsza w swoim miocie - dla przykładu jej matka (śp.) była większa o długość połowy ogona, zaś ojciec był... no wielki po prostu. Charakter ma taki, że można wszystkie drzwi i okna pootwierać, a chęć wyjścia na zewnątrz to może z pięć razy w roku ją najdzie. Natomiast w obrębie domostwa kocie wycieczki są na porządku dziennym :) Dodatkowo cierpi na koci szczękościsk połączony z rozżalonym westchnieniem, kiedy przez okno widzi ptaki - podobnie, z uporem maniaka, znęca się nad wszystkimi owadami. Niestety, tylko na komary nie reaguje :(

I. Spacery z kotem w szelkach, czyli kocie wycieczki po mieście.
Przyszedł dzień, w którym kotka przestała szorować podwoziem kostkę chodnikową. W związku z tym spacery zaczęły odbywać się na trasach dłuższych niż przed dom i z powrotem.

1. Zatrzymałem się przy rabatce, w której kotka zaczęła niuchać. Długo tam zabawiła, więc ciągnę smycz i mówię "no chodź, idziemy". Nagle za plecami słyszę:
- To jest rasowy kot, w uchu powinien mieć czipa, pan w bazie sobie sprawdzi czyj
I tak oto zostałem hyclem...

2. Kotka stwierdziła, że ma mnie w poważaniu, usiadła i nie pójdzie dalej. Wziąłem na ręce i idziemy. Przechodzi starsza pani z dzieckiem, dziecko już z oddali "pieeeseeeek!!!". Już prawie mamy się mijać, a młody "jaki puszysty! co to za rasa? mogę pogłaskać?". Kiedy już się mijaliśmy kotka zamiauczała*. Pani się ewidentnie wzdrygnęła, chwyciła szkraba za poły i przyspieszyła kroku rzucając chłodne "to jest kot, idziemy, szybko!". Zdążyłem jeszcze usłyszeć pytanie małego "dlaczego" i odpowiedź szanownej madonny "bo śmierdzą".

3. Generalnie większość reakcji to "o, jaki piesek" i lekki szok, kiedy okazuje się, że jednak nie. Mistrzem jednak był pewien pan w okolicach lat 40. Zdarzyło się bowiem tak, że na jednym ze skrzyżowań uformowała się wokół grupka osób zainteresowanych, zupełnie przypadkowo, ot, nagle zebrało się siedem osób plus ja i kotka. Już mi się udało naprostować gapowiczów, wyjaśnić, że to jest kot, nie pies i przygotować na ew. pytania, kiedy ów pan poczyna dzielić się swoimi mądrościami, że to jest taka rasa psa, co wygląda jak kot i ja sobie ze wszystkich jaja robię. No cóż, w sumie kiedyś też sobie z kotki jaja robiłem, ale niestety - żaden kaganiec nie pasował na koci pysk :(

4. "Ale tylko wokół skwerku i zaraz oddam" - najczęściej powtarzająca się wypowiedź po zarejestrowaniu odmowy "użyczenia kota na spacer". Mistrzynią w tym przypadku okazała się, a jakże, typowa matka polka ze swoim wypadającym z wózka berbeciem. Kiedy zaczęła się wymiana argumentów i wypaliłem "a co będzie, jak się wysunie z szelek i ucieknie?" to usłyszałem "przecież to tylko kot, znajdzie pan innego". Akurat kotka daleko by nie uciekła i szybciej niż światło wróciła, ale tego już pani z pieluszkowym zapaleniem mózgu wiedzieć nie musiała...

II. Historie o niespełnionej miłości.
Czyli trochę o tym, że jeśli, za przeproszeniem, gówno będzie świecić na złoto, to ludzie będą się o to zabijać.

1. "Ale czemu nie, wiesz jakie śliczne będą kocięta?" - najczęściej powtarzająca się wypowiedź po zarejestrowaniu odmowy rozmnożenia z czyimś kocurem. Oto lista rzeczy, których zachwyceni umaszczeniem i obfitością kryzy (kołnierz, jak np. u lwów) nie potrafią zrozumieć:
- kotów (w ogóle zwierząt hodowlanych) danej rasy nie kryjemy kotami innej rasy np. Europejczykami, chociażby nie wiem jak rasowe były i ile medali zdobyły,
- na rozmnażanie trzeba mieć zgodę, a i inny rodzaj umowy z hodowlą podpisać - w odróżnieniu od tzw. "na kolanka" koty przeznaczone do rozpłodu są po pierwsze droższe, po drugie inne obowiązki są nałożone na właściciela,
- przekonanie, że kocięta "wyjdą" dokładnie takie, jak rodzice - no to już jest mistrzostwo obrazujące fatalny stan wiedzy ogólnej z dziedziny biologii - szczególnie, że szylkrety (stosunkowo) należą do rzadkości.

