Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#78646

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Podobno to studenci są największą grupą "syfiarzy", wielokrotnie to słyszę. OTÓŻ NIE. Nie po tym co ostatnio zobaczyłam.

Generalnie nie obchodzi mnie kto w jakich warunkach żyje, jak ktoś lubi hodować grzyba na suficie, niech hoduje. Wierzcie mi- byłam w niejednym akademiku na niejednej imprezie, w wielu mieszkaniach studenckich, które bywały w stanie różnym. Ale wychodzę z założenia, że jeśli zapraszasz do siebie większą grupę w gości, to chociaż należy w jakiś sposób mieszkanie ogarnąć, chociażby ze względu na szacunek do gościa; nawet jeśli to tylko znajomy.

Sama jestem studentką, nie zawsze mam czas myć codziennie podłogi, zdarza się, że nie od razu wyniosę talerz po jedzeniu, dlatego nie mówię tu o sprzątaniu całego domu na błysk i odmalowaniu ścian, ale zwykłe zmycie naczyń czy starcie blatów. Wiecie o co mi chodzi.

Krótki zarys: Mam znajomą - Natalię (najmłodszą), lat 29, niedawno zaczęła pracę w jakimś korpo. Mieszka z koleżanką- Ireną i kolegą Tomkiem (synem właściciela). Dziewczyny mieszkają w pokoju razem, Tomek osobno. Nikt z nich nie jest studentem, co więcej, każdy pracuje na dość wysokich stanowiskach. A dlaczego mieszkają nadal razem, skoro mogliby wynająć coś osobno? Nie wiem.

Irena twierdzi, że im tak się dobrze mieszka. I chyba zaczęłam rozumieć dlaczego. Dla ścisłości- Natalię znam kilka lat, ale dopiero w ostatni piątek miałam okazję być pierwszy (i zapewne ostatni) raz u niej w mieszkaniu.

Szybki opis mieszkania: wejście, z prawej strony kuchnia (bez drzwi), po lewej stronie pokój kobiet, drugie drzwi od pokoju Tomka, na wprost łazienka.

Natalia zrobiła ostatnio imprezę- tak bez okazji. Zaprosiła podobno ok. 20 osób. Ja wraz z koleżanką przyszłyśmy jako pierwsze. Wchodzimy. I...

KUCHNIA - na wejściu każdy z nas siłą rzeczy nieco rozgląda się po nowym miejscu. Zdejmuję buty, zerkam w stronę kuchni. Sterta naczyń w zlewozmywaku, pod oknem stosy pudełek po pizzach, butelki po alkoholu, swąd papierochów w całym pomieszczeniu. Myślę sobie, może jakaś impreza była wczoraj, może nie zdążyli posprzątać, ale nie...

Tuż przy wejściu do kuchni (najbliżej mnie), na podłodze brudne talerze i patelnia, na której nowa cywilizacja była już chyba na etapie obalania komunizmu. Okno w kuchni zamknięte, mimo że na zewnątrz był ukrop. Wyobraźcie sobie ten smród, zmieszany z... antyperspirantem, bo tym właśnie "zwalczali" smród w kuchni. Natalia szybko zaprosiła mnie do pokoju jej i Ireny, w którym miała odbywać się "impreza".

POKÓJ - dosyć duży, dwa łóżka ustawione równolegle pod ścianami. Na nich nie pościel, a raczej jeden wielki barłóg. Poduszki, kołdra, wszystko zmięte i wciśnięte pod ścianę, tak by goście mogli usiąść na brudnym od nieznanych substancji prześcieradle, które kiedyś chyba było białe. Na środku mały stolik, zawalony jakimiś dokumentami, opakowaniami po zupkach chińskich i kosmetykami. Zresztą- kosmetyki walały się wszędzie.

Na podłodze (która ostatni raz widziała mopa chyba ładnych kilka miesięcy temu), pełno pędzelków do twarzy, patyczków do uszu i pokruszonych cieni do powiek... najbardziej jednak obrzydziło mnie to, co było pod kaloryferem (pod oknem). MAJTKI. Zużyte, białe z czymś, co przypominało zaschniętą krew menstruacyjną, majtki.

Obok jakieś pojedyncze skarpety. Spytałam Natalii wprost czy nie myślała żeby wynająć sprzątaczkę. Nie, nie ma takiej potrzeby, zresztą ona dopiero co skończyła OGARNIAĆ pokój. Yhm... usiadłam przy stole na jakimś taborecie, który wydawał się najmniej niebezpieczny. Dostałam szkło na piwo, ale grzecznie odparłam, że wolę z butelki. Po kilkunastu minutach poszłam do łazienki.

ŁAZIENKA - przysięgam, że nie zdołałam nawet załatwić potrzeby. Przy fugach od muszli klozetowej zrobiła się jakaś narośl, szczoteczki do zębów w kubkach przy zlewie były powkładane razem z maszynkami do golenia i niesamowicie śmierdziało jakąś zgnilizną. Papieru toaletowego brak, jakieś ubrania na podłodze. Muszli nie zdołałam otworzyć. Wróciłam do pokoju.

Nie będę się więcej rozdrabniać; koleżanka z którą przyszłam usiadła na łóżku, oparła się ręką o prześcieradło i natychmiast ją cofnęła, bo znalazła tam prezerwatywę. Zużytą.
Obie podziękowałyśmy Natalii za "gościnę", dokończyłyśmy piwo i opuściłyśmy imprezę zanim zaczęli schodzić się ludzie.

Oczywiście straciłam znajomą przez to, że śmiałam zwrócić jej jeszcze na odchodne uwagę, że powinna patrzeć gdzie zaprasza gości, a jeśli nie chce jej się sprzątać to może lepiej zaprosić do baru i tyle.

Niesmak pozostał do teraz. Serio, dorośli, pracujący ludzie, zawsze zewnętrznie zadbani, w najmodniejszych ubraniach, elokwentni... mieszkają w chlewie.

Znam Natalię 4 lata, zawsze spotykałyśmy się u mnie albo na mieście. Nie raz nie dwa pocieszałam ją po nieudanych związkach, nie wierzyłam wówczas w jej opowieści, że faceci po wizycie u niej na noc (gdy Irena akurat była na wyjazdach), nie oddzwaniali nie odpisywali.

Nie wiem co na to właściciel mieszkania, może dawno u nich nie był, może w ogóle nie był; jak wspomniałam- Tomek to syn. Dla niektórych może to nie być w ogóle piekielne, ale dla mnie zaproszenie do takiego miejsca było.

mieszkania brud imprezy dorośli ludzie

Skomentuj (32) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 248 (276)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…