Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#79030

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Parę dni temu pojawiła się historia o mało współczującej policji. Przypomniała mi się moja własna.

Miałam jakieś dwadzieścia siedem lat i oficjalnie byłam bezrobotna, a nieoficjalnie dorabiałam sobie korepetycjami z angielskiego. Nie miałam samochodu ani prawa jazdy, więc do uczniów dojeżdżałam autobusem. Była późna jesień i szybko robiło się ciemno.

Tego feralnego wieczoru, w drodze do domu, postanowiłam wysiąść kilka przystanków wcześniej i zrobić szybkie zakupy w Biedronce. Z biedronki miałam do domu dosłownie dziesięć minut spacerkiem i miałam zamiar wrócić piechotą.

W połowie drogi zostałam napadnięta przez trzech osobników, rzucona na ziemię, skopana (próbowałam się bronić) i wyrwano mi torbę, w której miałam wszystko: portfel, telefon, słowniki, pomoce naukowe, kosmetyczkę, dokumenty swoje i mamy (załatwiałam coś dla niej wcześniej w ZUS) i dopiero co zrobione zakupy.

Po ataku ktoś ze świadków zadzwonił na policję. Przyjechali po jakimś pół godziny, pani policjantka bardzo niesympatyczna, odmówiła mi udania się do domu po drodze na komendę - w czasie szamotaniny wypadła mi jedna soczewka i dostawałam bólu głowy od nierównomiernego widzenia. Na komendzie czekałam w korytarzu przez dobre dwie godziny, zanim wezwano mnie i spisano zeznania.

Po spisaniu zeznań usłyszałam: "to może już pani iść do domu”.

Jak to iść? Sama? Nocą? Przez centrum miasta? Tuż po napadzie? Półślepa, bo bez soczewki...

"Tam jest postój, weźmie pani taksówkę”.

Za co? Cała kasa była w portfelu…

Po jakiejś godzinie, kiedy odmówiłam stanowczo pójścia pieszo do domu, wezwano wreszcie jakiś patrol i odwieziono mnie do domu, ale tak upokorzona zachowaniem naszej policji to chyba nigdy nie byłam...

Skomentuj (23) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 254 (282)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…