2. "Ciebie też powinni zamknąć samego, zobaczysz, jak to fajnie" - to natomiast najczęściej słyszałem, kiedy odmawiałem wpuszczenia obcego kota, żeby "się pobawiły". I nie pomaga tłumaczenie, że moja kotka pogoniła rozwścieczonego dobermana czy wydrapała oko przybłędzie, która okazała się być agresywna. Zaś kiedy nie dotarł wykład o drobnoustrojach, ekspozycji na obcą faunę czy transferze pasożytów, pozwoliłem sobie na pewną wizualizację - "co byś zrobiła, gdybym wzbogacił twoją sałatkę swoją kupą i ty byś to potem zjadła?". Chyba byłem piekielny, bo dowiedziałem się, że jestem "popi*rdolony". Nic nowego, w sumie.

3. "Jesteś nieżyciowym potworem, nie masz uczuć, nie masz serca, znęcasz się nad zwierzętami!" - taaak :) Bo śmiałem kotkę wysterylizować przed zdjęciem jej simlocka przez jakiegoś pierwszego lepszego kocura (patrz rozdział II pkt 1).

III. Jestę ekspertę.
Bo nigdy nie wiesz, jakich to znawców tematów niszowych masz wśród znajomych póki nie przyjdzie co do czego.

1. Żywienie - to jest chyba klasyk w każdej dziedzinie, nie tylko wśród kociarzy. "Bo mój kotek to je to i tamto", "a mój tamto i sramto", "bo wiesz, kotu to trzeba XYZ". I tak w koło Macieju. Jeśli twój kot od małego był uczony jeść, nie wiem, padlinę, to nie wciskaj tego na siłę mojemu. Zaś gdyby mokre leżało cały dzień w misce to usłyszałbym "no wiesz, tak zostawiać, żeby się zepsuło, jeszcze kot się zatruje". Nie wiem, ale się zatrułem. Słuchając głupot.

2. Żywienie vol. 2 - "ale dlaczego ona tego nie chce? ona jest chora, musisz jechać do weta!" - bo oczywiście wpadnięcie na to, że każdy osobnik ma swój charakter, zwyczaje itp. wykracza poza ramy pojmowania rzeczywistości. Przecież jeśli rzucisz kotu resztki z grilla, a ten nie rusza to znaczy, że jest chory.

3. Chory kot - "coś jest nie tak, nie reaguje, nie przychodzi, nie bawi się", "bo wiesz, mój Mruczek to uwielbia zabawy, cały dzień się bawi, a wiesz, bo mój Mruczek to jak tylko przychodzę to pod drzwiami stoi". Moja też czeka. Ba, najpierw patrzy przez okno, a jak jestem na ganku to wtedy idzie pod drzwi, a po mieszkaniu chodzi za mną jak cień. Chyba, że akurat śpi. Po prostu, zwyczajnie, żal dupę ściska, że kotek nie przyszedł na kolanka i nie dał się pomiziać. Człowiek już dawno wszedł w dorosłość, a wkoło jakby więcej dzieci (które już od dawna nie wyglądają jak dzieci)...

4. Chory kot vol. 2 - "ale dziwnie miauczy", "ona ma chrypkę", "ona się dusi!" - ponieważ w erze smartfonów i powszechnego dostępu do Internetu ciężko, po zapoznaniu się z nowym słowem, wklepać to w Google i/lub przeczytać na Wiki, że ta rasa (* ->), technicznie, grucha, nie miauczy. "Ale jak to? Kot, który nie miauczy? Żarty sobie robisz". Nooo, teraz to już przynajmniej wiem z kogo żartować ;)

5. Tresowany kot - fakt, że kot rozumie i reaguje na swoje imię, "siad", "leżeć", "nie wolno", "chodź", "zejdź" i "przesuń się" oznacza, że (wybierzcie sami):
a) jestem popi*rdolony
b) znęcam się nad kotem
c) faszeruję kota narkotykami
d) sam ćpam
e) kot ćpa i ja razem z nim
f) mam kota z cyrku
Tak, zgadliście, każda odpowiedź jest poprawna :)

Wszystkiego dobrego Czytelnicy, pozdrawiam!

Polska

Skomentuj (61) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 228 (332)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…