Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#78939

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Czytam Wasze historie o piekielnościach wynajmowanych mieszkań.

Około 20 lat temu przedziwne meandry życia zmusiły mnie oraz mojego ówczesnego męża do konieczności wynajmowania pokoju.

Nie mieszkania, tylko pokoju dwuosobowego. Na mieszkanie, przy naszych nader skromnych wówczas finansach, nie było nas stać.

Gwoli wyjaśnienia – 20 lat temu byliśmy młodymi, naiwnymi ludźmi. Rynek najmu był „dziki”, nikomu nie śniło się o jakichkolwiek „umowach najmu”, a oszukanie Urzędu Skarbowego zatajeniem dochodu z najmu było szczytem „radzenia sobie”. Bardzo Was proszę, nie stosujcie wobec mnie dzisiejszych kryteriów najmu. Po prostu przyjmijcie to tak, jak było wówczas.

1. Samodzielne mieszkanie w centrum miasta za cenę pokoju.

Gratka, jaka się nie zdarza! Bierzemy natychmiast!

Mieszkanie składa się z pokoju i kibelka. W kibelku nie ma wody. Wszystkie „załatwione” sprawy trzeba spłukiwać wiaderkiem noszonym ze zlewu, który znajduje się w pokoju. Decydujemy się i spłukujemy. Mycie w misce, bo przecież łazienki, jako takiej, nie ma.

Nie powiem, jakoś się mieszkało. Byliśmy młodymi ludźmi, wszystkie niedogodności dało się znieść. Do czasu, aż właścicielka nie powiedziała nam przez telefon, że za tydzień wraca jej siostra z „zagranicy” i w tydzień mamy lokal opuścić.

2. Znaleźliśmy „pokój apartamentowy” w sąsiedniej dzielnicy.

Pan jest właścicielem dużego domu podzielonego na „pokoje apartamentowe”. Jedziemy oglądać i... Bajka! Dom cudowny, klimatyczny, przytulny!

Oglądamy przeznaczony dla nas „pokój apartamentowy”. Trudno mi opisać, jakie to było piękne! Duży, wygodny, przestronny pokój, drzwi rozsuwane, lustrzane, za nimi piękna łazienka (tylko dla nas!) - prysznic, umywalka, kibelek! Ja to chcę! Ale…

Warunki najmu są takie: płacicie normalny czynsz za pokój, ponadto bierzecie NA SIEBIE kredyt za wymianę okien w całym domu!

Właściciel ewidentnie z dysfunkcją ruchową, jest rencistą, nie ma zdolności kredytowej, zatem my bierzemy na siebie kredyt na bliżej nieokreśloną kwotę, na bliżej nieokreślony termin, spłacamy go i oprócz tego płacimy normalny czynsz.

Nie wykąpałam się w tej pięknej łazience, choć chciałam!

3. Dzielnica peryferyjna. Tanio. Pokój dla pary.

Oglądamy, ciasno trochę, ale cena kusi przy naszych nader szczupłych funduszach. Wprowadzamy się. Właścicielem jest młody chłopak z gatunku „paker”. Ponadto prowadzi dom otwarty. Co noc nocuje u niego 4-5 różnych dziewczyn, każdej nocy inne.

Jego sprawa, ale… W mieszkaniu brud i robactwo. Jedna z dziewczyn, zagadnięta przeze mnie, mówi: „a, to tylko karaluszek przeleciał”. Wytrzymujemy całe dwa dni.

4. Pokój poza miastem. Z polecenia koleżanki z pracy.

Raj! Czysto (choć starsza pani bardzo obawiała się karaluchów, które mogliśmy przynieść z poprzedniego miejsca – nie dziwię jej się! na szczęście jakoś żaden się nam nie zaplątał).

Raj trwał, dopóki nie zorientowaliśmy się, że pod naszą nieobecność pani wchodzi do pokoju i przegląda nam rzeczy. Komentarze w stylu „bo te bluzki ciepłe to pani powinna trzymać na drugiej półce, nie na pierwszej, byłoby wygodnej” czy „po co wam tyle tych kosmetyków, przecież wystarczyłby jeden!” były na porządku dziennym.

Ponadto, niestety, pani paliła w naszym pokoju („bo tu okna od ulicy, a ona musi wiedzieć, co się na ulicy dzieje”). Sama paliłam (i palę), ale tylko i wyłącznie poza domem.

5. Uciekając od Pani Wścibskiej, znaleźliśmy po znajomości (kolega męża z pracy) coś, w co zapewne nie uwierzycie.

DOM!!! DOM W CENIE POKOJU!!!

Wolnostojący domek, cały nasz, cały dla nas, DOM, DOM, DOM, NASZ DOM!!!

Dom stał na kompletnym odludziu. Z mediów dysponował wyłącznie prądem. Nie było gazu, wody, ogrzewania ani kanalizacji. Była tzw. „sławojka” na zewnątrz (polecam w środku nocy w miesiącach zimowych).

Mieliśmy nieszczęście mieszkać tam trzy miesiące – grudzień, styczeń i luty. Biegałam z wiaderkiem po wodę około 100 m. Zima = pompa zamarzała. My w środku również (brak ogrzewania).

Wytrzymaliśmy trzy miesiące i uciekliśmy. Po kilku miesiącach odezwał się kumpel męża. Rachunek za prąd (przy braku ogrzewania dogrzewaliśmy grzejnikiem elektrycznym, bo jak żyć?) przekraczający niemal czterokrotnie cenę najmu. Zapłaciliśmy.

6. Poza miastem.

Wielki dom tylko z pokojami na wynajem.

Pokoi 8. W każdym para ludzi (taki był zamysł wynajmujących). Sprzątanie – grafik. Efekt = syf.

Kuchenka elektryczna w holu, na który wychodzą drzwi każdego z pokoi. Efekt = każdego tygodnia 2-3 alarmy przeciwpożarowe. Bo on/ona wstawił/-a i zapomniał/ - a.

Kołchoz.

Ścianki takie, że słychać każde pierdnięcie (budynek budowany z myślą o wynajmie).

Wytrzymaliśmy rok.

7. Z powrotem w mieście.

Starszy pan, właściciel domu. Wynajmuje pokoje.

Pan w porządku, spokojny, nie wtrąca się, gdy nie trzeba. Ale lokatorzy!

Wspólna łazienka na 4 pokoje (w każdym para). Wieczorem powiesiłam pranie na suszarce podsufitowej. Na drugi dzień moje pranie na podłodze, a na suszarce pranie innych lokatorów.

Myję wannę po swojej kąpieli (pomijam sensowność wanny zamiast prysznica przy wynajmowanych kilku pokojach). Na drugi dzień – wanna jak zawalona węglem.

Myję kuchenkę (wspólną) po moim wykipiałym obiedzie. Na drugi dzień – kuchenka oblepiona syfem.

Wytrzymaliśmy rok.

Co za szczęście, że po tych wszystkich przygodach zakończyły się osobiste perturbacje i mogliśmy wreszcie osiąść na swoim!

Wynajem

Skomentuj (24) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 174 (200)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…